„Urodziłem się pod złą gwiazdą,
W złym domu
Pod złymi wpływami
Obrałem złą drogę,
Która prowadziła mnie
Do złych skłonności
Znalazłem się w złym miejscu,
W złym czasie"*To było miesiąc po tym, jak już umarł. Wszystko się unormowało, ba, nawet on sam zaczynał już powracać do zdrowia. O ile w jego przypadku w ogóle można mówić o normie i zdrowiu. Dwa tygodnie spędzone na oddziale szpitalnym to niezupełnie taki urlop, o jakim mógłby marzyć arystokrata. Magomedycy krążyli wokół jego pokoju, a on widział ich niechętne, pełne niejasnych uczuć twarze. Jakby mówili: to śmierciożerca. Oni zabijali. Jakim prawem my mamy ratować im życie? Na widok takich żalów wylewających się na ich posępne oblicza, Draco zastanawiał się, czy oni w ogóle brali pod uwagę jego zdanie? Jakby w ogóle miał ochotę tam być!
Czy brała je pod uwagę jakaś baba z ministerstwa, którą dyrektorka bezceremonialnie posłała do jego prywatnego, osobistego i jak najbardziej odgrodzonego od świata czarodziejów mieszkanka akurat wtedy, gdy ten dopełniał swojego żywota i w całkowitej agonii zwijał się na fotelu? Albo, czy ci piekielni lekarze nie mogli poprostu podać mu jakiejś trucizny? Tak, by i jego nędzne ciało połączyło się z całą nędzną resztą, która nigdy nie wybudziła się z dwudniowej śpiączki. Przypuszczał, że jest tylko kolejnym numerkiem wpisanym w rejestr. Kolejnym przypadkiem, który rozpatrują gdzieś pomiędzy porannym obchodem a popołudniową herbatką i ciasteczkami, na które młodzi lekarze zawsze udawali się do pielęgniarek. To śmieszne, ile zdążył zauważyć podczas swojego pobytu tam. Parę codziennych przyzwyczajeń, kilka osób, które odwiedzały codziennie swoich bliskich, chociaż ci najczęściej w ogóle nie zdawali sobie z tego sprawy. Otępieni eliksirami uspokajającymi, byli w swoim świecie, najpewniej gdzieś w odległej galaktyce.
Cudownie, Draco, trafiłeś do Świętego Munga, na oddział dla wariatów... Można upaść niżej? - mruczał do siebie przed snem, codziennie, co utwierdzało go w przekonaniu, że jeśli człowiek znajdzie się między wronami, zawsze kracze tak, jak i one. Najzabawniejsze było jednak to, że i jego tak traktowali. Jakby decyzja o tym, by połknąć jakichś pięćdziesiąt tabletek nie była jego całkowicie świadomym wyborem. Jakby zmuszały go do tego małe, wewnętrzne złośliwie głosiki, zawsze pojawiające się tam, gdzie mowa o niezrównoważonych psychicznie. Albo, jakby po prostu ktoś obcy wepchnął mu te pastylki do gardła, podlał alkoholem i zmusił, by przełknąć. Kompletnie nielogiczne. Już sam nie wiedział, który sposób traktowania jego osoby irytował go bardziej...
Fakt faktem, umieranie samo w sobie nie było doświadczeniem przyjemnym. Jakby zatapiał się w jakiejś wyjątkowo śliskiej i lepkiej otchłani, skąd nie było już żadnego powrotu. Wracać nie chciał, to było pewne. Po co wracać? Do szarego dzisiaj? Do dzieciaków w szkole? Draco Malfoy wypalił się, nim skończyła się wojna, nim wojna się rozkręciła. Jak to się stało, że z mrocznym znamieniem na ramieniu w końcu znalazł się po odpowiedniej stronie? Po stronie Wybrańca, Weasleya i szlamy? Po stronie Zakonu Feniksa i wszystkich tych przeklętych idealistów, którymi przez całe życie uczono go pogardzać, a których skrycie podziwiał za to, że on sam nigdy taki nie będzie. Niby miał cel – trwać przy rodzinie, mimo wszytko. Potem zmarła matka, ojciec nie zmienił swojego podejścia, płaszcząc się przed Sam Wiesz Kim niczym ta przeklęta Nagini. Nie, to nie było tym, czego chciał młody Malfoy. On chciał triumfować, chciał zwyciężać. Chociaż jeden przeklęty raz w życiu. Mimo tego że musiał obrać stronę Pottera, swojego odwiecznego wroga... Mimo tego że w ogóle nie rozumiał ich celów, ich ideałów. Po prostu... musiał wygrać. Wyczuł więc odpowiednią chwilę, zwracając się do McGonagall, która przyjęła go z wyciągniętymi ramionami. Szpiegów nigdy zbyt wielu, szczególnie tych dysponujących ważnymi informacjami, takich, których nigdy nie posądzałoby się o chociażby jedną myśl o zdradzie.
YOU ARE READING
Wielkie nadzieje
FanfictionChwilowo zawieszone: 08.03.2020 Aktualizacja 4.08.2019: 7/30 Rozdziały dodawane w każdy piątek (teraz częściej, bo mam dużo wolnego czasu). Długość bardzo nierówna, chociaż staram się nad tym zapanować. * Piosenka tytułowa: https://youtu.be/BGBM5v...