Rozdział 5 - Kończyna po kończynie

122 7 0
                                    

„Kończyna po kończynie
Ząb po zębie
Rwą się do środka, do mojego wnętrza
(...)
Żałuję
Że nie jestem kuloodporny
Nawoskuj mnie
Ukształtuj
Rozgrzej szpilki do czerwoności
I wbij je
Zmieniłeś mnie w to coś
Po prostu żałuję"

Sekundy mijały boleśnie szybko. Czuła pętlę zaciskającą się na jej szyi, z każdą chwilą coraz mocniej i mocniej. Nie znosiła uczucia bezsilności. Był tam, miała go na wyciągnięcie ręki, a pozwoliła mu uciec. W takich sytuacjach myślenie odkłada się na drugi tor, a liczy się na instynkt, który posiada każdy człowiek – trochę mniej lub bardziej zagrzebany pod tymi „ludzkimi" odruchami. Jej instynkt bardzo wyraźnie podpowiadał, że musi dorwać Malfoya. Niezależnie od tego, czy był winny, czy też nie. Jego obecność nie mogła przecież przynieść nic dobrego – nigdy nie przynosiła.

Łysy pracownik ochrony pojawił się przed nią, niczym spod ziemi. Gdyby miała teraz na to czas, zapytałaby, dlaczego nie siedział przy tych drzwiach cały wieczór. Przecież taki jest jego piekielny obowiązek, siedzieć przy tych czerwonych drzwiach i pilnować, by do środka nie dostał się żaden morderca, czy Malfoy, co w tamtej chwili wydawało się być tym samym.

- Widziałeś może...?
Przerwał jej jednym, beznamiętnym ruchem ręki, wskazując na ciemny zaułek po drugiej stronie ulicy.
- Blondyn poszedł tam.
Ruszyła bez zastanowienia, miała świadomość, że liczy się każda sekunda. Poczuła na ramieniu ciężką łapę ochroniarza. Miała tak mało czasu, a on jej przeszkadzał. Taki natrętny, taki.... - Tacy jak on nie są warci, by ich szukać. Pełno tu takich. Nie sposób ich nie zauważyć. Przychodzą i wychodzą z innymi dziwkami. Zawsze znajdzie się jakaś naiwna, która ich z nimi znajduje...
Wystarczyło mocno pociągnąć za rękaw marynarki, by uścisk wielkiej pięści natrętnego człowieka zelżał, a ona mogła iść dalej.

Pierwszym, co przykuło jej uwagę był mętny, odurzająco nieobecny wzrok Malfoya. Opierał się o brudną, ceglastą ścianę i patrzył gdzieś ponad te wypełnione po brzegi kontenery i nietrafione graffiti na ścianach. Miał na sobie tylko czarną koszulkę z logo jakiegoś zespołu. Żadnej kurtki, a przecież było okropnie zimno. Odczuła dziwną ochotę, by podejść i dowiedzieć się, co to za zespół, ale, kiedy miała to zrobić, coś na twarzy blondyna uległo drastycznej zmianie. Między brwiami pojawiła się ledwie widoczna, niespokojna zmarszczka i coś... To była chyba przyjemność. Dzika i nieokiełznana, której człowiek może ulegać tylko wtedy, gdy nad sobą nie panuje, albo – gdy jest pijany.
Cofnęła się z przerażeniem, gdy zorientowała się, że nie jest tam sam. Była zbyt pochłonięta jego twarzą, na którą padało wątłe światło z pobliskiej lampy ulicznej, by zauważyć klęczącą przed nim kobietę. To była dziwna sytuacja i Hermiona z całych sił chciała stamtąd odejść, ale przecież nie mogła. Możliwe, że to Malfoy jest zabójcą, a tamta dziewczyna jego kolejną ofiarą. Możliwe, że i poprzednią przywiódł do tego zaułka, by ostatecznie wywlec ją na wysypisko śmieci i zrobić jej te wszystkie okropne rzeczy. Możliwe, że... Hermiona wcale nie chciała się stamtąd ruszać. Stała jak zahipnotyzowana, obserwując blade palce Malfoya, które z każdym ruchem dziewczyny zatapiały się głębiej i głębiej w jej brązowych, gęstych włosach. Powinna krzyczeć, kazać się im od siebie odsunąć. Może nawet zwyzywać ją i wywlec za te włosy, które mimo ciemności zdawały się błyszczeć po każdym ruchu Ślizgona. Powiedziałaby jej, że seks z nieznajomym w tych okolicznościach skończyłby się dla niej tragicznie i... Właśnie, co potem? Nie mogła zrobić nic. Mogła tylko patrzeć jak z Malfoya zsuwają się czarne spodnie, jak tamta go dotyka i pieści. Granger wiedziała, że powinna czuć obrzydzenie, albo chociaż coś w stylu zawstydzenia, a stać ją było tylko na zniecierpliwienie, że to wszystko trwa tak długo. Widziała jak kolana tej idiotki są poranione od zbyt długiego kontaktu z bezlitosną, asfaltową nawierzchnią. Przecież mogła założyć spodnie. Usiłowała sobie przypomnieć, czy ofiara miała podobne zranienia, ale miała w głowie tak wszechogarniającą pustkę, że nie była w stanie przypomnieć sobie nawet, gdzie jest Harry.
Malfoy był ich jedynym podejrzanym i Hermiona nie da się odstraszyć przez takie obsceniczne i... Rozpustnie rozchylone usta mężczyzny wydały z siebie pierwszy niski jęk i wiedziała już, że jest całkowicie stracona. To było jak zbyt gorący prysznic, który jednocześnie rozluźnia twoje mięśnie, ale też daje im sygnał, że coś jest nie tak. Powinna być teraz w mieszkaniu z Ronem, albo siedzieć przed jak najbardziej niebezwstydnymi aktami, usiłując podpisać je odpowiednimi, równie niebezwstydnymi, datami.

Wielkie nadziejeWhere stories live. Discover now