- Mogę wejść? - zapytał Jono.
- Tak.. - szepnęła Astrid.
- Szwaczki uszyły już twoją suknie. Jest piękna i luźna. Idealna na wesele. Zwłaszcza że to wesele wodza. - powiedział i uśmiechnął się wrednie.
- Nie wiem czy powinnam na nie iść. Dziecko nie długo się pojawi. - powiedziała Astrid.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - powiedział Jono.Tego wieczoru jej prześladowca poszedł do swojego warsztatu. As siedziała sama na fotelu. Bujała się delikatnie. Nagle ktoś zapukał do dżwi.
- Proszę wejść! - krzyknęła i wstała.
- To ja.... - powiedział głos Czkawki. Astrid spojrzała na niego zdziwiona.
- Czego tu szukasz? - zapytała.
- Myślałem nad naszą kłutnią. - powiedział.
- Ach.. Stare dzieje. - westchnęła Astrid.
- Wydaje mi się nie logiczna. Twoje postępowanie nie ma sensu. Przyznaj się nie przyjaźniłaś się z Anriką? Wtedy byłem zbyt zamyślony by się tym przejmować. Teraz widzę że to wpływ Jona. - powiedział.
- Groził mi. Więc jeśli pragniesz dobra mojego, dziecka i Berg musimy być oddzielnie. - powiedziała.
- Nie mogę jestem ziemią a ty słońcem jak możesz rozkazać ziemi by nie krążyła w około słońca? Nie da się! Jono kiedyś zapłaci mi za to co nam zrobił. - powiedział.
- Narazie musimy ochronić nasze dziecko. - powiedziała i uśmiechnęła się do niego smutno.
- Nie. Nie poddam się kiedyś jeszcze będziemy razem. - powiedział i pocałował ją po czym odszedł.Jono spojrzał na swoją armię.
- Jutro to miasto będzie nasze!! - krzyknął a tłum zaczął wiwatować.