Rozdział Trzeci. Domek z Kart.

89 9 1
                                    


Następnego dnia byłem niespokojny. Co chwilę sprawdzałem telefon, zaciekawiony czy zadzwoni. Przyłapałem się nawet na siedzeniu i wpatrywaniu się w magiczne urządzenie. Potrząsnąłem głową, próbując wyrzucić z myśli nowego przyjaciela. Ale czy na pewno był to “przyjaciel”? Czy więzi tak głębokie mogą się wytworzyć po kilku zaledwie godzinach znajomości? Wydawało się to praktycznie niemożliwe. W końcu, aby się czymś zająć, wyjąłem z szafki trzy talie kart. Usiadłem przy stoliku i ze skupieniem zacząłem układać z nich domki. Gdy karty zaczynały mi się kończyć, zadzwonił telefon. Aż podskoczyłem zaskoczony, przez co mój karciany zamek runął cicho na ziemię. Odebrałem, próbując zachować pozory spokoju, mimo ekscytacji jaka mi towarzyszyła. Umówiliśmy się na kolejne wyjście wieczorem. Już nie mogłem się doczekać.

Nasze spotkania trwały przez 3 miesiące. Wychodziliśmy co kilka dni i miło spędzaliśmy czas. Utwierdziłem się w przekonaniu, że James jest moim przyjacielem, opoką na której mogę oprzeć wszystkie swoje marzenia. Wydawało mi się, że potrafimy zrozumieć się bez słów!

Szkoda, że moje sny i wizję nie układały się tak pomyślnie jak życie towarzyskie. Co noc śniła mi się inna okropna scena, co chwilę z innej epoki, coraz to różne sposoby śmierci. Zawsze jednak pozostawał na mnie ślad po tych “przygodach”. To zadrapanie, jakby od krzaków, to znowu zapach dymu przylegający do mojego ubrania. Wszystko to było męczące. Sprawiało, że chodziłem niewyspany i każdy w koło to widział, niestety.

Któregoś wieczora James zaprosił mnie na wieczorny spacer. Twierdził, że pomoże mi to zasnąć, jeśli nawdycham się czystego, nocnego powietrza. Szliśmy obok siebie, rozmawiając na neutralne tematy. Wydał mi się jednak troszkę inny niż zwykle. Jakby odległy. Stanął nagle przed bramą cmentarza.
- Wejdziemy tam na chwilę? - zaproponował z lekkim uśmiechem.
- D-Dlaczego? - spojrzałem na niego zaskoczony - Przecież tam jest strasznie…
- Daj spokój Ash, będziesz ze mną. I to tylko na chwilkę!
W gruncie rzeczy, przekonał mnie tym. Wszedłem za nim na ponury cmentarz. Nagrobki były otulone mgłą, milczące. Lecz człowiek miał wrażenie, że obserwują każdy jego ruch. Jakby ostrzegały “Ty także tutaj skończysz! I to szybciej niż ci się wydaje…” Sny, które miałem ostatnimi czasy wcale nie pomogły mi w obecnej sytuacji. James najwyraźniej to wyczuł i chcąc dodać mi otuchy, chwycił mnie za rękę. Zarumieniłem  się delikatnie i poczułem się pewniej, jakby mniej samotny. Uśmiechnąłem się słabo.
Zaprowadził mnie do cmentarnej kaplicy. Z jakby lekkim zaciekawieniem popchnął drzwi, aby zerknąć do środka. Spojrzałem za nim. Ta ciekawość wydawała się zaraźliwa.
- Już mi nie uciekniesz Ash… - szepnął mi do ucha. Jego głos brzmiał jakby tysiąc innych głosów było w nim zawarte.
Zaskoczony spojrzałem na niego, dokładnie w chwil,i gdy wepchnął mnie do środka kaplicy i zamknął drzwi. Zerwałem się z ziemi i podbiegłem do nich.
- James!? Co to ma znaczyć!? Wypuści mnie!- biłem pięściami w drewno. Z zewnątrz odpowiedziała mi tylko cisza.
A wszystkie moje wyobrażenia, dotknięte przez lęki, rozsypały się… niczym domek z kart.

PrzebudzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz