- Nie żyje- usłyszałam od Ally, mojej wspólniczki.
Świetnie.
Kolejny trup do kolekcji.
- Naznacz ją- powiedziałam.- Za 3... 2...1... teraz!
Szybkie ukąszenie na przegubie i gotowe.
- Teraz tylko dostarczyć go do Salidie- mruknęłam, ukłuwając lewe ramię zmarłego strzykawką. Po chwili wypełniła się ona szarym, świecącym płynem.
Nacisnęłam okrągły, niebieski przycisk na bransoletce, którą nosiłam na lewej ręce.
Przede mną wyłoniła się winda. Razem z Al weszłam do niej i tak jak zawsze wybrałam przycisk z literą S.
Skoro już mam chwilę wytchnienia od mojej pracy, mogę się przedstawić, chociaż pewnie i tak mój żywot nikogo nie interesuje.
Nazywają mnie Lucy. Choć na imię mam Łucja. Mam 15 lat oraz wspólniczkę i pupilka, pietnastocentymetrową wężycę o połyskujących czarno łuskach.
Jestem wysoka na 165 centymetrów.
I choć może wydaje się to dziwne, mam naturalnie białe włosy z czarnymi końcówkami.
Do tego niebieskie, hipnotyzujące, jak to mówią, oczy i czerwone usta.
I jeśli jest to ważne, to jestem też panią Śmiercią.
I właśnie wracam z tak zwanego duszenia.
Ale nie chodzi tu o to, że kogoś dusiłam, a ten ktoś zmarł.
Chodzi tu o inny proces- proces wysysania duszy ze zmarłego. Jest to konieczne, żeby ta osoba wylądowała w swoim upragnionym niebie (choć i tak rzadko kto się tam dotaje).
Winda zatrzymała się w miejscu, a jej drzwi się utworzyły.
Zobaczyłam swój dom.
Piękne, spalone lasy, idealne, zanieczyszczone powietrze i oczywiście ludzie, którzy zabijają się na każdym kroku.
Ups. Zjechałam za nisko.
Szybko wycofałam się z powrotem do maszyny, zanim któryś z morderców mnie zauważył.
W windzie znowu puszczali tą nudną muzykę, którą słychać w niej od lat.
Choć nadal mam nadzieję, że z "Hell forever"* jakiegoś rockmana narodzi się jakaś spokojniejsza muzyka o ciekawszym tekście, a nie czymś w stylu: "Umrzyj, umrzyj, w piekle jest cool, umrzyj, umrzyj, wyrusz z nami w bój".
Dla mnie to czysta reklama piekieł, ale Lucek pewnie dużo zapłacił, że puszczają to tu przez 27 lat.
Drzwi ponownie się otworzyły.
Przede mną ukazał się widok, jaki widziałam codziennie; czarno-biała dolina, czarno-białe domy. I ludzie, ubrani w czarne ubrania.
Piękny świat. Mój świat. Salidie.
Skierowałam się do pierwszego budynku po lewej: wysokiego gmachu, siedziby Dusicieli (nie boa dusicieli).
Wejścia strzeże tu zawsze jeden ze strażników, ale na mój widok wszyscy tylko pobłażliwie się uśmiechają i prowadzą do sali.
Dziś było tak samo. Może z wyjątkiem tego, że zamiast Trevora, wysokiego strażnika o blond włosach, wejścia pilnował Steve, niższy mężczyzna o włosach kasztanowych. Okazało się, że Trev ma dziecko (kto by pomyślał?) i że wziął sobie z tego powodu wolne na 3 dni.
Weszłam prostokątnej sali o śliwkowych ścianach i dużej ilości plakatów. W rogu stało jasne biurko, zagracone papierami, a obok półki i szafa. Było tu mnóstwo metalowych stolików. Czekała tu na mnie Sally, moja pingwinia mentorka i kolejny pupil. Jest ona malutka, mniejsza od Ally i ma błyszczące granatowe futerko.
Dziś wyjątkowo nie wpychała do siebie kolejnej paczki żelków.
- Cześć Sal- mruknęłam, kładąc strzykawkę na jednym ze stolików i siadając na fotelu przy biurku.
- Macie go?- odpowiedziała, bez przywitania.
- Nie było trudno go zdobyć- wysyczała Ally i przypełzła do jednej z szaf. Otworzyła ją zgrabnie swoim ogonem i wyciągnęła z niej jedną z forem wielkości i kształtu człowieka, wykonanych z dziwnej, przezroczystej substancji.
- Edward Fires, właściciel firmy fistaszków, lat 77- przeczytałam na głos z kartki danych jegomościa, po czym dopisałam- Data zgonu: 26 stycznia bieżącego roku. Babcia dokończy resztę- powiedziałam i zerwałam się z fotela, aby rozpocząć drugą fazę zmarłego: Formowanie.
*ang. piekło na zawsze
___________
CZYTASZ
Śmiertelna myśl.
FantasyDziewczyna, której przeznaczeniem jest bycie Śmiercią. Chłopak, który jest potomkiem słynnego Zabójcy. Wujek, który jest piekielnie wuluzowany. Oraz rozgadany pingwin, który po upiciu się colą... lata? Opowiadanie zawiera śladowe ilości kotletów i h...