ROZDZIAŁ MOŻE BYĆ TROCHĘ DZIWNY I WZBUDZAJĄCY PODEJRZENIA CO DO TEGO, ŻE JEGO AUTORKA JEST NORMALNA. WSZELKIE SKARGI I SKIEROWANIA DO PSYCHIATRYKA PROSIMY NA WIADOMOŚCI PRYWATNE LUB ADRES EMAIL:
shippingsorcia@gmail.comDUMDUM.
Poczułam pode mną coś miękkiego. Jak trawa na wiosnę, albo... Dywan. Różowy, puszysty dywan, rozłożony w całym pomieszczeniu. Było tu na tyle jasno, aby wyróżnić poszczególne elementy.
Znajdowaliśmy się w kuchni. Przestronnej i nowoczesnej kuchni. W jednym z rogów znajdował się zlew, po prawej lodówka, na beżowych ścianach zawieszone były szafki.
Ale coś mi tu nie pasowało. Nie dość, że było tu cicho, to jeszcze zbyt idealnie.
- Lodówka!- Emil zerwał się z podłogi i podbiegł z radością do wspomnianego przedmiotu. Przytulił ją ciepło.- A teraz, zgadnijmy kotku, co masz w środku.- Dobrał się do drzwiczek i otworzył je z siłą olbrzyma.
Rozłożyłam się na dywanie, z uczuciem błogiego spokoju. Zostaję tu.
- Tylko kotlety.- Mruknął chłopak.- Mrożone i w dodatku prawie przeterminowane.- Westchnął ciężko, szperając jeszcze.- Czekaj, chyba coś mam!
Usiadłam, aby zobaczyć co robi mój wspólnik.
- Masło.- Powiedział bez uczucia, nawet nie pokazując mi go.- Ojoj.- Na posadzkę rozlało się mleko, tworząc wielką, białą plamę.
- Jest coś jeszcze?- spytałam.
- Masz ci babo placek.- Pokazał mi ciasto z truskawkami, uśmiechając się pobłażliwie.
Usłyszałam za sobą dźwięk tłukących się słoików, a nastolatek natychmiast spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
- Przypomina mi się taki horror, o zmutowanej krowie, która napadała na ludzi i wysysała z nich krew, zastępując ją mlekiem. Tworzyła takie mleczne zombie, które...
- Weź bądź cicho- skarciłam go.
Dźwięk był coraz głośniejszy.
- Miała na imię Mućka.- Rzekł cicho, obracając w rękach kotlety.
Spojrzałam na niego z wyrzutem, po czym zaczęłam wodzić wzrokiem po półkach w poszukiwaniu wroga.
Czyżby to dla nas przygotowali?
Nagle wszystko ucichło. Przestaliśmy nawet oddychać.
- Chyba chcieli nas...- Zaczął Emil, ale zapiszczał niczym kotlet pieczony na gorącym oleju.
- Co?- Zerwałam się z ziemi.- Kto tu jest?
Obróciłam się, słysząc ciche szemranie.
- Cing ciang ciong- odrzekły trzy ziarnka ryżu na posadzce. Miały na sobie kowbojskie kapelusze, a do tego wąsy jak szeryf. Co gorsza, były uzbrojone. W paluszki z sezamem.- Majtki ściong*.
Otworzyłam szeroko oczy, a po chwili także buzię. Ukradkiem ujrzałam minę Emi'ego. Wykrzywiona w grymasie twarz, z cieniem uśmiechu, a w oczach paraliżujący strach.
- Chyba chcą twoje majteczki w kotleciki- szepnęłam do niego.
- A skąd ta pewność?- Zapytał drżącym głosem.
- Bo znam ryżowy?- Odpowiedziałam z wyrzutami.
W odpowiedzi chłopak zanurkował do lodówki.
Już widzę ten napis na jego nagrobku: "Oddany lodówce. Był z nią nawet w ostatnich minutach życia".
Później wszystko działo się szybko. Towarzysz rzucił się na ryż, atakując je czymś, a potem usiadł na podłodze z zadowoleniem wypisanym na twarzy.
- Co. To. Było.- Wysapałam.
- Zaatakowałem te mordercze ziarnka tym- pokazał mi wałek do ubrań.
- Już lepiej byłoby je zdzielić kotletem. Wypadłbyś bardziej heroicznie- mruknęłam.
- Ważne, że już ich nie ma, tak?- Popatrzył na mnie z wyrzutem.
Tym razem usłyszałam stukot kopyt.
- Czy oni nie mogą dać nam spokoju?- Westchnęłam.
Z mroku wyłaniała się postać. Emil schował się w objęcia swojej kochanki lodówki.
Zarysy stały się coraz bardziej wyraźne. Była to...
- Weź ją! Weeeź!- Zaczął znowu piszczeć Emi, rzucając w zwierzę masłem.
- Daj spokój- zachichotałam.- To tylko krowa.
- Tak. A życie to tylko gra. To zło wcielone, nie krowa!
Podeszłam do stworzenia i pogłaskałam je delikatnie po grzbiecie.
- Patrz, jaka słodka. Kto jest moją słodką krówką?- Zaczęłam się bawić z podopieczną, ale ona w odpowiedzi podeszła do plamy mleka i mucząc donośnie, piła je.
- Słodka? Będziesz mówić inaczej, gdy wyssie z ciebie krew. Już gromadzi mleko na podmiankę, hę?- Myślałam, że do tej lodówki wejdzie. On jest jakiś nienormalny.
- Kotlety, domestos i krowy. Czego ty jeszcze się boisz?- Mruknęłam, siadając na jednym z blatów.
- Ryb. Ale to tylko sporadycznie.- Oświadczył.
- Założę się, że boisz się jeszcze czegoś.
- Odezwała się panna waleczna. A ty? Czego się boisz?
Ciemności. Straty. Zdrady. Ryżu. Zguby. Kary. Zapomnienia. Tego, że cię stracę.
- Boję się pająków.
Chłopak zaśmiał się głośno.
- Czyli typowa panienka.- Zadrwił.
- Odezwał się gościu, który boi się kotletów.- Parsknęłam.- Co zrobimy z tą krową?- Zapytałam.
Nastolatek poszperał w kieszeni spodni i wyciągnął z niej coś różowego.
- Vanish! Zaufaj różowej sile!- Udarł się na całe gardło.
- Nosisz w kieszni Vanish?- Otworzyłam szeroko oczy.
- A ty nie?- Spojrzał na mnie jak na głupią.
- Ja jestem normalna. W kieszeni noszę Calgon.- Wyciągnęłam proszek.
- Dusza, życie każdej pralki to Calgon!- Zaśpiewaliśmy jednocześnie, po czym zachichotaliśmy.
Emil dolał do mleka na podłodze kilka kropel cudownego płynu z jego kieszeni.
- Co ty robisz, głupi mielony kotleciku?- Krzyknęłam na niego.
- Vanish. Zaufaj różowej sile...
- Zapomnij o plamach- dokończyłam szeptem.
Faktycznie, plama zniknęła. A wraz z nią krowa. Poszła sobie. Tak po prostu.
- Dzisiaj już chyba nic mnie nie zdziwi- mruknął Emi.
Po kuchni rozległ się stukot obcasów.
- Chyba jednak nie- zauważyłam.
Kroki zbliżały się, a my tylko patrzyliśmy z trwogą w otchłań.
- Podaj mi patelnię z piekarnika- rzuciłam do niego półgębkiem, podejmując decyzję.
Przedmiot spoczął w mojej dłoni, a ja poczułam się bezpieczniej.
Uderzyłam wroga zaraz po przekroczeniu linii mroku.
Postać upadła na dywan jak długa.
Emil zapiszczał z zachwytu, upuszczając swój wspaniały Vanish.
- Nie! To nie może być on!- Zachwycał się.
Ja tam nie wiem, co wspaniałego widzi w gościu w garniturze.
Mężczyzna podniósł się, otrzepując z kurzu. Spojrzał na mnie i podał rękę w geście powitania.
- Bond. James Bond.- Powiedział tym swoim słynnym głosem.
Otworzyłam szeroko oczy. Właśnie zdzieliłam Jamesa Bonda patelnią!
- Logax. Lucy Logax. Lucy Agnieszka Logax. Lucy Agnieszka Emilia Logax. Lucy Agnieszka Emilia 'Mlaskacz' Logax. Lucy Agnieszka Emilia...
- Wystarczy- przerwał mi Emi.- Nie będziemy tu siedzieć do rana.
- Mów mi Lucy.- Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Wydawał mi się tak jakby... młodszy? Jakby był w moim wieku.
- Co wy tu robicie?- Rozejrzał się po kuchni.
Przypomniałam sobie o jednym szczególe.
- Dlaczego ma pan na sobie szpilki?- Zapytałam go.
Speszony spojrzał na swoje neonowo różowe obcasy.
- Ostatnio taka moda.- Wykręcił się
- Ooo, muszę spróbować.- Odezwał się mój wspólnik.
- A co pan tu robi?- Zaczęłam przesłuchanie.
- Biorę udział w konkursie. Najwyraźniej zabłądziłem.- Ruszył do lodówki, ale Emil nie pozwolił mu jej otworzyć, szepcząc pod nosem jak Gollum "Mój skarb...".
- Na liście nie było żadnego Jamesa Bonda- zdziwiłam się, biorąc z misy z owocami jabłko i gryząc kawałek.
- Ale był Wiesiek spod mostu.
Kawałek ugrzązł mi w gardle. Zakrztusiłam się nim, a kiedy odzyskałam dar mowy, odłożyłam jedzenie.
- Wiesiek... Most... To pan?- Wyszeptałam, niedowierzając.
- No a jakże!- Ucieszył się.-Nie wiecie co z pozostałymi?
- Nie. A czy pana spotkały jakieś, hmmm, potwory?- Zapytał chłopak.
- Spotkałem tylko uciekającą krowę. Swoją drogą, dobry tytuł na film. "Uciekająca krowa", albo "James Bond i uciekająca krowa", albo...
- "James, uciekająca krowa". O, to byłoby idealne- syknęłam z pogardą.
- Faktycznie.- Popatrzył na mnie z uśmiechem.-Muszę cię zatrudnić.- Schował ręce do kieszeni.
- Długo nas tu jeszcze będę trzymać? Umieeeram z głodu.- Emil zaczął krążyć po kątach z miną udręczonego wielbłąda.
- Przecież w lodówce są kotlety- westchnęłam.
Spojrzał na mnie, jak gepard na kotleta.
W tym samym momencie coś wessało mój Calgon, leżący na dywanie.
- Nie!- Krzyknęłam i rzuciłam się za nim.
- To pewnie ta krowa! Ratuj się kto może!- Emi zaczął panikować i biegać po kuchni, wymachując rękoma.
Jamie wziął ode mnie patelnię i przywalił nią chłopakowi prosto w łeb. I tak ujęłam to zbyt łagodnie.
- Karm go kotletami, zabierz Vanisha i myj szczotką od kibla.- Tak dziwne instrukcje od tak poważnego gościa. Niesamowite.
W podłodze utworzyła się wielka dziura, która wessała nas do środka.
-Coś jak spłuczka od kibla!- Wydarł się do mnie Bond.- Zawsze wiedziałem, że ci od WKnś są kreatywni!
Wylądowaliśmy na wielkim polu poduszek, gdzie na środku znajdował się już piedestał dla Halinki.
- Nareszcie. Czekaliśmy na was.- Rozległ się jej przesłodzony głos.
Wszyscy zgromadzeni patrzyli na siebie zagubionym wzrokiem, w których widziałam strach. Było nas co najmniej połowę mniej.
- Pierwszego dnia wyeliminowaliśmi tchórzy i słabeuszy. Jak widać, było ich dość dużo. Do następnego etapu przechodzi dziewiętnaście osób.- Zaszczebiotała.
Wodziłam wzrokiem po tłumie.
Ognistowłosi, Pomarańcze, Teletubisie... Wszyscy tu byli. Oj, nie będzie łatwo.
- A teraz każda z drużyn opowie o swoim wyzwaniu.- Ustąpiła miejsca dla drużyn.
Jak się okazało, każdy miał na sobie jakieś siniaki lub zadrapania. W porównaniu z nimi wyglądaliśmy komicznie.
Uczestnicy dzielili się na cztery grupy; zaatakowani przez niedźwiedzia, zamknięci w szklanej kopule, umieszczeni w wielkim basenie pełnym rekinów i tym podobnych oraz na zatruwanych gazami typu domestos. Do tego dochodziliśmy my.
Powoli ruszyłam w stronę piedestału, razem z Emilem i Jamesem.
- A wy? Jaka katastrofa was dotknęła?- Zapytała Halina.
- Zaatakował nas-wskazałam na mnie i Emi'ego- morderczy ryż.- Usłyszałam chichoty.- Uzbrojony!- Podkreśliłam.- Do tego krowa. I spotkaliśmy Jamie'ego- wskazałam tym razem na koleżkę.
- Niemożliwe.- Zaśmiała się prowadząca.- Przejrzymy kamery.
Na wielkim płótnie za nami wyświetlono film z naszej ryżowej bitwy. Wszyscy patrzyli na to z minami godnymi popularnych memów internetowych, a Hali po prostu stała, wykonując tak zwanego facepalm'a.
Po skończonej projekcji rozległy się głośne oklaski.
Prowadząca westchnęła, odprowadzając nas na miejsce.
- A miał was zaatakować zmutowany królik...*celowy zabieg. Inaczej by się nie rymowało, prawda? :D
CZYTASZ
Śmiertelna myśl.
FantasyDziewczyna, której przeznaczeniem jest bycie Śmiercią. Chłopak, który jest potomkiem słynnego Zabójcy. Wujek, który jest piekielnie wuluzowany. Oraz rozgadany pingwin, który po upiciu się colą... lata? Opowiadanie zawiera śladowe ilości kotletów i h...