Dzień 7 - Morze złodziei

0 0 0
                                    

Koke to chyba wolę sam sprzedawać

7 stycznia

Gdy w końcu dostrzegł nadjeżdżający autobus, wstał z ławki i pomachał do kierowcy, aby ten nie przejechał obok. Rozklekotany pojazd zatrzymał się, rozdmuchując przy tym świeżo napadany śnieg. Od rana sypie i na trawnikach uzbierało się ponad 20cm białej masy.

Chłopak, który zdążył już porządnie zmarznąć wszedł do środka autobusu i kupił bilet u kierowcy. Był piątek, ale nie jechał do szkoły. Usiadł na wyblakłym siedzeniu i sprawdził godzinę.
Zostało jeszcze 16 minut. Do autobusu wsiadła starsza pani. Spojrzała się na dwóch obecnych, a potem ponownie skupiła się na miętowych landrynkach. Kupuje je regularnie u faceta w kiosku, a że nie ma zębów, dziamga jednego naprawdę długi czas.

Podczas gdy autobus ruszał z kolejnego przystanku, nastolatek wspomniał wtorkowy wieczór.

- Co to jest, to jest szkielet w wodzie?
- A ty... Czekaj.
- Ja od północy płynę.
- Dobra to idę w twoją stronę. Widzę cię spuść żagiel. No halo! Co za gałgan - w słuchawce usłyszał śmiech swojego przyjaciela.
- Właź nie marudź.
- Ta. Kręć kurde w lewo. Jeszcze. Jeszcze. No, idealnie na wprost.
- No to siup, wędeczka i można sobie coś złowić. Na fort płyniemy?
- Nie, wiesz... Jestem umówiony z Natalie. Jakieś jedno zlecenie i muszę kończyć.
- Eeeee... No wiesz ty co.
- Weź... nie wiem... z Richardem zagraj - Roześmiał się gardłowo.
- Jasne, ten przegryw to pewnie na oczy takiej gry nie widział.
- No.
- Dobra, to skoro ty i tak zaraz kończysz to ja zmykam. Zagram se w GTA.
- No okej. - zaczął rozłączać się z serwerem - To wychodzę z TS'a, do jutra.
- Tylko nie przemęcz swojej dziewczyny! Ja już wiem co wy będziecie robić tam w nocy.
- Nie jest moją dziewczyną i przychodzi na maks 15 minut.
- No, no. Na razie
- Cześć.
Wyłączył komputer i wstał od biurka. Chłopak nie przepadał za Natalie, ale spotkanie było konieczne.

Autobus zatrzymał się na docelowym przystanku. Chłopak wyszedł i zaczął kierować się do miejsca, w którym spędzał ostatnio bardzo dużo czasu. Kilka miesięcy temu mocno zmienił swoje otoczenie. Stało się to nagle. Na początku czuł dumę i miał wrażenie, że wreszcie jest dorosły. Teraz jednak żałował swoich decyzji.
Opanowała go samotność i wszechogarniający stres. Wydarzenia ostatnich kilku dni dały mu pewność, że spaprał sobie życie. Najgorsze jednak jest to, że nie tylko sobie.

- Cześć.
- Siema.
- Nikogo nie ma w domu, możesz swobodnie mówić - Zamknął za nią drzwi.
- Słuchaj, wiem że nie udało ci się w zeszłym tygodniu i szef też to wie. Nie jest zadowolony - chłopak milczał - Co się tak patrzysz? - Natalie usiadła przy stole i otworzyła plecak - Ummmm, tu masz część pieniędzy, ale za tamtą akcje O'Ryan był zmuszony potrącić trochę groszy. Przelicz sobie.
Wziął do ręki cięki plik banknotów, szybko przekonał się, że jego obawy się potwierdziły.
- Jesteś pewna, że nie mogę dostać jeszcze trochę? To jest naprawdę mało, a sama wiesz jaka jest u mnie sytua...
- Jestem pewna. Następnym razem bardziej się postarasz i może ci to wynagrodzą, ale wątpię.
- Cholera - walnął w blat kuchni i przewrócił kubek po kawie - Dobra, a towar?
Dziewczyna parskneła udawanym śmiechem, który bardziej przypominał chrumknięcie.
-Przyjdź jutro. Jeśli myślałeś, że jestem taka głupia to mocno się przeliczyłeś - dziewczyna mówiąc to spakowała z powrotem plecak i wstała od stołu - Na razie. I pamiętaj o długach - spojrzała się na niego wymownie i skierowała się do drzwi. On w tym czasie był na skraju wytrzymałości, a łzy cisneły mu się do oczu. Podczas podejścia do wyjścia patrzył się jej na tyłek. Pomimo grubej kurtki był mocno uwydatniony dzięki przymałym spodniom.

Kiedy wyszła miał niemały problem w spodniach. Skoczył do łazienki i po wykonaniu zamierzonej czynności został tam, aby znowu użyć swojego największego przekleństwa. Żyletka przecieła jego skórę tylko kilka razy.

Tchórz - pomyślał,gdy szedł po ośnierzonym chodniku. Znalazł się w znanej sobie dzielnicy, która należała do biedniejszej części miasta. Jeszcze pół roku temu obgadywał tutejszych mieszkańców razem z kolegami. Ależ był głupi.

Zaraz jednak dotarło do niego, że nadal jest tak samo głupi, jeśli nie bardziej.

Po przeciwnej stronie ulicy włóczył się wychudzony mężczyzna. Z daleka było widać, że jest na haju. Zaczerwienione ślepia natrafiły na chłopaka, a wielkie wory pod oczami nadały mu zarówno żałosnego jak i przerażającego wyglądu. Nastolatek odwrócił szybko wzrok i wlepił go w stopy. Znoszone zimowe buty zostawiamy nierówny szlak na podłożu.

Gdy spojrzał na wyłaniający się z daleka, znienawidzony przez niego budynek, pomyślał o swojej ostatniej wizycie w tym miejscu. Było to zaledwie dwa dni temu, a wydaje się tak odległe.

- Wchodź.

Chłopak bez słów przekroczył próg i otoczył go znany nieprzyjemny zapach. Wszedł do pomieszczenia, w którym znajdowało się już parę osób. Nikt się nie odezwał, a zaledwie jedna spojrzała na nowego przybysza. Siedzieli i przygotowywali heroinę. Brązowe grudki walały się w różnych miejscach nie mówiąc już o folii aluminiowej. Wszyscy obecni byli znużenia i spokojni. To jeden ze skutków wdychania oparów. Nastolatek jednak nie zamierzał dołączyć do tego "wesołego" grona.

- Dawaj do kuchni.

Chłopak powolnym krokiem podążył za towarzyszem.

- Tu masz brązową, a tu białą, nie pomyl znowu - spojrzał na niego z wyrzutem.
- Tak.
- Jak uda ci się to opchnąć do poniedziałku, dam ci resztę kasy. Pamiętaj żeby zawitać do Torres'ów. Daj im działkę brązowego gratis. I jak zawsze jeżeli dowiem się o jakimkolwiek przekręcie lub, że zażywasz ten towar to jak ci się poszczęści nie zaliczysz kulki w łeb. Zrozumiano?
Kiwnął głową. O'Ryan nie ukarał go ponownie za ostatnie niedociągnięcia, po prostu podał mu zawiniątka i wskazał drzwi.
- Wyjazd.
Chłopak odwrócił się i wyszedł. Jakby nigdy nic. Jakby wcale nie trzymał przy sobie gigantycznej ilości narkotyków. I jakby nie widział radiowozu na poboczu w drodze do tego miejsca.

Nie złapali go. Nie zwrócili nawet na niego uwagi. Przeszedł dosłownie parę metrów od psiarskich, a oni tylko przyglądali się mu. Dzięki temu był w stanie stać teraz na chodniku i patrzeć z przerażeniem na scenę, która rozgrywała się przed nim.

Miejscowy dziwak także go zauważył. Ruszył chwiejnym krokiem w kierunku otępiałego nastolatka. Chłopak nie ruszał się. Wiedział, że nie ma szans. O tym mężczyźnie głosił różne plotki. To był prawdziwy postrach tutejszych gangsterów. Był. W gazecie nic nie mówiono o śmierci dziwaka choć każdy o tym słyszał. Byli świadkowie. Ale... Nie było już handlarza.

Gęsty śnieg przybrał jeszcze na sile i w 30 minut ciało nastolatka zostało w całości przykryte.

Ktoś robi czaszkę. Będzie miał dużo skarbów.
Forty to jednak opłacalny biznes.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 01, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

365 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz