I

450 24 1
                                    

Wszystko jest pisane z perspektywy głównego bohatera - Ticci Toby'ego.

I znowu będzie trzeba sprzątać. Niezła była impreza z okazji, że kolejna pasta do nas dołączyła, a jest nią mianowicie Candy Pop. To jest taki jakby klun? Jest wysoki , ma niebieskie włosy, uszy szpiczaste jak elf, a ubiór tak jak mówiłem : klaun.
Oczywiście kto się obudził pierwszy, bo dużo nie pił? Mój przyjaciel Masky! Zajadał sernik... ble , aż mi nie dobrze.
Chciałem zrobić sobie gofry, ale niestety ktoś mi przerwał.
-Może byś się ubrał , a nie pół nagi chodzisz.- zaczepił mnie.
-nie chcesz się podniecić? Rozumiem. Przy mnie każdy, by się podniecił, a zwłaszcza ty.-odpowiedziałem.
Ten pustym talerzem we mnie rzucił, ale zrobiłem unik.
-idiota- powiedział szeptem.
Posprzątałem ten rozbity talerz.
Powoli wszyscy zaczęli się budzić.
-ale mnie głowa napierdala.- powiedział Jeff łapiąc się za głowę tak samo jak inni.
-nie tylko ciebie.- powiedziała Nina z grymasem na twarzy.
-a ja jestem tak zajefajny, że mnie głowa nie boli.- wszyscy strzelili face palm'a gdy usłyszeli moją wypowiedź.

Po posprzątaniu. Nie chciałem za nudzać sprzątaniem.
Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, a ja w końcu się ubrałem w to co zawsze.
Wychodząc z pokoju wpadłem niechcący na Candy Pop'a.
-lepiej byś wyglądał bez ubrań.- zaśmiał się chytrze, a ja się zarumieniłem.
Patrzyłem w jego oczy , a on w moje.
Po chwili jednak poszliśmy we swoje strony. Czyżby kolejny zboczeniec. Sally siedziała w salonie i oglądała bajki. Oczywiście ja dołączyłem się do niej. Akurat zaczęła lecieć moja ulubiona bajka... MY LITTLE PONY!!
Od zawsze wiedziałem, że przyjaźń to magia, a zwłaszcza moja i Masky'ego. Jesteśmy jak bracia , tyle że on tego nie widzi.

-Toby! Slenderman Cię woła!-usłyszałem krzyk Bena.
Zignorowałem go.
Dopiero gdy bajka się skończyła postanowiłem ruszyć się i iść do Slendusia, no ale on sam po mnie przyszedł.
-Ben nie  przekazał ci informacji ,że Cię wzywam?-pochylił się.
-ee ehehehe...-zacząłem drapać się po głowie.
-ehh Tobiaszu. Jutro masz oprowadzić Candy Pop'a po okolicy i przy okazji zamordujcie kogoś.
-to ma być kara?
-nie.
Trochę wkurzony wróciłem do oglądania bajek. No kurwa dlaczego ja ,a nie np. Laughing Jack?! Idealnie do siebie pasują! Nie żeby coś, ale taka prawda.
Lepiej go oprowadzę , bo wiem co Slender mi zrobi jak tego nie zrobię. Ehh. No niestety.
-Sa...Sally co ty robisz?!-podskoczyłem jak zobaczyłem co ona trzyma w ręce. Szminkę!
Dziewczynka zaczęła się śmiać. Wstałem i pobiegłem to zmyć. Gdy zobaczyłem siebie w lustrze... zmarłem... wyglądałem jak dziewczyna!
-słodko wyglądasz.-powiedział... CANDY POP?!
-co ty tutaj robisz?!-nie no super...
-mógłbym spytać o to samo.-uśmiechnął się dziwnie.
Szybko umyłem twarz i pobiegłem do swojego pokoju. Ponownie zacząłem rozmyślać. Dlaczego on tak na mnie działa? Po kilku chwilach ocknąłem się. Nazwać to chwilami? Jest 2 w nocy! Przynajmniej kilka godzin!
Poszłem do łazienki, rozebrałem się ,umyłem zęby i wróciłem do pokoju.
Wszedłem pod kołdrę pachnąca goframi i natychmiast zasnąłem.

Au moja... nie to nie ten scenariusz... tak czy siak obudziły mnie ćwierkające ptaszki. Czekaj... czemu te okno jest otwarte?!
-no żesz japierdole, trochę prywatności!-zdałem sobie sprawę, że cały zapach gofrów wyleciał przez okno. Zamknąłem je i pół nagi wyszłem z pokoju zdenerwowany. Mogłem się domyślić kto to. Pewnie Masky znowu coś knuje...  Szukałem go po całej rezydencji, a ten sobie siedział w kuchni wpierdalając sernik! Podeszłem szybkim krokiem i zwaliłem mu ten sernik razem z talerzem na podłogę.
-chłopie kurwa! Co ci odbiło?!-wstał.
-a co ci odbiło otwierać u mnie okno w pokoju?!
-może raz na tydzień byś przewietrzył!
-wietrzyłem wczoraj i gówno ci do tego.
No i kłótnia, by dalej trwała gdyby nie Slender, który jak zwykle się wpierdolił tłumacząc się, że go już głowa boli.
-spokój chłopcy! Ty Toby z tego co pamiętam miałeś iść z Candy Popem.-powiedział poważnym tonem pan Slenderman
O cholera, która godzina?!
-zapomniałem.-odpowiedziałem.
-tobie to się często zdarza.-ledwo co Masky'ego nie pierdolnąłem.
-zamknij jape skurwysynie idę się ubrać. Żegnam.-no i jak powiedziałem to i tak zrobiłem.
Wszedłem do swojego pokoju. Z szafy wyciągnąłem to co zawsze lecz nagle.
-słodko wyglądasz , gdy się złościsz.-powiedział Can... CANDY?!-szczególnie bez bluzki-dodał i posmyrał mnie po policzku.
-ty jesteś wszędzie tam gdzie ja! Kim ty jesteś?!-zarumieniłem się. Dlaczego on tak na mnie działa?! Slendi zawsze gdy Cię potrzebuje to Cię nie ma...
Wyminąłem go i poszłem do łazienki.
Wszedłem pod prysznic , lecz po chwili ktoś zapukał.
-kto tam?-spytał Jeff.
-hipopotam kurwa myju myju.-odpowiedziałem ironicznie.
Jeff zamilkł, nie no wszędzie idioci nie licząc mnie. Szybko skończyłem się myć i ubrałem. Wróciłem do pokoju. On nadal tam był.
Założyłem swój pas , a do niego wsadziłem toporki, założyłem gogle na głowę i maskę na twarz.
-emm a ty gdzie masz broń? -spytałem.
On zza pleców wyciągnął jakiś wielki młot, kolorowy.
-ok jestem już gotowy-powiedział.
Co to kurwa jest... Slendi ratuj.
Wyszliśmy razem z rezydencji co wyglądało dziwnie i zacząłem go oprowadzać po okolicy.
-no więc tak po prawej stronie masz las tak samo jak po lewej.i ogółem wszędzie jest las. A teraz chodźmy kogoś zamordować. Chcem mieć to już z głowy.
-nie śpiesz się tak słodziaku.-mrugnął do mnie jednym okiem. Zarumieniłem się, ale na szczęście mam maskę przez co tego nie widać. Jakby tak popatrzeć z innej perspektywy to Candy jest nawet słodki.. czekaj co?! Nie pomyliłem scenariuszów? Wszystko się zgadza... Zabijcie mnie.
I mam mu to powiedzieć?!?!
Ehh.
-wiesz co? Na swój sposób jesteś słodki, nie żeby coś, ale...
-no już nie schlebiaj mi. Obydwoje dobrze wiemy kto pisze ten scenariusz... czekam na prawdę w twoim głosie "jesteś słodki"
-to się nie doczekasz na tą prawdę.
-pewny jesteś?
-nie.
-tak myślałem.
-patrz tam jest pierwsza ofiara.-wskazałem palcem na jakąś blondynkę.
Razem z Candym schowaliśmy się w krzakach. Ehh czy ja naprawdę musze? Wolałbym drzeć się w tej chwili na Masky'ego.
Podeszliśmy do niej od tyłu. Ja ją profesjonalnie obezwadniłem, a ten pieprzony klaun zabił ją swoim wielkim młotem.
-mogłeś mnie zabić!-wykrzyknąłem.
-no i co?-zaśmiał się.
-jesteś draniem.
-i to jakim draniem takiego innego jak ja nigdzie indziej nie spotkasz.-powiedział z uśmiechem na twarzy.
Masky=drań
-już spotkałem.
-ko...kogo?
-Masky on jest większym draniem od ciebie.-w głowie narodził mi się szatański plan.
-jak to?!
-no normalnie. Strasznie wielki z niego drań.
-a to przydupas. Rozlicze się z nim jak wrócimy.-Jestem ciekaw co on mu zrobi... nie mogę się doczekać.

gejowskie love story |TicciCandy|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz