-Rozdział 1-

215 27 9
                                    


            Słońce powoli zaczęło wschodzić nad horyzontem, a pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez jasne zasłony do niewielkiego pomieszczenia. Zza okna było słychać cichy ćwierkot ptaków i szum liści na wietrze. Na łóżku właśnie leżał Kiran – szesnastoletni, zwyczajny chłopak. Był dość niski, miał jasne, karmelowe włosy, opadające mu na twarz, i zielone oczy. Pod okiem znajdował się pieprzyk. Nagle w pokoju rozległ się drażniący i monotonny dźwięk budzika. Blondyn ociężale podniósł się i wyłączył urządzenie. Nastała przyjemna cisza, przerywana tylko odgłosami z zewnątrz i krzątaniną z dołu. Westchnął ciężko i niechętnie usiadł na skraju łóżka. Odgarnął jasną grzywkę z twarzy, rozciągając się zaraz z sennym pomrukiem. Z dołu można było usłyszeć wołanie matki chłopaka.

Zaraz potem pojawiła się w drzwiach, zerkając przez nie do pokoju.

— Kiran, wstawaj już! Ubieraj się i schodź, bo śniadanie jest już gotowe!

Po tych słowach kobieta zniknęła, Kiran tylko skinął głową w odpowiedzi. Wstał i ociężałym krokiem podszedł do szafy. Otworzył drzwi i przejrzał się w lustrze. Sięgnął po grzebień i zaczesał karmelowe włosy do tyłu. Niestety te zaraz znowu wróciły na swoje miejsce, zasłaniając czoło i okalając policzki chłopaka. Mruknął coś pod nosem i przebrał się z piżamy w prosty mundurek, który miał obowiązywać w jego nowym liceum. Biała koszula, brązowe spodnie i szary krawat z herbem placówki. Na to chłopak narzucił zwykły, szary sweter. Chociaż jeszcze lato na dobre się nie skończyło, poranki bywały chłodne. Jeszcze raz Kiran spróbował poprawić dłuższe włosy tak, żeby nie zasłaniały mu pola widzenia. Przerwał mu to jednak głos jego matki, która wołała go z dołu.

Chłopak szybko jeszcze podszedł do szafki nocnej, stojącej koło łóżka, by z niej zabrać wisiorek z niebieskim kryształem. Dostał go od dziadka jeszcze przed jego śmiercią, a teraz traktuje to jako największy skarb i talizman szczęścia. Chwilę się wahał, czy go założyć, czy schować tylko do kieszeni. Słysząc jednak zniecierpliwioną rodzicielkę, szybko zarzucił rzemyk na szyję a kryształ schował pod sweter i sprawnym krokiem pobiegł na dół, na śniadanie.

— W końcu, śpiący królewiczu! Myślałam, że już cię stamtąd nie zwlekę! — zaśmiała się mama chłopaka.

Była niską, już ponad trzydziestoletnią kobietą. Długie do ramion, jasne włosy miała spięte zazwyczaj z tyłu, żeby te nie przeszkadzały jej podczas gotowania. Oczy w odcieniu chłodnej szarości właśnie przyglądały się Kiranowi, gdy ten niechętnie siadał do stołu.

Na stole rozstawione było parę talerzyków z różnymi smakołykami. Jeszcze zaspany wzrok zielonych oczu chłopca rozejrzał się po tym wszystkim. Sięgnął po dwa jajka sadzone i kromkę chleba tostowego. Mama po chwili dosiadła się i sama sobie nałożyła na talerz śniadanie.

— Jak się czujesz? Przygotowany na swój wielki pierwszy dzień w szkole? — zapytała z łagodnym uśmiechem na twarzy.

— Niezbyt... — odpowiedział jej bez większych emocji.

— Rozmawiałeś z dyrektorem, a propos jakiś dodatkowych kursów dla świetlików, albo zajęć? Dostałeś plan?

— Tak, mamo... już w lipcu z nim o tym rozmawiałem.

Karen, bo tak nazywała się matka chłopca, zawsze była nadopiekuńcza i wypytywała o wszystkie szczegóły. Musiała wiedzieć wszystko, choćby miała to być najgłupsza pierdoła. Dopóki było to związane z jej ukochanym i jedynym synem, było to ważne. Po tej krótkiej wymianie zdań nastała na chwilę cisza. Oboje jedli swoje śniadanie, kiedy Kiran przerwał ją pytaniem:

FireflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz