Obudziłam się cała spocona podnosząc do pozycji siedzącej. Przetarłam dłonią kropelki potu z czoła i z westchnieniem spojrzałam na puste miejscem obok mnie, po którym delikatnie przejechałam ręką.
Było jeszcze ciepłe co oznaczało, że Camila musiała niedawno wstać.
Jeszcze chwilę patrzyłam w punkt przed siebie po czym też wstałam z łóżka. Opuściłam sypialnie udając się do łazienki, w której wykonałam poranne czynności lecz przy myciu twarzy trochę za długo patrzyłam w swoje odbicie w lustrze, widząc w nim nic niewartego bandytę. Pokręciłam głową i opuściłam pomieszczenie, w którym aktualnie przebywałam.
Zeszłam na dół do kuchni, w której zauważyłam Panią mego serca przez co delikatnie się uśmiechnęłam i do niej podeszłam składając drobny oraz czuły pocałunek na policzku brunetki. - Hej kochanie. Jak się spało? - zapytałam radośnie lecz młodsza spojrzała na mnie z poirytowaniem. - Super, jak zawsze. - posłała mi fałszywy uśmiech, na co ciężko westchnęłam i dolałam sobie do wczorajszej, zimnej kawy whisky upijając dość sporego łyka.
Nie układało nam się... Odkąd pamiętam to od zawsze, ale Camila potrzebowała pieniędzy oraz domu a ja, cóż... Prowizorycznego ciepła oraz kobiety.Przywitałam się z synem, który właśnie jadł śniadanie i po rozczochraniu jego ciemnych włosów udałam się na taras gdzie usiadłam na jednym z leżaków i pijąc swój nie za dobry napój patrzyłam w dal rozmyślając nad sensem swojego marnego życia oraz snem...
Był to strasznie nieudany i źle zaplanowany napad. Do tego postrzelił mnie jakiś przypadkowy typ, który mieszkał na posesji, na której się zatrzymaliśmy...
Tak naprawdę zginął Tyrone. Ja upozorowała swoją śmierć na jego zwłokach by ominąć wyrok i wyrwać się z tego całego gówna.
Pamiętałam jak stałam i patrzyłam zza płotu gdy chowali "mój" grób, a żona i syn to "opłakiwali".
Dobrze wiedziałam, że nawet gdybym naprawdę umarła nikt by po mnie nie płakał.
Brunetka ma po mnie same złe wspomnienia, a Ethan...
W dzieciństwie prawie wcale mnie nie widział a jak już to wiecznie podpitą i kłócącą się z jego matką.
Z ciężkim westchnieniem pokręciłam głową i do końca wypiłam zawartość tego co miałam w kubku. Odłożyłam go na drewniany stolik i kładąc się na leżaku zamknęłam oczy. Marząc by było tak jak zawsze chciałam lecz wybrałam złe karty... Gdyby tylko cofnąć czas i nie wchodzić w dilerkę za czasów liceum,a potem nie być w gangu... Za późno. Już nigdy nie pozostanę wolna. Czułam, że popadałam w coraz to większe załamanie i alkoholizm kiedy wracały do mnie wspomnienia. Fakt ilu ludzi zamordowałam bez ani grama współczucia lub żalu. Robiłam to z uśmiechem na ustach w ogóle nie przejmując się tym, że w większości byli to niewinni ludzie.Po jakiś czasie usłyszałam jak moja żona krzyczy na kogoś mówiąc aby jak najszybciej wyszedł i więcej się tu nie pojawiał na co zmarszczyłam brwi. Wstałam z leżaka i udałam się w stronę swojej wielkiej wypasionej willi. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka udając się na przedpokój, z którego dobiegały krzyki. Stanęłam za kobietą i podniosłam wzrok zauważając nikogo innego niż swojego starego wspólnika z gangu oraz byłego przyjaciela Mike'a. Camz od zawsze się go bała, z resztą nie dziwie się. Od zawsze był popierdolony i bipolarny... Nigdy nie było wiadomo co nagle mu odpierdoli, czy nie wyjmie spluwy z kieszeni i nie strzeli komuś w łeb. Szczerze mówią wiedziałam, że tylko mi nic nie zrobi. Chociaż teraz stał wkurwiony i gdyby jego spojrzenie mogło zabijać już dawno leżałabym martwa. - Co tu robisz, Mike? - warknęłam czując jak moje ciało całe się spina. Złapałam brązowooką za ramię i lekko popchnęłam ją w stronę salonu. Załapała aluzje bo bez żadnych sprzeciwów ani głupich tekstów, które jeszcze bardziej by mnie nabuzowały poszła tam i usiadła wraz z synem na kanapie. - No jak to co, Lauren? - odezwał się z wymalowaną kpiną na twarzy. - Przyjechałem odwiedzić moją starą dobrą przyjaciółkę, która od dobrych dziesięciu lat leży w piachu i ogląda pieprzone kwiatki od spodu. - zacisną pięści dalej powstrzymując się przed wybuchem. - Jak ci się wiedzie Lauren Estrabao, hm? - zaśmiał się. - Co? Myślałaś, że cię nie znajdę? - znów usłyszałam jego fałszywy śmiech, przez który przewróciło mi się w żołądku. Wzięłam większy haust powietrza i przymykając powieki zrobiłam krok w jego stronę. - Posłuchaj, Mike... - mruknęłam. - Nie mam ochoty widzieć cię w swoim domu i jeśli myślisz, że wrócę do tego wszystkiego po tych dziesięciu latach to jesteś w błędzie. - powiedziałam patrząc prosto w oczy osiwiałego mężczyzny, który uniósł brew na moje słowa. Pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi, chwilę później łapiąc za klamkę. - Jeszcze zobaczymy, Estrabao. - na jego twarzy wkradł się ten sam obrzydliwy, pełny kpiny uśmiech, na który lekko się skrzywiłam. - Do zobaczenia, skarbie. - powiedział puszczając mi oczko, a chwilę później opuścił moją posiadłość.
Co to miało być? O chuj mu chodziło? Nie miałam zamiaru wracać do tego co było... Nie mogłam, znów zawiodłabym swoją małą brunetkę, ale z drugiej strony.... Nie, nie mogę. Pokręciłam głową i ciężko westchnęłam na swoje myśli wracając do pomieszczenia, w którym znajduję się moja rodzina. Camz od razu wstała z kanapy i krzyżując ręce na piersiach wbiła we mnie palące spojrzenie. - Co to kurwa miało być?! - uniosła się. - Mówiłaś, że już więcej ten chuj tutaj nie przyjdzie! - krzyczała i machała rękoma. Zrobiłam krok w jej stronę i złapałam za ręce brązowookiej, która chwilę później wyrwała je z mojego uścisku. - Nie dotykaj mnie. - warknęła, na co wywróciłam oczami i znów, tylko tym razem mocniej złapałam nadgarstki młodszej kobiety przyciskając ją do ściany. - Posłuchaj mnie kurwa. - syknęłam, patrząc wprost brązowe tęczówki. - Nie wiem skąd on się do cholery tutaj wziął i jak mnie znalazł więc nie musisz drzeć na mnie mordy. - uniosłam głos mocniej wciskając Camile w ścianę przez co ta obradowała mnie kopnięciem w krocze abym się odsunęła.
Syknęłam i łapiąc się za obolałe miejsce zrobiłam krok w tył. - Kurwa! - jęknęłam. - Pojebało cię?! - spojrzałam w stronę swojego szczęścia, a ta pokazała mi środkowy palec. - Już dawno, w dniu ożenienia się z tobą. - fuknęła, ruszając w stronę wyjścia. - Jakbyś chciała wiedzieć idę do trenera od tenisa. Tylko on potrafi dobrze się mną zająć. - powiedziała złośliwym tonem przez co mocno zacisnęłam pięści.
Nienawidziłam chuja. Wiedziałam, że pod moją nieobecność posuwał Camz w naszej sypialni, ale mimo wszystko starałam sobie wmówić, że tak nie jest. W końcu jeszcze ich na tym nie przyłapałam.W złym humorze udałam się do kuchni, w której znów złapałam za butelkę whisky. Tym razem nie fatygując się po szklankę ani kawę, otworzyłam butelkę upijając z niej kilka sporych łyków. Ciecz rozpalała moje gardło jak i żołądek, ale nie przeszkadzało mi to. Zamknęłam oczy oddając się trunkowi, gdy nagle znów usłyszałam ten głos, przez który na całym moim ciele pojawiała się gęsią skórka. - Właśnie przez ten cholery alkohol nie może być między nami dobrze. - szepnęła, wydając się być... Smutna?
Odłożyłam butelkę i przeczesując swoje długie fale otworzyłam powieki lecz nikogo już przy mnie nie było...
Zostałam sam na sam ze swoimi myślami i butelką z napojem, który rozwalał wszystko dookoła mnie.Rodzinę, przyjaźń, pracę i mnie od środka....

CZYTASZ
Pieniądze przesiąknięte krwią. - camren pl -
Fanfiction- Lauren upozorowała swoją śmierć by zacząć razem z żoną i swoim synem nowe życie jednak jej mroczna przeszłość nie daje jej spokoju... A po dziesięciu latach znów staje się rzeczywistością. -