Nagle jego ciężar na mnie opadł. Nie wiedziałam co się dzieje, jednak po chwili zauważyłam sztylet w jego plecach. Mike syknął z bólu. Powoli położyłam go na ziemii. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Josha. Podbiegł do mnie i mnie przytulił? Wydawał się załamany i zrozpaczony. Lekko pogładziłam go po plecach. To musiało wyglądać idiotycznie, bo Mike leżał i zwijał się z bólu, a Josh mnie tulił. Chore. Czemu muszę brac udział w tej wojnie pomiędzy jakimiś gangami? Czemu powoli czuję więź z tymi ludźmi! Idiotyczne.
Po chwili odepchnęłam Josha i ruszyłam przed siebie bez słowa. Chciałam odejść od nich. Odciąć się. Mike złapał mnie za kostkę.- U-uciekaj przed Agnes...- powiedział.
Kim ona jest? O co jej chodzi?
- Jesteście braćmi. Josh zanieś go do domu. Mam to gdzieś, że jesteś zły na niego i byś go najchętniej zabił, ale musisz mu wybaczyć, że jest idiotą.- rzekłam.
- Ja muszę się gdzieś zaszyć.- odparłam i poszłam.
***
Nie wiedziałam gdzie chcę pójść. Wiedziałam, że zanim się gdzieś ukryję, to muszę wstąpić do kwiaciarni.
Nacisnęłam klamkę i usłyszałam to charakterystyczne skrzypnięcie. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Jane, która stała za ladą, zobaczyła mnie i do mnie podbiegła.
Miała łzy w oczach, jednak szybko je wytarła.- Co się stało?! Gdzie ty byłaś?!- zaczęła pytać.
- Ja sama nie wiem...Ile mnie nie było?- spytałam.
- 3 tygodnie!-krzyknęła.
Aż tyle minęło? Jakim cudem. Przytuliłam Jane. Ona z początku zdziwiona, stała i nie wiedziała co zrobić, jednak po chwili odwzajemniła uścisk. Tęskniłam za nią i jeszcze zatęsknie.
- Jane...Ja muszę gdzieś się ukryć. Nie wiem, co robić! To dla mnie za dużo.- zaczęłam panikować.
Jane przycisnęła mnie mocniej do siebie i pogładzila po głowie.
- Możesz pojechać do domu moich dziadków, od dawna nikt tam nie mieszka, jedynie czasem ktoś przyjdzie i nakarmi zwierzęta. Ten dom jest niezwykle stary, a przy nim jest jeszcze stodoła, więc byś musiała zająć się zwierzętami. - powiedziała.
- Jane...Jesteś niesamowita!- krzyknęłam uradowana i przytuliłam ją mocniej.
***
Jak się okazało wioska znajdowała się blisko miasteczka. Łatwo było do niej dojechać.
Dom był stary, nieduży i błękitny. Koło niego była mała drewniana stodoła. Czerwony kolor już wyblakł, jednak nadal miała swój urok. Podobało mi się tu. Weszłam przez skrzypiącą, metalową furtkę i podeszłam do drzwi.P.W Josh
Lucy odeszła, a ja nic nie zrobiłem. Nic nie powiedziałem. Nie próbowałem jej zatrzymać, choć chciałem i to bardzo. Mike leżał przede mną i zwijał się z bólu. Wziąłem go na barana i zaczęliśmy kierować się w stronę naszego domu rodzinnego.
Zastanawiało mnie, czemu Agnes tak bardzo chce Lucy? O co tu chodzi? Lucy to zwykła dziewczyna.
- Mike?
- T-tak?- odparł.
- Czemu Agnes chce Lucy? O co jej chodzi?
- To ty nie wiesz?- odpowiedział ze zdziwieniem.
***
P.W Mike
Myślałem, że żartował z tym pytaniem, jednak zdziwienie jakie malowało się na jego twarzy, mówiło wszystko.
- Czyli naprawdę nie wiedziałeś.- powiedziałem.
Było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie, jednak na nic się nie skarżyłem.
- Nie wiedziałem...Ale skoro no wiesz to czemu? Czemu teraz?- spytał.
- Nie wiem. - powiedziałem.
Nagle zwymiotowałem na jego ramię.
- Kurwa! - krzyknął.
- Ja pierdole sorry, ale to ty wbiłeś we mnie sztylet. - rzekłem.
Zaśmiał się. Zaczęlismy kierować się do szpitala. Powoli traciłem siły. Ciekawe czy umrę?
P.W Lucy
Weszłam do domu. Był staroświecki, ale właśnie takie budynki lubiłam najbardziej. Miał jeszcze jedno piętro, na które prowadziły drewniane schody. W salonie była duża kanapa z ozdobnymi poduszkami i stare, zielone fotele. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Cholera. Ktoś tu jest? Nie wiedziałam co zrobić. Może to gość od zajmowania się zwierzętami?
Nagle moim oczom ukazał się wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Byl niesamowicie przystojny i kogoś mi przypominał.
Po chwili mnie zauważył i wbił we mnie wzrok. Staliśmy w milczeniu przez krótką chwilę.- Co tu robisz i kim jesteś? - spytał nieznajomy.
- Yyy...Jestem Lucy i moja koleżanka Jane pozwoliła mi się tu zatrzymać. Kim ty jesteś? - odparłam.
- O! Jane to moja siostra. Nazywam się Matthew, ale mów mi Matt. - powiedział z uśmiechem.
- Zatem co tu robisz? Jane mówiła, że nikt tu nie mieszka. - powiedziałam.
- Miałem kryzysową sytuacje i nie miałem gdzie się podziać. Rozwód i takie tam. - odpowiedział smutno.
- No cóż widocznie pomęczymy się ze sobą i takie tam. - rzekłam z uśmiechem.
- Chyba masz racje. Ja teraz pójdę zająć się zwierzętami, a ty się rozgość. - powiedział i się uśmiechnął.
Matt wyszedł, a ja udałam się na górę, żeby rozpakować swoje rzeczy.
P.W Mike
Ja i Josh znaleźliśmy się już w domu. Ethan nie odzywał się do mnie. Nie dziwię mu się.
Sztylet nie pozostawił po sobie jakiś poważniejszych obrażeń. Nie wbił się tak głęboko. Czułem się lepiej.- Teraz śmierdzę tobą pedale. - syknął Josh.
- Co Mike tu robi?! - krzyknął Ethan.
- Lucy mi kazała go zabrać. - powiedział.
- Aha. - odparł Ethan.
No właśnie. Co ja tu robię? Wstałem z kanapy i zacząłem kierować się do drzwi. Tęskniłem za nimi i jeszcze zatęsknie.
Nagle Josh złapał mnie za rękę
-Mike no...przestań. Zostań chociaż na noc. - powiedział spuszczając wzrok.
CZYTASZ
~I will kill you~
Teen FictionLucy wiedzie marne życie. Jest kwiaciarką bez jakiegoś lepszego wyjształcenia, jednak pewien klient zmienia jej życie o 360°.