Królowa Serena Stark część 1

14 5 0
                                    

Wielka uroczystość, mająca na celu wybór żony dla króla, przyciągnęła istne tłumy. Miasto wręcz pękało w szwach, a dla pięknych dziewcząt brakowało już miejsca w Czerwonej Twierdzy. Mimo to samego Aegona interesowała tylko jedna panna, podopieczna Baeli.

Wiedział jednak, że regenci nie zaakceptują tej decyzji. Warunkiem dla każdej kandydatki było to, że już zakwitła i nie przekroczyła trzydziestego roku życia. A słodka Daenaera, jedyna poza Gaemonem osoba, która potrafiła go rozbawić, miała jedynie sześć lat.

Dziewczęta przybywały masowo każdego dnia i mimowolnie zaczął kojarzyć kilka: Myrmadorę Haen, chodzącą wiecznie w prześwitujących jedwabiach, wyjątkowo wulgarną, piegowatą Patricię Redwyne, wyuzdaną Moriah Qorgyle z Dorne, praktyczną, opanowaną i przerażającą Barbę Bolton, męską i silną Serenę Stark, która zdążyła już zirytować dziesiątki lordów... I Myrielle Peake, córkę Namiestnika, którą ten usilnie wpychał w ramiona młodego króla.

I tego wieczora musiał podjąć decyzję. Wszystkie panny wystroiły się w najlepsze stroje. Nawet dziewczyny Mormontów włożyły suknie, w których wyglądały zaskakującą ładnie. Ale on nie pragnął żadnej z nich. Żadnej z obecnych. Chciał jedynie Daenaery Velaryon, ale wiedział, że nie da rady przekonać Unwina. Musi wybrać jedną z przedstawionych. Tylko którą?

Myrielle Peake odrzucił na wstępie z czystej wściekłości na jej ojca. I zdecydował się pod tym samym kątem szukać kandydatki. Zbyt szlachetnie urodzonej, aby ją odrzucić, i zbyt trudnej do zgryzienia na jego Namiestnika. To nie było trudne. Tak naprawdę lord Unwin żywił szczerą urazę tylko do jednej dziewczyny.

Zaledwie trzy dni temu jeden z Palców wdał się w bójkę ze starym człowiekiem z Północy imieniem Don. Poszło o coś nieistotnego, obydwaj byli po prostu bardzo pijani. Jednak dziki mężczyzna zza przesmyku uderzył ze zbyt wielką siłą, zabijając na miejscu jednego ze strażników Namiestnika.

Lord Peake był wściekły. Kazał natychmiast zamknąć mężczyznę w celi i chciał go już kolejnego dnia oddać katu. I właśnie podczas wydawania wyroku wkroczyła Serena Stark.

– Nie wyrażam zgody – powiedziała głośno. – Ten człowiek jest moim poddanym, pochodzi z Północy, a my nie wysługujemy się katami. To haniebne obarczać winą za spowodowanie śmierci człowieka inną osobę. Zgodnie z północną tradycją, kto wydaje wyrok, ten powinien spojrzeć człowiekowi w oczy i wznieść miecz. Inaczej nie może być pewny, że ta osoba zasługuje na śmierć. I zapomina, jaką wartość ma ludzkie życie.

Aegon wzdrygnął się, obserwując zajście. Przypomniał sobie masowe egzekucje po zajęciu przez lorda Unwina urzędu Namiestnika. Kazano mu patrzeć. Nie wolno było odwrócić wzroku. Ale on i tak w końcu przestał widzieć. Potem całą noc nie spał, nadal słysząc krzyki ofiar.

Jednak Peake nie potraktował słów dziewczyny poważnie.

– Z całym szacunkiem, lady Stark, ale co sugerujesz? Mam puścić tego człowieka wolno? Osobiście go ściąć niczym dziki barbarzyńca...? – roześmiał się, a kilku ludzi zawtórowało mu nerwowym chichotem.

– My, dzicy barbarzyńcy, żyjemy zgodnie z prawem Pierwszych Ludzi. I najważniejsza dla nas jest sprawiedliwość. Jesteśmy surowym narodem, od lat żyjemy w głodzie, jednak królestwo nie dba o nasze potrzeby. Z ludem zza Muru musimy sobie radzić sami, z głodem musimy radzić sobie sami... A mimo to w trudnych czasach nadal przychodzimy wam z pomocą. Tylko dlaczego? Nie pomagacie nam, a wymagacie. Na co nam taki król?

Lord Unwin zaczerwienił się po same uszy. Kilka osób dyskretnie wymknęło się z sali, a Tessario Kciuk położył rękę na rękojeści miecza.

Wilkory i inne potworyWhere stories live. Discover now