Rozdział I

105K 1.8K 1.1K
                                    

Luiza

Zerknęłam na przeszkloną ścianę auli akademickiej. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, a na dodatek znowu zaczął padać śnieg. Wprawdzie czekałam z utęsknieniem na zakończenie wykładu, ale wzdrygnęłam się na myśl o wyjściu na kilku- albo nawet kilkunastostopniowy mróz. Dla takiego zmarzlucha jak ja dwukilometrowy spacer do mieszkania w zimny lutowy wieczór stanowił nie lada wyzwanie.

– Luiza, słuchasz? – Adam szturchnął mnie delikatnie łokciem w ramię.

Zwróciłam głowę w kierunku chłopaka, by po chwili przenieść spojrzenie na profesora, który szykował się do zakończenia wykładu i powtarzał najważniejsze punkty z dzisiejszych zajęć.

– Chyba odleciałam – odpowiedziałam szeptem. – Potrzebuję weekendu i odpoczynku – dodałam smętnie.

Adam stłumił parsknięcie.

– Coś często odlatujesz ostatnio.

W myślach przyznałam mu rację. Potrafiłam bujać w obłokach i zapominać o bożym świecie. Otrząsałam się dopiero wtedy, gdy ktoś przywoływał mnie do porządku – tak jak teraz mój chłopak.

Kiedy wykład dobiegł końca, na sali zapanował harmider. Studenci w pośpiechu pakowali komputery i zeszyty do toreb i plecaków. Był piątek, ostatnie zajęcia, więc wszystkim się spieszyło, by opuścić mury uczelni i rozpocząć długo wyczekiwany weekend.

Przeczesałam ręką włosy i stłumiłam ziewnięcie. Ten tydzień naprawdę dał mi się we znaki. Zbliżała się sesja, więc rozpoczęły się zaliczenia i kartkówki. Zarwałam dwie ostatnie noce, bo zależało mi na jak najlepszych ocenach. Chciałam starać się o stypendium rektora, żeby odciążyć finansowo rodziców. Przy samozaparciu i odrobinie szczęścia otrzymanie go było w zakresie moich możliwości.

– Zbieramy się – oznajmił Adam i zamknął laptopa z głośnym trzaśnięciem.

Podążyłam jego śladem, chowając komputer do torebki, ale nie wyrywałam się do opuszczenia miejsca. Zwykle czekałam, aż inni wyjdą z auli. Nie lubiłam tłumów i przeciskania się.

Dwie dziewczyny, które siedziały w rzędzie przed nami, ruszyły w stronę wyjścia. Do moich uszu dotarły strzępki ich rozmowy. Dyskutowały o zbliżającej się imprezie, o tym, jak dojechać do klubu i czy włożyć sukienki mimo mrozu. Nie wiedziałam, czy mogę tytułować się prawdziwą studentką, skoro takie tematy zupełnie mnie nie interesowały. W piątkowy wieczór marzyłam tylko o kocyku i ciepłej herbacie. Głośna muzyka, tańce, alkohol – to wszystko przyprawiało mnie o dreszcze. Adam raz wyciągnął mnie na imprezę dla pierwszoroczniaków i po tym traumatycznym doświadczeniu przysięgłam sobie, że nigdy więcej tego nie powtórzę. Byłam introwertykiem i nie czułam się dobrze w tłumie, a już szczególnie wśród głośnych, pijanych studentów. Może i robiło to ze mnie nudziarę, ale cóż, taka moja natura.

Gdy większość osób opuściła aulę, Adam chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do drzwi wyjściowych, a następnie skierowaliśmy się w stronę szatni. Kilka minut spędziliśmy w kolejce, by w końcu otrzymać swoje rzeczy. W pośpiechu włożyłam kurtkę, na głowę wcisnęłam czapkę, a szyję szczelnie owinęłam szalikiem. Z kieszeni kurtki wyjęłam rękawiczki z jednym palcem. Dostałam je rok temu na gwiazdkę od Adama i odtąd stały się moim nieodłącznym towarzyszem podczas jesieni i zimy.

– Naprawdę żałuję, że nie możemy spędzić razem weekendu – powiedział chłopak i nachylił się nade mną, by mnie pocałować.

Odwzajemniłam pocałunek, chociaż nigdy nie przepadałam za okazywaniem czułości w miejscach publicznych.

Uwięziona | WydanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz