Rozdział II cz. 1

55.3K 1.5K 1K
                                    

Dragon

Nie wiedziałem, dlaczego w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Nie upłynęła nawet minuta, odkąd Markus opuścił posesję, a już zacząłem żałować podjętej decyzji. Co też strzeliło mi do głowy? Dlaczego powiedziałem, żeby zostawili dziewczynę?

Westchnąłem i podszedłem do bramy, żeby zabezpieczyć ją na noc. Przez dłuższą chwilę patrzyłem w dal na rozciągający się nieopodal ciemny las i pokryte śniegiem drzewa. To miejsce było dla mnie oazą spokoju, tu mogłem odpocząć w samotności, oderwać się od tego syfu, który otaczał mnie na co dzień.

Samotność – kluczowe słowo, które nagle przestało mieć zastosowanie w moim życiu. Wystarczyło kilka minut, jedna nierozważna decyzja i znalazłem się w bardzo niekomfortowej sytuacji.

Przez chwilę rozważałem wykonanie telefonu do Markusa z informacją, że zmieniłem zdanie – ponownie, ale tym razem ostatecznie. Chciałem, żeby zabrał stąd dziewczynę, odwiózł ją do domu lub zrobił z nią to, co jego chory umysł mu podpowie.

Markus... Wszystkiego mogłem się po nim spodziewać, ale czegoś takiego bym w życiu nie przewidział. Po co on przywiózł do mnie tę nastolatkę? Żebym się, kurwa, zabawił?

Zabezpieczyłem bramę i odwróciłem się w stronę dziewczyny. Wciąż leżała na podjeździe w błotnistym śniegu. Trzęsła się. Nie miała na sobie kurtki, jedynie cienki sweter, czarne rajstopy i dżinsową spódnicę. Wprawdzie na zewnątrz było już ciemno, ale kiedy wychodziłem na spotkanie Markusowi, zapaliłem światło na tarasie, więc miałem teraz dobry widok na tę kupkę nieszczęścia.

Przez głowę przemknęła mi scena, jak czołga się na czworaka w moją stronę, z tą opaską na oczach i krwią zaschniętą na brodzie, z tym strachem, który bił od niej na kilometr. Nie wiedziałem, co czułem, chyba nic. Raczej nie byłem zdolny do odczuwania współczucia i empatii wobec drugiego człowieka, chociaż niewątpliwie można było się nad tą dziewczyną litować. Miała pecha, że Markus obrał ją za cel, ale nie poruszało mnie to. Jednak gdy tak leżała u moich stóp, a on podszedł, objął ją w pasie i zaczął ciągnąć w stronę samochodu, coś się we mnie zbuntowało. Nie chciałem, żeby trafiła w jego ręce i żeby mógł o niej decydować. To ja chciałem mieć kontrolę nad tym, co się z nią stanie. Impuls. Pochopna decyzja, której szybko zacząłem żałować, ale byłem na tyle dojrzały – by nie powiedzieć stary – że nauczyłem się ponosić konsekwencje swoich słów i czynów. Dlatego wyrzuciłem z głowy pomysł, by zadzwonić do Markusa, i podszedłem do dziewczyny.

– Dasz radę wstać, dzieciaku? – zapytałem, nachylając się nad jej drobnym ciałem.

Z jej ust wydobył się jedynie cichy jęk. Nie zastanawiając się dłużej, położyłem rękę na plecach dziewczyny, drugą wsunąłem pod kolana i ją uniosłem. Stłumiła kolejny jęk, przygryzając wargę. Wszystko miała mokre, pokryte śniegiem i błotem. Nie włożyłem kurtki ani marynarki, kiedy wychodziłem z domu, więc wilgoć z jej swetra szybko wsiąkła w moją koszulę. W dodatku gdy niosłem ją na rękach do domu, jej ubłocone buty kilkukrotnie otarły się o moje garniturowe spodnie. Zajebiście.

Była spokojna, nie wyrywała się, nie kopała, nie krzyczała. Nie wiedziałem, czy brakowało jej siły, czy uznała, że takie zachowanie nie miałoby żadnego sensu, ale to, że ze mną nie walczyła, odrobinę złagodziło moje rozdrażnienie.

Po wejściu do środka od razu skierowałem się do znajdującej się na parterze łazienki. Posadziłem dziewczynę na pralce i jeszcze przez chwilę trzymałem ręce na jej biodrach, by się upewnić, że nie osunie się bezwładnie na ziemię. Zdążyłem się zorientować, że Markus porządnie ją poturbował.

Uwięziona | WydanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz