26.06.2012
GlommyMała dziewczynka przebierała niecierpliwie nóżkami. Żółte kalosze, które na sobie miała były na nią o wiele za duże. Wolała te, które dostała dostała od taty - zielone we fioletowe kwatuszki. Ale mama zakazała jej w nich chodzić.
W końcu ojciec podał jej płaszczyk - czerwony i pasujący na nią idealnie.
Wsunęła ręce w rękawy i patrzyła jak tata skrupulatnie poprawiał jej kieszenie, rękawki i zapinał guziki.
Mężczyzna założył jej kaptur na głowę i poprawił zbyt długą grzywkę, zasłaniącą piękne, brązowe oczy dziewczynki.- Jesteś gotowa? - zapytał, przyprowadzając niedaleko stojący rowerek do dziecka.
Dziewczynka pokiwała przytakująco głową. Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Zostały jeszcze dwa dni.
Dziecko obróciło głowę w stronę małego kalendarza. Dwudziesty ósmy czerwca zaznaczony był dużym, czerwonym serduszkiem.
- Nie mogę się doczekać - powiedziała szczerze.
Tata dziewczynki złożył jej całusa na czole, a następnie otworzył drzwi. Wiedział, że gdyby jego była już żona dowiedziała się o samodzielnych wyprawach rowerowych córki, zamordowała by go z zimną krwią.
Uśmiechnął się sam do siebie na tę myśl.- Uważaj, na auta kochanie! - ostrzegł, gdy jego córka przekroczyła już próg domu. Ponownie pokiwała głową, a gdy zamknęła drzwi, spojrzał z czułością na swoją wiatrówkę Crosmana. Tak, kochanie. Jeszcze tylko dwa dni.
Mała dziewczynka w za dużych kaloszach i czerwonym płaszczyku - mimo zbliżającej się ulewy - pedałowała radośnie na swoim czerwonym, trzykołowym rowerku. Jeździła na mało uczęszczanej drodze, i zawracała przy przestarzałym znaku "Witamy w Gloomy". Przy nim dziewczynka specjalnie się rozpędzała - wierzyła, że to właśnie ona sprawia, że znak porusza się i trzeszczy. Dzisiaj wyjątkowo kusił ją las - Czarny las, który zaczynał się tuż po powitalnym znaku i otaczał całe Gloomy.
Rodzice wielokrotnie ostrzegali ją żeby tam nie wchodziła, nigdy nie mówiąc czemu. Po prostu nie mogła i już. To ją niezmiernie irytowało. I to był dzień, w którym postanowiła im zrobić na przekór - miała w końcu pięć lat i nie była już bezmyślnym dzidziusem.
Wjechała małym rowerkiem na wąską dróżkę - po czym przerażona obejrzała się za siebie. Jednak na głównej drodze w Gloomy dalej brakowało żywej duszy. Z satysfakcją zaczęła zapuszczać się w coraz bardziej gęstniejący las.
Rozglądała się po nieznanym przez siebie terenie, podziwiając każdy liść i każdą najmniejszą igiełkę. Nie czuła już jakby robiła coś zakazanego. Czuła się wspaniale. Obiecała sobie, że gdy już zamieszka z tatą, codziennie będą tu przyjeżdżać.
Zadowolona zaczęła śpiewać na cały głos swoją ulubioną piosenkę:- Pieski małe dwa, chciały przejść przez rzeczkę...
Po chwili nieznajomy głos odpowiedział jej:
- Nie wiedziały jak, znalazły kładeczkę.
Dziewczyna gwałtownie zahamowała. Rozejrzała się wokół, w obawie, że jakiś dorosły przyłapał ją.
- Nie przejmuj się. Śpiewaj dalej - zachęcił nieznajomy głos.
Dziewczynka zamyśliła się na chwilę, po czym zdała sobie sprawę, iż najwyraźniej znalazła kompana do zabawy. Z entuazjem kontynowała:
- Kładka była zła, skąpały się pieski dwa!
- Sibą, sibą, lala lala lala
Dziewczynka, nie przestając śpiewać podążała za głosem:
- Sibą, sibą, lala lala lala
- Pieski małe dwa, poszły raz na łąkę
Dziewczynka była już bardzo blisko źródła głosu. Zeszła z roweru i zapuściła się w głąb lasu.- Zobaczyły tam czerwoną biedronkę
Z całych sił, nie puszczając rowerka, wytężyła słuch.
- A biedronka ta, mnóstwo czarnych kropek ma!
Sibą, sibą, lala lala lala
Sibą, sibą, lala lala lalaDziewczynka weszła za ogromny świerk.
- Bu! - krzyknęła, przekonana, że to tam zastanie nieznajomy głos. Jednak nikogo tam nie było.
Spojrzała do góry - drzewa osadzone były tak gęsto, że nie przedostawały się przez nie najmniejsze promienie.
Wystraszona złapała rowerek i biegła na oślep, przekonana, że zmierza w stronę ścieżki, którą wjechała do lasu. Jednak drzewa wydawały się coraz bardziej gęstnieć. A ścieżka już dawno zniknęła z jej pola widzenia.
Nagle między oczami stanęła jej kora drzewa. Jej czoło przeżyło z nią bolesne spotkanie. Winowajcą był rowerek - utknął pomiędzy dwoma drzewami.
Mała dziewczynka bezradnie rozejrzała się i ku przerażeniu, dostrzegła, jak drzewa coraz to bardziej zbliżają się do siebie. Ich szum tworzył niepokojącą melodię. Próbowała wyjść, ale jedyną opcją ucieczki było porzucenie roweru. Z żalem więc upuściła go na ściółkę i zaczęła przed siebie biec.
Nagle usłyszała kołysankę - melodię, którą zna każdy choćby z pozytywek na wystawach sklepowych. Ona też ma taką - prezent mikołajowy od taty. Zawsze włączała ją sobie przed snem, nawet jeśli nie podobało się to mamie.
Dziewczynka postanowiła jednak nie lokalizować źródła dźwięku - obchodziło ją tylko aby wrócić do domu. Ku jej zdziwieniu nie mogła ruszyć się z miejsca - jej małe kalosze pokryte były mchem.
Starała się podnieść nogi, jednak mech w zatwrważającym tempie pokrywał je coraz bardziej i bardziej. W końcu zaczął trawić jej czerwony płaszczyk, nieprzyjemnie pokrywał pierwsze odkyte części ciała. Wtedy dziewczynka zrozumiała, że to nie mech pokrywa ją - to ona coraz bardziej zapada się w ściółkę.
Mała dziewczynka prawie już pochłonięta przez mech zaczęła krzyczeć. Krzyczała dopóki nie zabrakło jej sił w płucach. Z trudnością odwróciła głowę - jej mały, czerwony rowerek zapadał się pod ziemię.
Krzyknęła jeszcze raz. Wilgotna roślina dostała się jej do ust.
Mała dziewczynka zapadła się pod ziemię. Na zawsze.

CZYTASZ
Zimoland: Mech i ciernie
HorrorDziewięcioletniej Raven zawsze było trudno pojąć całą izolację, jaką ją otaczano. Teraz równie trudno było jej pojąć dlaczego jej matka wróciła do niej, po tym jak zostawiła ją we wczesnym dzieciństwie. Podczas przeprowadzki do mamy przypadkowo naw...