XV. Horror.

8.2K 424 5
                                    

Liczyłam, że obcy wykaże się większą ostrożnością i zaraz stąd odjedzie, ale nie. Najwyraźniej jeszcze nie wiedział, że nie uderzył w jelenia. Mężczyzna podszedł bliżej, świecąc na mnie latarką. Był ubrany w kurtkę moro. W sumie to cały jego strój był w moro. Być może był to leśniczy. Widziałam jak się marszczy, gdy próbował rozpoznać, na co patrzy. Świecił mi prosto w oczy, przez co na chwilę mnie oślepił. A jakby tego było mało, dalej dzwoniło mi w uszach.

Gdy odzyskałam wzrok, zobaczyłam, że celuje on do mnie z dubeltówki. Zamarłam, bo bałam się, że robiąc najmniejszy ruch, sprowokuję go do tego, że pociągnie za spust i skończę jako dywanik. Trwało to kilka sekund, gdy wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, ale ja już nie chciałam tam być. Chciałam do domu.

Ostrożnie zrobiłam krok w bok, bo jedyną słuszną opcją była dla mnie ucieczka. Liczyłam, że zrozumie, że nie chcę go atakować i mnie oszczędzi. Chciałam się tylko szybko schować w gąszczu przy drodze. Marne były moje nadzieje, bo wtedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, oznaczający, że obcy załadował broń.

Ile razy jeszcze będę ocierać się o śmierć?

Zaczęłam warczeć, próbując zmusić go do ucieczki. Może i uznał mnie za przerośniętego wilka, ale nie zdawał sobie sprawy, z kim zadziera. Wiedziałam, że muszę się ratować, ale nie chciałam robić mu krzywdy. Przez moją głowę przewijało się wiele absurdalnych pomysłów. Jeden z nich był taki, że mogłam mu powiedzieć, że nie mam zamiaru go pożreć, co spowodowałoby, że facet zszedłby tu na zawał. Noc, las i wielka gadająca bestia? To byłby największy horror w jego życiu. W sumie już był. Ja sama czułam się podobnie, bo w tamtym momencie bałam się nie tylko jego, ale i siebie. Nie wiedziałam, co zrobię, gdy zdam się na instynkt. Ale musiałam to zrobić.

Trudno.

Raz kozie śmierć.

Momentalnie skoczyłam w jego stronę. On odruchowo wystrzelił pocisk. Nie wiedziałam, czy trafił we mnie i nie czuję nic przez szok, czy może jakimś cudem chybił. Dalej się broniłam. Mocno zacisnęłam szczęki na dubeltówce, lekko wykrzywiając jej lufy. Dzięki temu była już niezdatna do użytku, a jednocześnie uratowałam swoje życie. Mężczyzna siłował się ze mną, chcąc ją wyrwać, a przy okazji też jakoś się nią obronić. Wyrwałam mu broń z rąk, odrzucając ją na bok. Zaczęłam na niego warczeć, powoli zbliżając się do niego. Czułam się jak lew. Teraz to ja mogłam kontrolować sytuację, bo to on był bezbronny i bał się wykonać jakikolwiek gwałtowny ruch. Patrzyłam mu prosto w oczy, szczerząc zęby. Nie byłam do końca świadoma tego, co robię, ale w porę się opamiętałam. Zatrzymałam się, przestając na niego warczeć. Nie myślał zbyt długo nad tym, co zrobić, bo od razu wykorzystał moment i rzucił się do auta. Trzasnął drzwiami i odpalił silnik, natychmiastowo gazując. Odskoczyłam w ostatniej chwili na bok. Kulejąc, odwróciłam się za siebie, patrząc jak samochód odjeżdża z zawrotną prędkością, jakby myślał, że go gonię. Już po chwili zniknął z pola mojego widzenia, a gdy nastała cisza, dotarło do mnie, że mi się udało.

Jeden problem z głowy.

Usiadłam na drodze, dając sobie chwilę na dojście do siebie. Chciało mi się płakać, ale nawet nie miałam na to siły. Byłam zmęczona, głodna i poraniona. Przejrzałam swoje ciało, żeby sprawdzić czy kula we mnie nie trafiła, ale nie wyglądało na to, żeby jakkolwiek mnie to nawet drasnęło. Miałam wielkie szczęście, że uszłam z życiem. Poczułam ulgę, ale wątpliwości niemal od razu ją przyćmiły. Miałam ochotę wycofać się z tego wszystkiego, ale czy to nie zaszło już za daleko, bym mogła to zrobić i zapomnieć o wszystkim?

Miałam ochotę tam zasnąć, ale zdecydowałam się podnieść i ze zwieszoną głową, ruszyłam przed siebie. Idąc na resztkach sił, potykałam się już o własne łapy. Bałam się, że zaraz stracę przytomność. Chciałam, żeby ktoś mi pomógł. To było dziwne uczucie nie mieć przy sobie telefonu, żebym mogła wezwać pomoc. Szłam przez jakiś czas, nawet nie patrząc przed siebie. Człapiąc tak już nie wiem, którą minutę, usłyszałam znajome mi głosy. Nie wiedziałam czy to w mojej głowie czy faktycznie ten strzał sprowadził ich tutaj. Wdrapałam się na małą górkę, żeby się rozejrzeć. Zobaczyłam dwie sylwetki. To byli Nate i Elizabeth.

Legenda || KOREKTA (18/56)✍️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz