•2•

7 3 1
                                    

Czwartek, 01. 09. 2016

To dziś. Właśnie dzisiaj zaczynam ostatni rok w liceum.

To dziś. Właśnie dzisiaj zagram przedostatni raz na nosie rodzicom.

To dziś. Właśnie dzisiaj moi rodzice mnie wydziedziczą.

Z tymi myślami czuję się jakoś tak lżej. Jakby... wolna? Tak. To właśnie to uczucie. Uczucie wolności.

Tęskniłam.

W końcu jeszcze tylko ten rok i będę mogła uciec od nich. Będę mogła się wyprowadzić. Będę mogła być soba. Będę wolna w pełnym znaczeniu tego słowa.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i co zobaczyłam? Jedną wielką, czarną plamę. Tak, zgadza się. To moje ubrania. W końcu zdecydowałam się na rozkloszowaną spódnicę oraz koszulę - o kolor nie musicie pytać. Położyłam je na łóżku i poszłam do łazienki. Mojej własnej łazienki. Powinnam się cieszyć z tego luksusu. No właśnie. Powinnam.

Umyłam zęby, użyłam toniku i wzięłam się za makijaż. Nałożyłam moją podstawę, czyli podkład, korektor i puder, po czym zajęłam się moimi oczami. Nałożyłam moją "emo kreskę" i tusz do rzęs. I wyglądam jak półludź.

Wyszłam z łazienki i ubrałam się. Stwierdziłam, że jestem zbyt odkryta, mimo koszuli na długi rękaw, więc założyłam jeszcze czarny kardigan, po czym spojrzałam w lustro. Wyglądałam jakby powstała z martwych. Blada cera, czarne ubrania zwisające z wychudzonego ciała, podkrążone oczy ukryte pod grubą warstwą korektora i kredki do oczu.

Rzuciłam ostanie spojrzenie na moje oczy i złapałam za mój worek. Wpakowałam w niego telefon, portfel, słuchawki, szkicownik oraz piórnik i wyszłam z mojego pokoju zamykając go na klucz, tak dla pewności, że rodzicom nie wpadnie jakiś głupi pomysł do głowy. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni.

- Dzień dobry - skłoniłam się rodzicom, na co oni nawet nie podnieśli głów znad papierów. Typowe.

Nie odzywając się złapałam za jabłko i wyszłam z pomieszczenia prosto do korytarza. Spojrzałam tęsknie na moje ukochane martensy. Niestety. Nie dzisiaj. Założyłam czarne trampki i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam głos matki za sobą.

- O nie kochana. Tak to ty nie wyjdziesz.

Co tym razem jej nie pasuje?

- Czy ty nie znasz innego koloru, tylko ten twój czarny? Wyglądasz w nim jak inna. Założyłabyś chociaż raz jakiś inny kolor. Nie wiem. Pomarańczowy?

Musiała trafić akurat w mój znienawidzony kolor, prawda? Widać jak moja "mamusia" mnie zna. Ale tak już jest jak przesiadujesz w kancelarii i nie masz czasu dla własnego dziecka.Nie odpowiadałam tak długo, że matka najwyraźniej się zirytowała.

- I jeszcze nie mówi. Że też musiała trafić mi się taka córka - wycedziła, a właściwie wysyczała i wróciła do kuchni.

To że nie odpowiadam, nie znaczy, że nie słyszę, matko.

Moje oczy zaszły łzami. Nie teraz. Nie daj się. Jesteś silniejsza niż jej słowa. Dasz radę.

Jakimś cudem pokonałam łzy i wyszłam z domu. Teraz zostało mi tylko dostać się do SOPA. Usiadłam na przystanku i w oczekiwaniu na autobus, dorwałam się do moich słuchawek. Włączyłam "Primary Propaganda" i zatraciłam się w muzyce wyrzutków, chcąc oczyścić moje myśli z każdego momentu, w którym moja mama wyklinała mnie i to, że jestem jej córką. Owszem. Mogliście mnie teraz wziąć za rozpuszczona księżniczkę. Ale ja nie chciałam pieniędzy. Nie chciałam rodziców, którzy wytykają mi każdy błąd. Nie chciałam rodziców, którzy układają mi życie. Chciałam czegoś normalnego. Zwykłego. Chciałam normalnego życia z kochającymi rodzicami, którym nie zależy na dobrym imieniu rodziny czy reputacji kancelarii. Chciałam być akceptowana.

Jak widać człowiek nie zawsze ma to czego chce. Bolesna prawda.

•••

Stałam przed budynkiem szkoły, o której skrycie marzyłam od lat i do której dostałam się trzy lata temu. Trzy lata temu przerażona ja stała dokładnie w tym samym miejscu. School of Performing Arts. Byłam w domu.

Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Korytarz wrzał od ilości podekscytowanych uczniów, tych nowych jak i tych, którzy przeżyli już parę lat w murach szkoły. Rozmowy niosły się przez całe pomieszczenie. Rozejrzałam się po holu. Nowoczesność połączona ze stylem szkół z amerykańskich filmów dawały razem bardzo przyjemny klimat. Czułam się tutaj jak w domu. Kolejny głęboki oddech, uśmiech i podeszłam do tablicy informacyjnej.

Jest. Klasa IIIb. Kim Jisoo. Zaraz pod Jeon Jeongguk. Nowy? A może przeniósł się z innej klasy? Coś mi mówiło to nazwisko, ale za grosz nie mogłam sobie przypomnieć co. W końcu odlepiłam się od tablicy i pewnym siebie krokiem udałam się do auli.

Usiadłam z tyłu i wyjęłam szkicownik. Otworzyłam na wolnej stronie i zaczęłam spokojnie wodzić ołówkiem po kartce. Nie miałam konkretnego obrazu w głowie. Rysowałam bez żadnego planu. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że w taki sposób powstają najlepsze rysunki. Trzeba się zatracić.

W pewnym momencie zarejestrowałam poruszenie na sali. Schowałam szkicownik i usiadłam wyprostowana, rozglądając się. Przerzucałam wzrok po twarzach, gdy nagle natrafiłam na twarz chłopaka, który przyglądał mi się z konsternacją. Między jego kształtnymi brwiami pojawiły się dwie małe zmarszczki. Speszona odwróciłam wzrok i właśnie w tym momencie na scenę wyszedł dyrektor naszej szkoły. Jednak ja zupełnie nie mogłam skupić się na słowach mężczyzny. Przez śledzące mój każdy ruch brązowe tęczówki.



[Tak jak mówiłam - jest niedziela, jest nowy rozdział.
Mam nadzieję, że wam się spodobał, mimo że jest trochę krótki. Nie martwcie się, następny ma ponad 1500 słów, więc będzie co czytać hah Tymczasem życzę wam miłej reszty niedzieli i powodzenia w następnym tygodniu w pracy czy szkole. Fighting!]

Silent Scream •k.sj•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz