•1•

22 4 1
                                    

Wtorek, 30. 08. 2016

Siedziałam w salonie i słuchałam muzyki na słuchawkach. To już chyba jedyne co mi pozostało. Muzyka. Oprócz niej nie liczy się już nic.

Jest sierpień, za oknem piękna pogoda. Idealny dzień na wyjście na miasto z przyjaciółmi. Nie dla mnie. Ja nie mam przyjaciół. Ba. Nie mam nawet znajomych. W szkole jestem niezauważalna. Prawie w ogóle się nie odzywam, nie rzucam się w oczy. Nie wychodzę z inicjatywą. Nie chcę być widoczna. Nie chcę być otoczona kłamcami. Wolę samotność niż obłudną zażyłość.

Na pewno za moim wyobcowaniem stoją też inne czynniki. Na przykład to, że ubieram się na tylko na czarno. Nigdy nie zakładam ubrań o innym kolorze. Zupełnie tak, jakby te dla mnie nie istniały. Mojej sytuacji wcale nie poprawiają naturalnie czarne włosy i bardzo ciemne oczy. W połączeniu z moją niemal białą skórą wyglądam jakby wyjęto mnie ze starej, czarno-białej fotografii. Zdecydowanie odstaję od innych.

Jedyne, czym tak na prawdę nie różnie się od moich koreańskich rówieśników jest to, że ja także słucham kpopu. Oczywiście jest on przeplatany rockiem, który dla innych jest jak z innej planety, ale jednak. Wracając do kpopu, to słucham tylko jednego zespołu, który zadebiutował kilka lat temu. A mianowicie BTS. Tak właściwie to nie wiem, czym mnie do siebie przekonali, ale gdy tylko zobaczyłam ich pierwszą piosenkę, nie mogłam przestać jej słuchać. I tak oto przynajmniej odrobinkę "znormalniałam" - jak powiedzieliby moi rodzice.

A właśnie. Skoro o moich rodzicach mowa, to właśnie wrócili z pracy. Są prawnikami. I chcą, żebym także nim została.

- A ty znowu słuchasz tej chorej muzyki - powiedziała mama, wchodząc do pokoju - Wyszłabyś do ludzi.

- Nawet nie masz pojęcia jaki mieliśmy dzisiaj bałagan w kancelarii - głos zabrał tym razem tata - Ale zmęczenie jest warte tych pieniędzy.

Piepszeni materialiści.

- Mówiąc już o pieniądzach. To chyba wiesz jak ważna jest dobra praca? Nie będziesz wiecznie na naszym garnuszku.

O nie. Znów się zaczyna.

- A bez dobrego wykształcenia nie zdobędziesz dobrze płatnej pracy - powiedziała mama, wstawiając wodę na herbatę - Jeszcze masz czas. Możemy zmienić liceum.

Tak, rzeczywiście. Bo przecież dam radę nadrobić trzy lata i do tego zdać egzaminy na akceptowalnym przez nich poziomie, to jest sto procent z wszystkiego.

- Nie mamo. Zaraz zaczynam ostatni rok w SOPA i nie mam najmniejszego zamiaru się wycofać. Nie będę nadrabiać piepszonych trzech lat. Nie ważne co powiecie, ja zdania nie zmienię. Jestem już pełnoletnia i potrafię brać za siebie odpowiedzialność - wow, Jisoo. Jestem pod wrażeniem. Nie wypowiedziałaś tylu słów przez ostatnie dwa miesiące. Brawo.

- Czy ty siebie słyszysz? - spytała matka, która szukała tylko pretekstu do kłótni, a moja odpowiedź podziałała na nią jak płachta na byka - Gówno będziesz miała z tego swojego aktorstwa. Wiesz ilu udaje się cokolwiek osiągnąć? Zaledwie jednej osobie na milion. Naprawdę w siebie aż tak wierzysz? Chcesz usłyszeć kim jesteś naprawdę Kim Jisoo? Jesteś nikim. Zwykłą małolatą, która myśli, że ideami podbije świat. Otóż nie. W prawdziwym życiu liczy się tylko to, co masz w portfelu!

Ostatnie zdanie wykrzyczała. Mówiła coś jeszcze, ale ja podgłosiłam muzykę i udałam się do korytarza.

- A ty dokąd? Nie skończyłyśmy rozmawiać moja panno! - krzyczała matka, ale na próżno, gdyż ja już zakładałam drugiego czarnego martensa.

Zasalutowałam jej tylko palcami na odchodne i wychodząc, trzasnęłam z całej siły drzwiami. Zbiegłam z ganku i udałam się w stronę najbliższego parku. Usiadłam na jednej z ławek i objęłam kolana rękami. W słuchawkach leciała właśnie jedna z moich ulubionych piosenek "Morning Light". Oh, ironio. Jak ona teraz idealnie pasuje.

Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja wsłuchiwałam się w niesamowite brzmienie Palaye Royale. Ich piosenki były niewyobrażalnie prawdziwe. Jakby opowiadały o moim życiu. I powiedzcie mi, że rock jest zły.

Rozmyślałam o wszystkim. O moich rodzicach i wywieranej przez nich ciągłej, nieustannej presji. Oboje chcą, żebym poszła w ich ślady. Dla nich nie liczy się to, czego ja chcę. Najważniejsze jest dobre imię rodziny, które w każdej chwili mogę zszargać. I ja właśnie to robię. Chodząc do School of Performing Arts. To liceum od zawsze było moim skrytym marzeniem. I co? Dostałam się. Co więcej - utrzymałam się wśród tych hien przez trzy lata. I co mamo? Dalej jestem takim nieudacznikiem?

W rozmyślaniach przeszkodził mi chłopak, który usiadł obok mnie i w milczeniu mi się przyglądał. Był cały ubrany na czarno. Tak jak ja miał na sobie rurki z dziurami na kolanach, za dużą bluzę i maskę na twarzy. Pojedyńcze kosmyki różowych włosów wystawały spod kaptura. Natomiast oczy miały kolor płynnej czekolady, w której można było zatopić się bezpowrotnie. Chłopak siedział "po turecku", o ile było to możliwe w ciężkich butach. Obrócony w moją stronę jakby czekał na to co zrobię. Ale ja nie robiłam nic. Siedziałam i nawet nie myślałam się odezwać.

W końcu po długim wpatrywaniu się w siebie, wyciągnęłam jedną słuchawkę w ucha i dałam ją chłopakowi. Myślałam, że spłoszę go rockiem, ale ten, gdy tylko usłyszał piosenkę, uśmiechnął się. Co więcej, zaczął szeptać słowa piosenki.

- I walk the streets I hear no sounds, my shiny blue eyes turn to painful brown - jego głos był wyjątkowo dźwięczny i jedwabisty. Mogłabym go słuchać godzinami. A jego szeptu już tym bardziej. Uwielbiałam dźwięk szeptu. To, jak dokładnie wypowiada się wtedy słowa. A on robił to w taki wyjątkowy sposób, że nie dało się przestać wsłuchiwać.

Szeptał słowa dalej, aż piosenka się nie skończyła. Nastała głucha cisza, ponieważ moja składanka właśnie się skończyła. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Kolejna czynność, którą uwielbiam. Patrzeć się w oczy. Każde są inne. Obrazują emocje, a czasami nawet duszę człowieka. A kolory i błyszczące w nich iskierki. To coś, co kocham.

A w jego oczach widziałam mieniące się miliony gwiazd, które wirowały w niekończonym tańcu. Widziałam podekscytowanie, pasję, szczerość i coś, czego nie byłam w stanie zidentyfikować. Wpatrywał się we mnie ufnie, a jego oczy uśmiechały się do mnie, o ile można powiedzieć, że oczy się uśmiechają. One po prostu delikatnie się mrużyły.

W pewnym momencie jego ręka zaczęła się powoli unosić w stronę maseczki i już chciał ją ściągnąć, gdy spojrzał gdzieś za mnie, a w jego oczach ujrzałam coś na krztałt przerażenia. Spojrzał się jeszcze raz na moją twarz, na której malowała się konsternacja. Jego oczy wyrażały skruchę, jakby nie chciał jeszcze odchodzić.

- Wybacz - powiedział, po czym oddał mi słuchawkę, odwrócił się i pobiegł w przeciwną stronę co, jak się później okazało, tłumu dziwnie podekscytowanych dziewczyn.

Posiedziałam na ławeczce jeszcze chwilę i postanowiłam wrócić do domu.

Silent Scream •k.sj•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz