— Kochanie... — mruczę pod nosem, głaszcząc go delikatnie po głowie. — Wyglądasz dziś olśniewająco.— Lea, kotku — Do moich uszu dociera beznamiętny głos przyjaciela, który wpatruje się we mnie błagalnym wzrokiem. — Wiesz, że to tylko szczur?
— Nie mów tak przy nim — oburzam się, spoglądając na Dylana, który leży oparty o stos poduszek, trzymając na kolanach pudełko czekoladowych lodów. — To najpiękniejszy, najsłodszy, najukochańszy szczurek na bożym świecie!
— Czasem, patrząc na ciebie, zastanawiam się czy nie wysłać SMS'a o treści pomoc. — przewracam oczami na jego słowa, wracając do głaskania zwierzątka.
Odkąd wczesnym przedpołudniem, dzisiejszej pochmurnej soboty wpadłam do domu Dylana odebrać swoje zeszyty z biologii, nawet nie zdałam sobie sprawy, że do tego czasu minęło dobrych parę godzin. Już na wejściu, Regina, mama chłopaka przywitała mnie swoim firmowym uśmiechem i ugościła najlepszą, serową zapiekanką w mieście, tata rozpoczął ze mną, jakże długą i interesującą, dyskusję o życiu po śmierci, a jego młodsza siostra uznała, że będę dobrą kandydatką na nauczycielkę w jej wyimaginowanym przedszkolu.
Matka Dylana pracuje jako agentka nieruchomości w jednej z większych tego typu korporacji w mieście, zarabiając przy tym niezły chajs, który jej syn ssie jak niemowlę cycka.
Zawsze podziwiam jej młody wygląd i świetną figurę, którą eksponuje dobranymi żakietami i obcisłymi spodniami, a to głównie dlatego, że jest grubo po czterdziestce, a wygląda jak wieczna nastolatka. Za to Michael, głowa rodziny, przekroczył już na bank sześćdziesiątkę i od kilkunastu lat tkwi na dobrze płatnej emeryturze wojskowej, a teraźniejsze życie poświęcił, jak to on sam mówi, Bogu i rodzinie. Pomimo wszystko, podobnie jak żona, wygląda młodziej, niż podaje jego metryczka urodzin.
Gdy wreszcie udało mi się uwolnić od zwariowanej rodzinki mojego przyjaciela, którą z czystym sumieniem mogę nazwać i moją rodziną, poszliśmy razem do jego pokoju, znajdującego się na poddaszu ich drewnianego domu.
I właśnie w taki sposób od ponad godziny leżymy na ogromnym łóżku, pochłaniając drugie pudełko lodów i rozmawiając o byle gównie. Przez cały czas na moich kolanach leży Toby, niezbyt lubiany, mieszkaniec domu Harrisonów.
Gdy Dylan miał trzynaście lat niczego w świecie nie pragnął bardziej, niż zwierzaka. Ku jego nieszczęściu, mama miała silne uczulenie na koty, a tata, całym swoim świętym sercem, nienawidził psów.
A byłam pewna, że Jezus powiedział, aby miłować wszystko, co ma nogi i się rusza.
Najwidoczniej nie chodziło o szczury.
Pewnego dnia, rozżalony i smutny Dylan, uznający decyzję rodziców, jako definitywny znak końca jego marzeń o posiadaniu zwierzaka, a także jedyny powód, dla którego życie nie miało najmniejszego sensu,
poszedł w odwiedziny do kolegi.Kolegą, czystym przypadkiem, okazał się oddany miłośnik gryzoni, który posiadał oddzielny pokój, specjalnie przygotowany na hodowlę tych stworzeń.
Gdy o tym myślę, mimowolnie przechodzi mnie dreszcz. Ten chłopiec był niezaprzeczalnie, ostro jebnięty.
Za przeproszeniem.
Jak się okazało, jeden z jego wstrętnych szczurów, kilka tygodni wcześniej, wydał na świat małe. Właśnie takim sposobem, Toby znalazł się w jego domu.
Plan był prosty. Będzie ukrywać szczura w pokoju, a prawda o jego istnieniu nie ujrzy światła dziennego. Jednak ujrzała i to bardzo szybko.
Po niespełna dwóch dniach, gdy chłopak jadł spokojnie kolację w kuchni i nucił melodię, dobiegającą z radia, do jego uszu dobiegł krzyk mamy.
CZYTASZ
Wszystkie Nasze Kłamstwa
Teen FictionJedna chwila. Chwila, w której gaśnie niezliczenie wiele gwiazd. Jedno słowo. Słowo przepełnione bólem, które mimo wszystko, przynosi ukojenie. Jeden krok. Krok, dzielący od upragnionej wolności. I tysiące kłamstw. Kłamstw, które czynią nas jednośc...