Od Dylan kutasiarz
Wracam z policji, spotkajmy się w parku za dziesięć minut.Patrzę na wyświetlacz z nieukrywalnym zaskoczeniem. Dylan i policja? Znam mojego przyjaciela jak własne skarpetki i jestem przekonana, że nie zrobiłby nic złego.
Dobra, cofam to. Mógłby zrobić, ale zrobiłby to tak, żeby za żadne skarby nie wpaść.
W mgnieniu oka wstaję z łóżka i przypominam sobie, że nadal mam na sobie sportowe ubranie, dlatego szybko się przebieram, nie zwracając większej uwagi na to, czy dobrze wyglądam. Zabieram z łóżka telefon i po chwili zbiegam na dół, po drodze potykając się o spodnie Luke'a.
Co one właściwie tu robią? Nie chcę wiedzieć.
— Mamo! Wychodzę, nie wiem kiedy będę. Tak, mam pieniądze. Nie, nie będzie mi zimno — zerkam do salonu. Mama siedzi na kanapie i rozmawia o czymś zawzięcie z Alexandrem. Uznaję, że nie będę im przeszkadzać i wybiegam z domu.
Po mimo wieczornej pory, nadal jest pogodnie, a promienie słońca oświetlają mi twarz, dlatego zakładam swoje ciemne lenonki. Kieruję się do pobliskiego parku i przez chwilę zastanawiam się, czy nie pojechać samochodem, jednak przypominam sobie o noworocznym postanowieniu i rezygnuję.
Od dziś jestem fit.
Z daleka dostrzegam wysokie korony drzew i dochodzę do wniosku, że to jedyny park w mieście, w którym jest jakakolwiek roślinność. Większość parków to kilka krzaków, fontanna i budki z lodami.
Oburzające.
Zerkam na wyświetlacz telefonu – pięć minut spóźnienia. Może Dylan mnie nie zabije. Po drodze mijam przydrożny sklep monopolowy, przy którym zgromadziła się osiedlowa zgraja meneli. Udaję, że ich nie dostrzegam i idę dalej.
Wreszcie docieram do wysokiej na kilka metrów bramy i chwytam za stalową rączkę. Pcham ją mocno, ale ona ani drgnie. Mocuję się z nią dobre parę minut, co w niczym mi nie pomaga. Klnę pod nosem i zniechęcona mam zamiar iść dookoła.— Fujara z Ciebie, Brooks — słyszę za plecami i odwracam głowę z nieukrywalną irytacją. Mój przyjaciel perfidnie się ze mnie nabija.
— Mów sobie co chcesz, ale nie wiem czy wspominałam, chodziłam na kickboxing parę lat temu — pokazuję mu język i przyglądam się jak bez problemu otwiera bramę.
— Mówisz o zajęciach sztuk walki dla seniorów? Jeśli tak, to doskonale znam twoje umiejętności obronne, a siłę w szczególności — przewracam oczami na wspomnienie o zajęciach i wchodzę na teren parku, nie spoglądając na przyjaciela, który przybrał pokerową minę. Nie chcę go wypytywać na starcie, dlatego staram zachować dystans i poczekać, aż sam rozpocznie temat.
Kierujemy się do altanki, znajdującej się nad stawem. Po drodze nie odzywamy się do siebie, a ja niecierpliwie czekam, aż Dylan nareszcie coś z siebie wydusi. Jednak udaję, że jego milczenie mnie nie rusza i zaczynam nucić melodię ze Smerfów. Wlepiam wzrok w swoje vansy i kopię przypadkowe kamyki, aż docieramy na miejsce. Nowo wybudowana altanka przyciąga tu wieczorami mieszkańców osiedla, jednak dzisiejszego dnia, na nasze szczęście, nikogo nie ma. Siadamy na przeciwko siebie, a ja unoszę pytająco wzrok.
— W tej chwili mów o co chodzi, bo nie wytrzymam! — wyrzucam z siebie, przypatrując się poważnej minie Dylana. — Dlaczego wezwali cię na komisariat? — Chłopak przez jakiś czas milczy, wpatrując się w jakiś punkt za moimi plecami. Mam zamiar już krzyknąć, gdy otwiera usta. Wydaję mi się, jakby moje serce miało zaraz wykonać dwa salta w tył i wyskoczyć.
— Zostałem podejrzany o porwanie córki Dyrektora. — Każdy wyraz wypowiada powoli i wyraźnie, ale do mnie nadal nie docierają jego słowa. Nastaje głucha cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków, a ja wpatruję się w niego niewyraźnie. Mój przyjaciel ma być porywaczem? Nie uwierzyłabym w to za żadne skarby. On nawet muchy by nie skrzywdził.
CZYTASZ
Wszystkie Nasze Kłamstwa
Novela JuvenilJedna chwila. Chwila, w której gaśnie niezliczenie wiele gwiazd. Jedno słowo. Słowo przepełnione bólem, które mimo wszystko, przynosi ukojenie. Jeden krok. Krok, dzielący od upragnionej wolności. I tysiące kłamstw. Kłamstw, które czynią nas jednośc...