rozdział 4

45 5 4
                                    

Biegnę. Wokół mnie las i mrok. Wysoki las. Nieprzenikniona ciemność. Nie wiem dokąd prowadzi ścieżka. Obok mnie biegnie Alice. Ktoś nas goni. Nie wiem kto.

Słyszę krzyki "Tam są, łapcie ich. Mam dostać ich żywych". Coraz bardziej jestem przestraszony. Czuję, że zaraz mnie odetnie. Nie mam sił. Alice również. Dokąd prowadzi ta ścieżka? Ja chcę już do domu... Czemu ja się w ogóle urodziłem? Co ja takiego zrobiłem, że przeżywam takie piekło? Dlaczego nie umiem zakończyć mojego cierpienia.

Czuję, że nas doganiają. Wokół dalej las i ciemność. Całe życie przelatuje mi przed oczami. Widzę sceny o których chciałbym zapomnieć. Zagojone rany otwierają się na nowo.

Ktoś krzyczy. To już nie krzyk goniących. To krzyk młodej kobiety. Krzyk bólu i przerażenia. Całe szczęście, Alice jest obok i to nie jej wrzask.

Ktoś wyciągnął nóż. Widziałem błysk obnażonej stali w świetle księżyca. Krzyki coraz głośniejsze. Lament, cierpienie, ból i strach, którego nie można sobie wyobrazić. Strach przed śmiercią. Klinga unosi się do góry i opada. Krzyk ucicha.
Nastała głęboka cisza. Nieprzenikniona cisza. Wręcz namacalna.

Nagle zobaczyłem jakąś kobietę. Strasznie do mnie podobna. Skądś Ją znałem. Nie umiałem sobie przypomnieć. Pamiętam tylko, że była to dla mnie bardzo ważna osoba. Tylko cholera... Kto to?... Przypomniałem sobie wreszcie. Zatrzymałem się i powiedziałem "mamo", a potem usłyszałem trzask. I nie zobaczyłem już nic.

Ocknąłem się. Strasznie bolała mnie głowa. Siedziałem na krześle. Przywiązany. Przede mną siedziała Alice.
Patrzyła na mnie ze współczuciem. Odczytałem z jej oczu "dlatego nie chciałam ci mówić". Problem w tym, że ja nie pamiętam niczego. Oprócz ucieczki w lesie.

Ktoś wszedł. Miał na sobie czarną maskę i czarny strój. Wyglądał na 18 lat. Był dobrze zbudowany. Z postawy można było wyczytać, że lepiej mu nie wchodzić w drogę. Miał pistolet i nóż. Podszedł do mnie. Powiedział coś, ale byłem na tyle oszołomiony, że nic nie zrozumiałem. Następnie podszedł do Alice. Krzyczał i wymachiwał nożem. Przystawił mi pistolet do głowy. Zacząłem się wiercić. Chciałem uciec. Mimo ciężkiej przeszłości nie chciałem umierać. Dalej wierzyłem, że wszystko się ułoży. Znajdę pracę, założę rodzinę i zemszczę się na tych, co zgotowali mi piekło. Pomyślałem o babci. Nie chcę jej zostawiać. To wszystko mnie przerosło. Zemdlałem.

Ktoś oblał mnie wodą. Dalej siedziałem na krześle. Mężczyzna w masce jeszcze raz powiedział:

- Skąd Ją znasz?

- Co cię to obchodzi?

Dostałem po głowie rękojeścią noża. Pociekła mi krew.

- Zapytam jeszcze raz. Skąd Ją znasz?

- Co cię to kurwa obchodzi?! - Wykrzyczałem przez zaciśnięte zęby.

- Spróbujemy inaczej.

Po tych słowach, naładował pistolet i przystawił broń do skroni Alice.

- Skąd znasz tą szmatę?! - Wycedził czarny - Odpowiedz albo już jej nie zobaczysz

- Z wycieczki...

- To było aż takie trudne?

Poraz kolejny dostałem w głowę.

- Za co?!

- Za gówno. Zamknij się. Zależy ci na niej?

- Po co ci to?

- ZALEŻY?!

- Nie. To tylko znajoma - Skłamałem.

- Widzisz nikomu na tobie nie zależy. Jesteś nikim. I nigdy nic nie osiągniesz. Zawsze będziesz ostatnią szmatą. Nikt cię nie kochał, nikt cię nie kocha i nikt cię nie pokocha. - Zwrócił się do Alice.

- Czego chcesz? - Odpowiedziała dziewczyna.

- Hmmm... Po okolicy krążą plotki, że nieźle dajesz dupy. Skoro nikomu na tobie nie zależy, nikt nas i tak nie usłyszy, to możemy spróbować - Mówiąc to uśmiechnął się szeroko.

- Ty wredny skurwielu! - Krzyknęła

Podszedł do miotającej się Alice i zaczął ją rozbierać. Na moich oczach. Gdybym nie był przywiązany, wstałbym i rozszarpałbym mu ryj. Potem zaczął ją gwałcić. Odwróciłem się, żeby nie patrzeć. Szybko moja głowa została skierowana w stronę tego przedstawienia. Nie wiem kto i nie wiem skąd mi ją obrócił. Płakałem. Zacząłem krzyczeć "Puść ją... Zależy mi na niej... Kocham Ją...". On się tylko zaśmiał, przystawił pistolet do jej głowy i pociągnął za spust.

Obudziłem się z krzykiem. Zorientowałem się, że mam łzy w oczach.
Na szczęście to był tylko sen. Spojrzałem na zegarek: 10:00. Cholera! Spóźniłem się na śniadanie i zbiórkę.

***

Dzisiaj dwa, ponieważ mam dużo wolnego czasu. Mam nadzieję że się spodoba. Standardowo, za wytknięte błędy bardzo dziękuję.
Pozdrawiam :))

Never Forget You Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz