Tak niewiele było trzeba

234 8 0
                                    

Niebo przesłoniły czarne chmury, w powietrzu było czuć zapach stęchlizny. Kojarzysz to prawda? Jeszcze nie? Podpowiem ci.
Cmentarz.
Druga walka Yoh.
F a u s t.
Oczywiście, wszystko koniec końców miało się skończyć dobrze... Chwila... Coś poszło nie tak. Ktoś z obecnych przy walce zrobił coś czego by się nigdy nikt po nim nie spodziewał. A raczej zadajmy sobie pytanie... Kto i czego NIE zrobił?
Silva. Silva zadecydował nie przerywać walki Yoh z Faustem. Przez chwilę przygladałem się temu trochę ogłupiony... Yoh nie może umrzeć, to popsułoby wszystkie moje plany! Zainterweniowałem. Do teraz nie umiem sobie wytłumaczyć DLACZEGO to zrobiłem ja a nie Silva. Może Silva wiedział że jak nie on to ja. A może po prostu był sprawiedliwym sędzią. Tego się nigdy nie dowiemy.
Szybko już automatycznie bez mojego rozkazu#kontrola ducha duch ognia do miecza# i wbiegłem pomiędzy Fausta i Yoh. Zatrzymałem ostateczny atak Fausta jednym cięciem... Wszyscy byli zagubieni, urocze. Ehh... Tylko... Co teraz... Tak nie miało być... Jak ja się wytłumacze, co będzie dalej?? Pierwszy raz nie jestem pewny jak to wszystko się potoczy. Może los tak chciał? Co ja plete, przecież ja nie wierzę w los czy przeznaczenie!
Wszyscy skupili uwagę na mnie. Ciekawe czemu? Mam coś na twarzy? Postanowiłem jakby co ją przetrzeć dłonią. Faust się wycofał, chyba próbował się pozbierać po tym że zaszczyciłem go moją obecnością
-Czym jesteś?- wysyczał lekko przerażony. Ja się tylko zaśmiałem.
Na pole bitwy, na cmentarz wbiegła Anna. Jak mnie zobaczyła to ją zamurowało. Co, aż taki piękny jestem? Będę musiał wymyślić jakieś dobre kłamstwo, bo raczej teraz już nie ma odwrotu. Mam pomysł. Klasłem w myślach. Udam że straciłem pamięć i szukam schronienia! Genialne, z takim alibi nawet przed "ojcem" nie będę się musiał ukrywać. Chociaż pewnie ma mi za złe to że mu spaliłem połowę twarzy hehe. Poważnie, zdążyłem wymyślić cały plan a oni dalej stoją jak kołki? No może oprócz mojego brata, on leży prawie nieprzytomny. Zacząłem lekko uśmiechnięty z niewinną minką machać do Anny.
Tak minęły pipszone cztery minuty.
Potem zastanawiałem czy czas się nie zatrzymał czy coś. Nie. Widziałem jak Yoh ledwo oddycha.
-Cz-cześć Anna- wydukałem by wydać się bezbronny i zniżyć się do ich poziomu
-Kim jesteś- powiedziała twardo, myśli że to ona tu rozdaje karty, biedna nieświadoma niczego istota
-Nie jestem pewien... Jedna osoba nazwała mnie Hao. Hao Asakura. Tak...-starałem się jak mogłem grać przygłupa i chyba nawet dobrze mi poszło bo chyba uwierzyła chociaż była w małym szoku
-Pomóż mi przenieść Yoh do szpitala, tam się wytłumaczysz...-spojrzała na mnie dziwnie przenikliwe i nieufnie
Szczerze poszło lepiej niż myślałem. Odchodząc widziałem jak Silva mnie próbuje zamordować wzrokiem, podszedł chyba do Fausta. Ja z Anną, dokładniej ona chciała pomóc ale to i tak ja wszystko zrobiłem, zanieśliśmy Yoh do szpitala. Ten jego mały knypek "przyjaciel" Morty przyszedł potem tam do nas i gapił na mnie jakbym odpowiadał za całe zło na tym świecie a zarazem jakby mi dziękował za uratowanie Yoh... Dziwny malec. Wydaje mi się że on nie ufa nieznajomym, zresztą czemu się dziwić, nie jest szamanem tylko zwykłym śmieciem. Anna chyba znienawidziła go za to że przez niego Yoh przegrał walkę. A może chodziło o coś innego... Tego chyba nigdy nie zrozumiem.
-Masz do mnie jakieś pytania Anno?- i tak na prawie wszystko odpowiem nie wiem więc nawet się nie trudź.
-Skąd znasz moje imię? Czemu nie potrafię przeczytać twoich myśli?- omfg dzięki wcześniejszymu mnie że założył tamtą blokadę bo jakby mogła przeczytać moje myśli cały plan poszedł by w pierniki
-Nie wiem- głęboko w duszy bawi mnie to
-Jak to nie wiesz...- podejrzliwie spojrzała
-Straciłem pamięć, czasami mam lekkie przebłyski- gówno prawda ale może uwierzy
-Rozumiem... -chyba zrezygnowała z szczegółowych pytań i dobrze-Skąd się nagle wziąłeś na polu bitwy Yoh?-
-Siedziałem na skale ze znajomą, usłyszałem huk, i pobiegłem, chyba normalne nie?- jacy ludzie są głupi...
-Chciałam ci podziękować... Nie wiem co by z Yoh było gdybyś go nie ochronił.- no wreszcie se to uświadomiła
-Nie ma za co...
Potem po poł godziny ciszy i gapienia się na mojego słodko śpiącego brata zaczęła się nudna rozmowa o herbacie w której niestety uczestniczyłem. Duch stróż Yoh wydawał się zbyt przejęty jego stanem by dołączyć do rozmowy. Rozmowa miała przyjazną aurę. Wszystko wydawało się dziwne.
D z i w n e...

Wsazystko miało być inaczej - Yoh x Hao fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz