Mały problem z sajgonkami

131 9 1
                                    

Jak się obudziłem pierwsze co ujrzałem to mój śpiący braciszek, a potem zauważyłem to że się do niego przytuliłem. Lecz obudziło mnie coś innego, obudziło mnie to co poczułem, a poczułem że ktoś z całej siły szarpiąc mnie za włosy skutecznie próbuje mnie zrzucić z łóżka. Nie zgadniecie kto.
Anna. Była wściekła. BARDZO wściekła. Zakładam że na mnie. Zaczęła coś krzyczeć ale ja to ignorowałem do momentu gdy Yoh przez nią zaczął się budzić. Wtedy uciszyłem ją zatykając jej twarz dłonią. Była jeszcze bardziej wściekła.
-Wiesz co kupiłam porcję sajgonek też dla ciebie ale widzę że nie chcesz- oniejachcesajgonki
-Annaaaa to nie tak jak myśliiiisz... - naprawdę chce sajgonki błagam daj mi je błagam
-To jak?- emm.... Sam nie wiem
-No Yoh kazał mi posłuchać muzyki i zasnąłem!-dokładnie, to jego wina nie moja, teraz daj sajgonki
-Taaaaa jasne- patrzy na mnie podejrzliwie
- A gdzie reszta tej zgrai szwędającej się zawsze za moim bratem?-
-Amidamaru i Morty?- emmm chyba?
-tak- nie mam pewności ale tak kojarze.
-Morty już nie wróci. A Amidamaru pakuje moje rzeczy do walizek. Jedziemy do rodzinnego domu Yoh-
-Jak tam się dostani-tutaj mi brutalnie przerwała
-Ty nie jedziesz, nie ufam ci.-
-Cooo? To nie fair, nie chce zostać sam- co powiem Opacho, że gdzie znikłem przez ostatnie 24h bez planu? Jeśli znikne na dłużej będzie mi się łatwiej wytłumaczyć.
-Chociaż w sumie... Nic o tobie nie wiemy, może rodzina Yoh nam wszystko wytłumaczy...-
-No. Właśnie. Dokładnie.- poza faktem że jak zbliże się do domu o pół metra za blisko to będą próbowali mnie zabić, tak.
Tutaj Anna nie zdążyła odpowiedzieć bo zauważyła że porcja sajgonek jej znikła. Okazało się że jak się skupiliśmy na "dyskusji" mój braciszek się obudził i zdążył zajumać Annie jedną porcję sajgonek z torby.
-Hey bracie podaj mi jedne.- Yoh tylko skinął głową i wyjąwszy z torby rzucił mi jedną porcję sajgonek w stropianowym opakowaniu które z łatwością złapałem
-Współpraca!- krzykneliśmy jednocześnie zagłuszając tym i późniejszym śmiechem narzekania Anny
Nagle wpadł duch stróż Yoh ale wszyscy go mieli przez chwilę gdzieś, biedny.
Po tym jak wszyscy się najedli braciak zaczął rozmawiać z Ami(pomi)dorem czy jakoś tak, skoro nie byłem w temacie wziąłem połowę jednej sajgonki której w sumie nie dokończyłem i rzucając szybkie "Zaraz wrócę" polazłem szukać Opacho. To nie było trudne, oczywiście że mnie śledziła. Jak zauważyła że oddalam się od tej popapranej w koralach podbiegła do mnie na tych krótkich nóżkach.
-Mistrzu Haoooo- chyba była uradowana że mnie widzi, przytulia mi się do mej szaty a ja pogłaskałem te jej afro
-Chcesz sajgonkę? To znaczy pół bo resztę zjadłem.-może nie będzie pytać o plan ani nic takiego...
-Definitywnie odpowiedź brzmi tak- zaśmiała się i usiedliśmy na kamieniu na którym ona wcześniej przez okno do szpitala obserwowała mnie. Gdy ona jadła patrzyłem na Yoh... Wyglądał na zmęczonego Anną ale szczęśliwego, ciągle się śmiał lub po prostu uśmiechał...
-Jak on to robi...-niechcący zastanawiając się powiedziałem na głos
-Hm? Chodzi o Yoh? Jak się cieszy?- Opacho zaczęła mi zadawać pytania, zjadła już pół sajgonki, a styropian spaliliśmy
-Nie, jak wstrzymuje z tamtym babsztylem- zaśmiałem się
-Racja- jak zwykle potwierdziła moje słowa- Too jaki masz plan-

No i się zaczyna...

Wsazystko miało być inaczej - Yoh x Hao fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz