Kolejny dzionek i domek

105 10 0
                                    

O dziwo nie obudziła mnie Anna. Sam się obudziłem. Rozejrzałem się. Yoh jeszcze spał.
I nagle zauważyłem Annę. Aż lekko podskoczyłem. Jak się bardziej przyjrzałem to okazało się, że ona zasnęła oparta o drzewo. A myślałem że takie demony jak ona nie potrzebują snu.
Tak czy inaczej chciałem uniknąć moich poszarpanych włosów lub obolałych rąk od pompek... Złapałem mocno brata za nadgarstek, on trochę bardzo zaskoczony i zagubiony obudził się, ale nie zdążył powiedzieć ani słowa, gdyż ja natychmiast zacząłem uciekać w stronę domu. Naszego... To znaczy... Jego rodzinnego domu. Ehhh. Nie jestem tam mile widziany. Ale z tym alibi co teraz mam to wszystko jedno.
Biegłem tak szybko że pomimo że Yoh ciagnąłem za sobą nie dotykał od podłogi. Łał. Dawno nie biegałem tak długo. Dumny z siebie jestem. To znaczy, byłem...
Póki się nie potknąłem. Czemu w Izumi muszą być takie wyboje?! Dzięki liściom na drodze przynajmniej mój brat miał miękkie lądowanie. Wstał chwilę przede mną. Chwilę wystarczyło by jego dziadek który czekał na gości za krzakami zauważył że ta osoba która leży na ziemi to nie Anna tylko ja. Od razu jak próbowałem się podnieść ten stary pryk posłał te małe duszki z liści by mnie zaatakowały. Niedoczekanie. Chociaż chwilę... Skuliłem się udając że jestem bezbronny, licząc że Yoh mnie "uratuje".
Yup, wszystko stało się po mojej myśli. Oprócz tego jeden duszek chciał popchnąć mojego braciszka wykorzystując że nie ma teraz stabilnej równowagi, więc pstrykłem i listek zamienił się w popiół pod wpływem niebieskiego płomyczka ognia. Potem przybiłem bratu piątkę, zaśmialiśmy się i pomógł mi wstać.
-Co tu robisz- wyszedł zza krzaków dziad i spojrzał na mnie z nienawiścią.
-Domagam się wyjaśnień. I przy okazji muszę się przygotować do następnej walki.- powiedział Yoh patrząc na mnie pytającym wzrokiem czemu dziadek się na mnie patrzy z nienawiścią a ja się tylko uśmiechnąłem
-Yoh, mu nie chodzi o ciebie... Mu chodzi o mnie.-poszedłem krok do przodu- Proszę. Zabij mnie. Albo mnie wysłuchaj. Zrób co chcesz.-
-O co chodzi?!- krzyknął patrząc na mnie i na dziadka Yoh.
No i tutaj wpadła Anna
-Co tu się dzieje??- podbiegła gapiąc na mnie znowu podejrzliwie. Zaśmiałem się patrząc na dziadka
-Masz zamiar tak stać i próbować mnie zabić wzrokiem czy może olśnisz resztę przy herbatce?-powiedziałem dziwnie bez emocji
-Racja... Z a p r a s z a m z a m n ą...-burknął coś i poszedł w stronę jego domu.
Poszliśmy za nim w niezręcznej ciszy. Udałem że jestem przygnębiony. Wtedy nieoczekiwanie mój brat złapał mnie za rękę.
-Nie ważne co zrobiłeś, zmieniłeś się, jest w tobie dobro Hao.- pomimo że cały ten czas kłamałem i oszukiwałem to to zdanie mnie urzekło. Jakoś serce mi zaczęło szybciej bić co się rzadko zdarzało.
-Dzięki...- powiedziałem naprawdę szczerze naprawdę zawstydzony...
Zapewne to Anna chciałaby trzymać teraz rękę Yoh, ale nie dla psa ha ha. Usiedliśmy w domu na podłodze przed baaardzo niskim i baaardzo starym stolikiem, jeszcze ja pamiętam ten stolik. Dziadek polazł zaparzyć herbatkę. Jak wrócił atmosfera już zdążyła się trochu rozluźnić.
-Dziadku. Zacznijmy od pierwszego faktu. Mój brat bliźniak o którym dowiedziałem się niecałe dwie doby temu stracił pamięć.- poważnytonYoh.exe
-Czasami mam przebłyski- dodałem
-I uratował mnie.- dodał Yoh
-To prawda. Podczas walki Yoh zdenerwował pewnego cmentarnego czarnoksiężnika i nie dość że przegrał jedną z rund eliminacyjnych to ledwo przeżył. Gdyby Hao go nie uratował nie wiem co by z nim było.- dopowiedziała Anna, zdziwiony byłem że ONA była po mojej stronie.
Tutaj znów niezreczna cisza. Po której dziadek patrząc na mnie dziwnie powiedział.
-Rozumiem...- wszyscy przez stres, łącznie ze mną, zaczęli popijać herbatkę. Po dłuższej chwili dziad zignorował moją sprawę- Więc, Yoh, przegrałeś jedną z walk?-
-Ta-tu Anna mu przerwała
-Tak, przegrał, a jego następny przeciwnik jest dobrze wyszkolonym wojownikiem, jeśli Yoh nie podniesie drastycznie swoich umiejętności może się pożegnać z turniejem, a ja z moim tytułem królowej szamanów.-prychła, a ja powstrzymywałem śmiech, za kogo ona się uważa??
-Dobrze Anno, jest jeden sposób, trochę niebezpieczny, Yoh by ryzykował swoim życ-tu nie wytrzymałem, wybuchem śmiechem
-Masz na myśli tunel tartaru? Tą cichą dziurę w skale za jeziorem? Pffff Yoh sobie na pewno da radę.- spojrzałem na niego, on chyba przysypiał już, miał stresujący dzień biedaczek.
Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni bez słowa.
-Co, czemu, dlaczego?- spytał mnie
-Musisz się wyspać jeśli chcesz iść jutro do tamtego tunelu. Tam na początku będzie strasznie ale przyzwyczaisz się, tylko musisz być przygotowany. Wierzę w ciebie- mógłbym być trenerem personalnym normalnie
-Dobrze- uśmiechnął się i ziewnął. Miałem zamiar wyjść ale...- Gdzie idziesz?
-Emm... Spać?- chyba logiczne czyż nie?
-Zostań tu, tylko przynieś i rozściel sobie pościel.-nie mogłem, po prostu nie mogłem go nie posłuchać. Tak więc zrobiłem jak powiedział.
-Czemu?-spytałem, ciekawość
-Tak po prostu- przykrył się kołodrą aż po nos i gapił na mnie. Ja sam się położyłem placami do niego na swojej pościeli jakieś trzy metry dalej.
-Dobranoc- powiedziałem połszeptem, światło zgasło, lecz jeszcze było słychać dyskusję w salonie
-Dobrej nocy kochany braciszku- usłyszałem w odpowiedzi. Chyba przez to jedno zdanie zacząłem się etycznie zastanawiać jak bardzo jest złe aż takie oszustwo kiedy Yoh mi tak zaufał... Gapię w ścianę... Po dłuższej chwili zrobiło się całkiem ciemno i cicho...

Wsazystko miało być inaczej - Yoh x Hao fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz