ROZDZIAŁ I

69 9 2
                                    


"Wszystko czego potrzebuję trzymam w rękach,
Moje życie to niezapisana księga,
Wiara gwarancją zwycięstwa, wiem że żyje,
Bo w życiu piękne są tylko chwile."

TERAZ...

— Cholera — przeklęła Maja patrząc z niedowierzaniem na plamę formującą się na żakiecie. Jak można być taką fajtłapą, żeby pomoczyć bok żakietu, myjąc dłonie? Na domiar złego, jakby tego było mało, musiało się jej to przytrafić akurat w pierwszy dzień pracy, myślała wychodząc z łazienki.

Trzymając w dłoni mokrą narzutkę, skierowała się w stronę, którą wskazała jej recepcjonistka. Przynajmniej poszła w dobrą w stronę, zakpiła w myślach, namierzając wzrokiem pokój numer piętnaście.

Niepewnie weszła do środka i rozejrzała się wokół. Usiadła przy pięknym, kasztanowym biurku ustawionym pod oknem w dość małym gabineciku. Zakręciła się na krześle obrotowym obitym czarną skórą i pisnęła z radości. W życiu nie przypuszczałaby, że po zaledwie dwóch latach bezowocnej pracy w podrzędnym biurze nieruchomości, uda się jej wyrwać do tak znakomitej firmy, jak Munson Company. Oczami wyobraźni już widziała siebie, jako poważną agentkę, ubraną w idealnie skrojony garnitur od Armaniego, oprowadzającą jakieś młode małżeństwo po niewynajętym jeszcze mieszkaniu. Taka przyszłość wydała się jej całkiem niezła, biorąc pod uwagę fakt, że podobno Antoni Munson sowicie wynagradzał swoich stałych pracowników. Zdawała sobie sprawę, że na pewno od razu nie zdobędzie tytułu pracownika roku, jednak po cichu wierzyła, że po pewnym czasie jej pozycja w firmie wzrośnie, i to nawet bardzo. Rozejrzała się po jasnych ścianach w beżowym kolorze. No tak. Będzie musiała sama zadbać o wystrój wnętrza i zaopatrzyć swój skromny gabinecik w jakiekolwiek obrazy, zdjęcia, kwiaty, czy choćby standardowego słonia przynoszącego szczęście, bądź inną tego typu maskotkę, która powinna stać na honorowym miejscu. Z głębokich przemyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi, a zaraz potem pojawienie się niespodziewanego gościa.

— Hej — młoda, rudowłosa kobieta, z którą dziś już rozmawiała, podeszła do jej biurka i przywitała się szerokim uśmiechem. Gołym okiem można było zauważyć, że należy do tych bardziej zadowolonych z życia ludzi.

— Cześć — odparła równie pogodnie. — Amanda? — zapytała ostrożnie, usilnie próbując przypomnieć sobie imię rozmówczyni. Ta tylko pokiwała przecząco głową.

— Alicja — poprawiła życzliwie, a szeroki uśmiech nadal nie znikał z jej twarzy. Zakrzewska uderzyła się w czoło i teatralnie spuściła głowę, aby pokazać, jak bardzo jest zażenowana. — Nic nie szkodzi — zaśmiała się. — Masz — położyła na blacie biurka pokaźnych rozmiarów stertę papierów. — Czuję tu roboty na cały dzień — dodała niezbyt zachęcająco, co jednak nie wystraszyło szatynki. Wzięła do ręki kilka kartek i w niesłychanym tempie przebiegła po nich wzrokiem.

— Eee... I co ja mam z tym zrobić? — zapytała głupio, co wcale nie zdziwiło koleżanki z pracy. Miedzianowłosa przykucnęła obok Mai i, biorąc do ręki ołówek, zaczęła pokazywać nim kolejne rubryczki tekstu.

— Zobacz. Tutaj masz dokładny adres placówki, tutaj krótką historię, no wiesz, na przykład kto wcześniej był lokatorem albo czemu służył budynek, tutaj ewentualne koszty odnowy, a tutaj cenę kupna lub wynajmu. Twoje zadanie polega na tym, aby według tych kryteriów — tu wskazała na teczkę znajdującą się obok dokumentów — określić, które z ofert są najatrakcyjniejsze i najbardziej opłacalne, a które nie. Rozumiesz? — Maja jęknęła, po czym nabierając niewiarygodną ilość powietrza do płuc, wypuściła je ze świstem. Alicja po raz kolejny zachichotała.

Wybacz, że mnie nie maOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz