Byliśmy bez szans, bez odrobimy szczęścia.
Karma miała niszczyć, serca miała deptać,
miała do nas wracać, miało się nie udać,
jednak pierwsza miłość, czasem bywa któraś.TERAZ...
Zachowywała się najciszej, jak tylko potrafiła i starała nie rzucać nikomu w oczy. Czasami zdarza się, że choć doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie pasujemy do danego miejsca, za wszelką cenę chcemy tam być.
I tak też było w przypadku Mai. Zerknęła na zebranych, poważnych agentów, których zdanie liczyło się w Munson Company, później na zaproszonych gości z zewnątrz, a następnie na siedzącego obok niej Antoniego, który zwołał owe zebranie. Nigdy w życiu nie czuła się tak niepotrzebna i cały czas miała wrażenie, że będąc jedyną przedstawicielką płci pięknej w towarzystwie, mężczyźni posyłają jej ukradkowe, przepełnione wrogością spojrzenia.
Właśnie zabrał głos jeden z nowo przybyłych gości. Wiedziała, że przez najbliższy kwadrans nie będzie działo się nic szczególnego.
Wyjęła czystą kartkę z położonej przed nią czarnej teczki i pod wpływem niespodziewanego natchnienia, zaczęła szkicować karykatury poszczególnych zebranych. Zawsze ładnie rysowała, choć nie robiła tego często. Nigdy nie miała z rysowaniem żadnych problemów, a przynajmniej nie takich, jak ze śpiewem, tańcem, czy grą w szkolnych przedstawieniach, do których była zmuszana przez sadystycznego, emerytowanego wychowawcę sztuki.
Poczuła, jak Antoni kładzie ciepłą dłoń na jej kolanie i momentalnie zaprzestała wyczynów artystycznych. Pochylił się do niej i udając, że wyjaśnia pewną część oferty znajdującej się przed nimi, szepnął:
— Strasznie nużące te posiedzenia zarządu, prawda? — przytaknęła głową, równocześnie przeklinając się w duchu, że postąpiła w tak bezmyślny sposób i się wprosiła — Co powiesz na wieczorne wyjście do teatru? Mam dwa bilety na jakąś sztukę o miłości — wyczuł w jego tonie nutkę podniecenia, zupełnie jakby wystawienie przedstawienia o tematyce miłosnej było rzeczą nadzwyczaj niespotykaną. Kolejny raz tylko pokiwała głową. — A więc przyjadę o osiemnastej. — zakończył swój monolog i powrócił do poprzedniej, wyprostowanej pozycji. Tymczasem szatynka, nie mogąc zebrać myśli, zajęła się kolejnymi szkicami.
Rozejrzała się po małym barze, który w żadnym calu niczym nie przypominał drogiej knajpki dla wybrańców losu, gdzie przed dwoma tygodniami miała okazję zjeść lunch. Usiadła na wysokim krześle i posłała barmanowi sztuczny uśmiech. Zamówiła orzechowe cappucino. Była to raczej pora obiadu, jednak ze względu na brak czasu, nie mogła pozwolić sobie na pełnowartościowy posiłek. Sięgnęła po czarną aktówkę i wygrzebała z niej dokumenty z porannego posiedzenia. Zerknęła na najbliższe stoliki i uświadomiła sobie, że większość klientów to pracownicy firmy. Kątem oka dostrzegła, że ktoś bacznie ją obserwuje. Kolejny raz podniosła głowę i dopiero teraz zauważyła, że siedzący zaledwie dwa krzesła dalej młody mężczyzna, to ten sam, na którego niedawno wpadła. Jak on miał na imię? W duchu przeklinała swoje problemy z zapamiętywaniem imion.
— Jesteś nowa? — zapytał ni stąd, ni zowąd, przesiadając się na krzesło obok szatynki. Widząc jej niezrozumienie, dodał — Jesteś nową pszczółeczką w Munson Company? — wskazał na firmową papeterię, na której widniały dowody jej bujnej wyobraźni, w postaci komicznych rysunków. Na samym środku strony naszkicowała parę pięknych, dużych oczu. Użyła jedynie długopisu żelowego, co w niczym nie uwłaczało „portretowi", ponieważ i tak nie znalazłaby odpowiednio zielonej kredki.
— Tak, jeżeli przeszło trzy tygodnie to mało, można powiedzieć, że jestem nowa — prychnęła. Pszczółeczką? Mimo że podobało jej się własne imię, to nienawidziła momentów, w których ludzie zaczynali śpiewać przy niej popularną niegdyś „Pszczółkę Maję". Szybko schowała dokumenty z powrotem do teczki.
— Jestem Michał Stankiewicz — wyciągnął rękę w jej kierunku, sprawiając wrażenie, jakby dziwił się sam sobie, że zdobył się na tak śmiały gest.
— Maja Zakrzewska — odparła dumnie, uścisnąwszy jego dłoń.
Zauważyła, jak przez jego twarz przebiegł niezrozumiały grymas niezadowolenia, by po niecałej sekundzie przybrać wyraz naprawdę szczerego uśmiechu.
— Więc pszczółeczko — zaczął z rozbawieniem — Jak podoba ci się praca w firmie? — zapytał. Upiła część swojego wystudzonego już w połowie napoju.
— Wpadnij kiedyś do mnie do gabinetu, to zobaczysz — rzuciła z nutką sarkazmu w głosie, myśląc o tonie papierkowej roboty. Dopiero po chwili, kiedy uświadomiła sobie, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie. — To znaczy ... chodzi o to, że nie jestem przyzwyczajona do bezczynnego siedzenia, wolę pracę w terenie, a nie za biurkiem, więc... — zaczęła się tłumaczyć, co musiało wyglądać żałośnie.
Nie mogła uwierzyć, że po raz pierwszy w życiu nie wie, jak zachować się przy mężczyźnie, i to takim, który na głowę pobijał wszystkich, których do tej pory poznała.
— W porządku — przerwał jej w połowie zdania. — Jestem na tyle inteligentny, że zrozumiałem, co tak właściwie miałaś na myśli — dodał z anielskim uśmiechem, a ona poczuła, że się rumieni.
Zapadła chwila ciszy. Po raz kolejny złapała się na tym, że wpatruje się w mężczyznę jak urzeczona. Nie zastanawiając się do końca nad tym, co mówi, palnęła:
— Jesteś gejem? — wyrzuciła z siebie tak szybko, że przez moment myślała, że w ogóle tego nie usłyszał.
Dopił spokojnie resztkę herbaty z cytryną i przeniósł na nią poważny wzrok. Jego twarz nadal pozostawała kamienna i nieodgadniona, jedynie odrobina zaskoczenia w zielonych tęczówkach zdradzała jego uczucia. Po chwili zauważyła, że z trudem powstrzymuje się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Świetnie, zrobiła z siebie idiotkę. Że też zawsze musi powiedzieć coś bez chwili zastanowienia, zamiast ugryźć się w język.
— Nie — wysilił się na spokojny, normalny ton, chociaż była pewna na sto procent, że uważa ją za wariatkę. Że też musiała wypalić z czymś takim, akurat w takim momencie. Co prawda nie było tu miejsca gdzie mogłaby się zakopać albo spalić ze wstydu, ale może schowanie się pod stolikiem coś da, snuła plany, podczas gdy Michał kontynuował. — To, że nikt nigdy nie zastał mnie z sekretarką na kserokopiarce, czy w toalecie nie znaczy od razu, że nie pociągają mnie kobiety — zadrwił.
Spuściła wzrok i z udawanym zainteresowaniem wpatrywała się w czubki swoich szpilek. Pomyślał, że w jakiś sposób mogła poczuć się dotknięta, ale to on u licha powinien udawać obrażonego. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wyciągnęła dziesięciozłotowy banknot i, podsuwając go barmanowi, wyszła w pośpiechu, szepcząc „cześć" pod nosem.
Doprawdy, niezwykle dziwna kobieta, pomyślał Michał, uśmiechając się pod nosem. Skinął na kelnera, a gdy ten podszedł, zapłacił i szybko wyszedł z lokalu.
Miał dziś jeszcze dużo rzeczy do zrobienia.
Jeśli podobał ci się fragment i masz taką możliwość - wesprzyj mnie w wydaniu książki. Wydawnictwo znalezione, teraz czas na fundusze. Chętnie odpowiem na ewentualne pytania.
https://zrzutka.pl/xhhpux
![](https://img.wattpad.com/cover/186677136-288-k980224.jpg)
CZYTASZ
Wybacz, że mnie nie ma
RomansaMaja Zakrzewska to dwudziestosiedmioletnia kobieta, która po dwóch latach pracy w nic nie obiecującym biurze nieruchomości dostaje propozycję stanowiska w „Munson Company". Nie zastanawiając się ani chwili przyjmuje ofertę, jednak jej oczekiwania są...