Całą noc wierciłam się, a z każdym ruchem materac łóżka był coraz głośniejszy. W środku nocy rzuciłam zaklęcie wyciszające, żeby nikogo nie obudzić. Jednak byłam tak nieprzytomna, że nie jestem pewna czy w ogóle zadziałało. Obudziłam się niewyspana z małym bólem głowy. Nie miałam ochoty wychodzić z dormitorium czy nawet spod pierzyny. Poczekałam chwilę, żeby łazienka się zwolniła. Weszłam na gołych stopach do zaparowanego pomieszczenia i spojrzałam do lustra. Moja twarz idealnie mnie odzwierciedlała. Obmyłam ją ciepłą wodą, rozczesałam włosy i zrobiłam krótkiego kucyka. Nie był najlepszy, ale co poradzisz na takie krótkie, zawsze naelektryzowane włosy. Ubrałam się, umyłam zęby i zebrałam potrzebne książki. W pokoju wspólnym spotkałam Emily.
-Niewyspana?- zapytała mile po przywitaniu.
-Jak widać.
Kiedy weszłyśmy do Wielkiej Sali przypomniało mi się, że nie udało mi się spotkać z Flynnem. Nie mogłam znaleźć go wzrokiem wśród tego jeziora twarzy. Za każdym ruchem głowy miałam wrażenie, że wszystko się powiększało. Ściany rozszerzały się w nieskończoność, a ja traciłam równowagę. Zapachy oddalały się ode mnie, a głosy znikały. Poczułam ból w okolicach brzucha, taki sam jak na początku roku. Chciałam ruszyć ręką, ale straciłam panowanie nad ciałem. A potem bum! Zaczęłam spadać z szybkością biegnącego centaura. Byłam w wodzie, w jakimś oceanie. Zaczęłam krzyczeć, jednak wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy. Woda wypełnia moje ciało i ciągnęła mnie na dno. Poczułam powolne poruszenie się, do przodu, a moje zmysły budziły się powoli jedno po drugim.
Znajduję się na ławie. Obok jest Draco, a na przeciwko Emily. Cała sucha, Wielka Sala w jej odpowiednich rozmiarach. Malfoy zauważył, że przyszłyśmy razem. W trakcie rozmowy, profesor Flitwick podszedł do nas, żeby porozmawiać z Emily.
-Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej- było słychać troskę w jego głosie- Parker też. Chyba nie szpiegowałyście w pokojach chłopców całą noc?
-Weź, zamknij się- odpowiedziałam szorstko- Wczoraj... pogodziłam się z moją przyjaciółką. Tyle.
-Okeeej... wyglądacie jakbyście nie spały całą noc z duchami i demonami.
Westchnęłam głośno. Nie wiedziałam co robić. Cisneło mnie, aby mu powiedzieć, ale też nie chciałam, żeby się martwił. Albo nie chciałam usłyszeć, że go to nie obchodzi.
-Przepraszam... tak, stało się coś wczoraj- zmarszczył się, a ja zauważyłam, że wraca czarnowłosa- powiem ci potem. Po lekcjach przyjdź do biblioteki.
Po zjedzeniu i swobodnej rozmowie humor od razu mi się poprawił. Otworzyły się potężne drzwi do Wielkiej Sali. Wyszedł zza nich pewny siebie Flynn w swojej całej okazałości. Jego oczy błyszczały się jak gwiazdeczki. Jak te na ciasteczkach czekoladowych położonych pomiędzy pierniczkami a sokiem pomarańczowym.
Próbowałam się na niego nie patrzeć, ale nie mogłam się oprzeć małemu spoglądaniu. Myślałam, że tylko przejdzie obok mnie (miałam nadzieję na mały uśmiech). Jego przyjaciele mnie ominęli, ale on klęknął przede mną. Zaprosił mnie na popatrzenie na trening Quidditcha jutro o piętnastej. Konwersacja wydawała się spontaniczna, ale w środku mnie wszystko bulgotało... ze szczęścia oczywiście. Draco patrzył się z zniesmaczoną miną na drugiego ślizgona.
-A tobie co?
-Jutro nie ma treningu o 15- odpowiedział chłodno.
Tego dnia odbywało się również pierwsze zadanie, a na eliksirach zamiast je odważać, tańczyliśmy. Snape pokazał nam kilka kroków z podręcznika i zabraliśmy się do tańca. Znając rody ślizgonów, takie lekcje tańca były częścią każdego dzieciństwa. Uczniowie, nie tylko z czwartego roku, zaczęli mieszać się na środku klasy, a muzyka się już zaczęła. Zrobiłam szybką wymianę spojrzeń z Draco. Wydawał się najlepszą opcją. Flynn musiał złapać mnie w drodze, a blondyna straciłam z oczu.
*Draco*
Jest ten stereotyp, który obraża ślizgonów. Znaczy... ten jeden z wielu. Podobno omijamy bibliotekę szerokim łukiem, a książki nigdy w ręku żaden z nas nie trzymał. Przy nauce w Hogwarcie każdy uczeń trzymał w pokoju 3 czy 4 nieoddane książki, ale nawet idąc na logikę... bycie najlepszym we wszystkim nie przychodzi od tak. Zdeterminowany ślizgon na pewno trafiłby do biblioteki chociażby raz.Przekładałem rękę na rękę czekając na Willow... znowu. Mam nadzieję, że nie zejdzie jej tak długo jak na rozpoczęciu roku. Jeszcze do tego może przyjść z tym Whittakerem. Dobrze, że nie zaczęła o nim gadać. Według jednej z moich kuzynek jeśli dziewczyna gada o kimś jak najęta to znaczy, że po prostu się zakochała. A po co Susan miałaby zakochiwać się w... tym specjalnym przypadku.
Dobra, muszę się trochę powstrzymać. To nie romansiki były moim piorytetem.
Willow weszła do zapełnionej biblioteki i przeszła przez labirynt szafek i półek. Wyglądała trochę lepiej niż przy śniadaniu. Z każdym krokiem jej twarz jednak bladła i bladła... aż nie usiadła się przede mną i pochylając głowę, prawie uderzając o drewno.
-Więc co musiało czekać aż do końca dnia?
-Okay... słuchaj uważnie, będzie to dość skomplikowane. Poszłam do Hogsmeade. Sama. Miałam poszukać sukienki na ten bal. Ale to nie ważne. Więc wracam, oczywiście, bez sukienki- Na te małe wspomnienie o balu przyszedł mi głowy pomysł, żeby ją na niego zaprosić- Spotkałam Parker w księgarni. Powiedziałyśmy sobie cześć- Jej ręce zaczęły się trząść, a kiedy to zobaczyła od razu włożyła je pod stół. Było to dziwne, że powstrzymała się od machania rękami- I tu się zaczyna. Za oknem była purpurowa mgła. Mgła niespokojna i wielka. Miała mały otwór, jakby na twarz, z ciemnymi oczyma. Mała twarzyczka splątana grubymi węzłami. Słyszałam jak do mnie krzyczy. Może bardziej na mnie. To była sytuacja uciekaj lub walcz. Nie było szansy, że będę walczyć jeśli nie było nawet pewne czy to nie tylko moja wyobraźnia.
-Jak mogła to być twoja wyobraźnia?
-Nie wiem. Ostatnio mam takie "halucynacje". Może to była jedna z nich. Jestem zbyt zmęczona, żeby ci o tym opowiadać.
Jakie halucynacje? Przepowiednie, głosy, twarze? Czy pomogłoby mi to...
Moja twarz skamieniała. Tak działałem kiedy za dużo emocji we mnie narastało. Po prostu nie pokazywałem żadnej.
-Jesteśmy w bibliotece, tu na pewno coś jest.
-Ta, chyba w dziale ksiąg zakazanych na najwyższej półce.
-Nie trać nadziei. Chodź- złapałem ją za chłodną rękę i pociągnąłem do najbliższej półki.
Przesiedzieliśmy z głowami w dół przez półtorej godziny i nic. Z tych książek nie dało się nic wyciągnąć. Były jak szare kamienie, puste i bezużyteczne. Susan też już nie wytrzymała. Dla niej książki zamieniły się w poduszki.
-Willow... ej- pstryknąłem jej przed twarzą- Wychodzimy?
Nic nie odpowiedziała. Podniosła się niezgrabnie i machnięciem różdżki poukładała je w dwie schludne wieżyczki. Wymamrotała, że zajmie się tym jutro. Wyglądała bezbronnie i bezsilnie w świetle świec i przy ciemnych, kamiennych ścianach. Mógłbym ją nieść całą drogę. Była taka lekka i delikatna. Poruszała się powoli, jakby w wodzie. Nie była świadoma tego co może ją czekać. Skręciliśmy kilka razy, zeszliśmy po schodach i tak w kompletnej ciszy dotarliśmy do pustego pokoju wspólnego.
-Odprowadzić cię?- zapytałem szeptem.
-Nie, dam sobie radę.
Jak tak powiedziała, odwróciła się i zwaliła jakieś pozostawione książki i ledwo nie skończyła na podłodze. Posłałem jej zażenowany wzrok i poszliśmy w stronę dormitorium.
-Uważaj na siebie bardziej. Ktoś pomyśli, że cię pobili- powiedziałem jak zobaczyłem jeszcze więcej siniaków na jej ręce.
-Cicho. Te siniaki są jeszcze ze szpitala. Nie chcą się goić
Prychnąłem. Dotarliśmy do odpowiednich drzwi. Susan jednak nie weszła. Odwróciła się do mnie i powiedziała skromne przepraszam. Powoli schowałem jej włosy za ucho, a na policzku zostawiłem małego całusa. Uśmiechnęła się do mnie, zakręciła się i zamknęła drzwi.
Dopiero leżąc w łóżko zaczęłam tego trochę żałować.
CZYTASZ
Smoczy uśmiech || d.m. 2️⃣
FanficLudzie zawsze byli aroganccy. Tak właśnie stawali się szczęśliwi. Narcyz znajdował ukojenie w swoim odbiciu, a my przekazujemy swoje cele naszym potomkom, żebyśmy żyli wiecznie. Sequel do „Dobranoc, Malfoy..."