Dzień dobry, kochani!
Jestem już z powrotem w Polsce i od dzisiaj rozdziały będą ukazywać się regularnie, co tydzień w piątek lub sobotę :)
A z innej beczki – zobaczcie, co pojawiło się na stronie Editio! <3
https://editio.pl/autorzy/ludka-skrzydlewska
______________________________________________
Nigdy nie byłam buntowniczką. Lubiłam naginać zasady i balansować na linii, wystawiając za nią duży palec u nogi, ale niczego nie robiłam ostentacyjnie.
Aż do czasu, gdy znalazłam się w Belleville, Luizjana.
Gwoździem do trumny okazał się chyba fakt, że w lodówce na piętrze nie było absolutnie nic do jedzenia. Nie, żebym spodziewała się czegoś innego, w końcu nie wylądowałam w Hiltonie, ale po zataszczeniu dwóch walizek na piętro, prysznicu pod kompletnie zimną wodą i zorientowaniu się, że wiatrak w sypialni nie działał, miałam dość.
Właśnie dlatego zamieniłam dżinsy na szorty, wsunęłam nogi w tenisówki, a jednorazowy telefon, pieniądze i klucze włożyłam do tylnej kieszeni, po czym zewnętrznymi schodami uciekłam z domu pani Louisy Cormier.
Dwie mile do centrum miasteczka wydawały mi się w tamtej chwili ledwie niewielką niedogodnością w porównaniu do konieczności spędzenia w tym miejscu całego popołudnia i wieczoru o pustym żołądku. Jasne, powinnam była dać znać mojemu gorylowi, że gdzieś się wybierałam, ale jak prawdziwa masochistka chciałam przetestować granice i zobaczyć, co zrobi, kiedy coś pójdzie nie po jego myśli. Tak naprawdę ani przez chwilę nie wierzyłam, by płatni zabójcy mogli się na mnie czaić w Belleville.
Chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, że mogłabym się ukrywać w takim miejscu.
Miałam nadzieję na złapanie jakiejś podwózki po drodze, ale ulica, którą ruszyłam w stronę centrum, była całkowicie opustoszała. A przynajmniej miałam nadzieję, że to był kierunek na centrum, bo mój jednorazowy telefon nie miał pakietu Internetu i nie mogłam sprawdzić trasy w nawigacji. Szłam poboczem, bo najwyraźniej w Belleville nie odkryto jeszcze chodników, uważnie rozglądając się dookoła. Skoro już zostałam zesłana w takie miejsce, mogłam przynajmniej coś z tego wyciągnąć.
Gdybym była nieco mniej lekkomyślna, pewnie obawiałabym się sama iść taką drogą – z obydwu stron otaczały mnie luizjańskie lasy, wysokie, bujne, zielone i podmokłe. Dopiero po jakimś czasie zaczęły ustępować miejsca pierwszym zabudowaniom: niewysokim, nowoczesnym domkom przycupniętym w pewnej odległości od drogi, za żywopłotami. Słońce nadal świeciło mocno na niebie, zniżało się jednak coraz bardziej, przez co upał zdążył nieco zelżeć; powietrze było rześkie i świeże, zupełnie inne niż w Nowym Jorku, i szło mi się bardzo dobrze, więc nie spieszyłam się za bardzo.
Cały spacer zajął mi około godziny; kiedy w końcu dotarłam do centrum, musiałam przyznać, że Belleville rzeczywiście robiło bardzo dobre wrażenie. Centralnym punktem wydawał się plac, od którego odchodziło kilka handlowych uliczek; na jego środku stał ogromny, zadbany klomb z kwiatami, wokół którego ustawiono pomalowane na biało ławeczki. Przy placu znajdowało się kilka sklepów, jakaś kawiarnia i restauracja; gdy zajrzałam w odchodzące od niego uliczki, dostrzegłam więcej markiz i spacerujących chodnikami ludzi, którzy wyraźnie nigdzie się nie spieszyli.
Miejscowych było sporo, ale w porównaniu z Nowym Jorkiem – zaledwie garstka. Przyzwyczajona do nowojorskiego ruchu ulicznego, przez chwilę nie potrafiłam odnaleźć się w świecie, gdzie nie musiałam przeciskać się chodnikiem, uważać na przejeżdżające samochody (najwyraźniej centrum Belleville było wyłączone z ruchu kołowego) i zasłaniać uszu, gdy ulicą jechała karetka albo kolejna jednostka straży pożarnej. W Belleville słychać było normalny uliczny gwar, ale nadal było dużo ciszej, a ludzie idący chodnikiem ani nie wydawali się nigdzie spieszyć, ani nie próbowali mnie staranować. Wręcz przeciwnie: co chwila zatrzymywali się, by kogoś pozdrowić, zamienić z kimś parę słów lub po prostu uchylić kapelusza. Wyglądało na to, że wszyscy tam się znali.

CZYTASZ
Przeczucie | JUŻ W SPRZEDAŻY!
RomanceRoxanne Sherwood rok temu miała nadzieję na nagrodę Pulitzera. W tym roku ma nadzieję nie paść ofiarą płatnego zabójcy. Po tym, jak naraziła się pewnym wpływowym ludziom, FBI wysyła Roxie do Luizjany, gdzie do czasu procesu ma się zaszyć w niewielki...