- ... I Jack Moore wystąpić! - Pewnie zrobiłam krok w przód. Porucznik spojrzał na mnie pochwalająco.
- Wszyscy wyczytano zostają przyjęci do szkolenia. Całą resztą, żenada. Wracać do domu. A wy dostaniecie przydział do pokoju. Odmaszerować! Moore zostań na chwilę. - Wszyscy poszli do swoich pokoi a ja zostałam. - Mam dla ciebie zadanie specjalne. Rozniesiesz plany zajęć do pokoi 12, 13, 14, 15, 16 i 17. Odmaszerować!- Zasalutowałam i poszłam rozwiesić plany. Udało się! Jestem w męskiej jednostce!___________________________________
Rano wszyscy stawiliśmy się na zbiórce.
- No dziewczynki, to że dostaliście się tu, nie znaczy że teraz będzie łatwo. Zaczynamy od 10 kilometrowej przewieszki. Nikt nie opuszcza swojego szeregu. - Tylko 10 kilometrów? Zaczęliśmy biec. Szło mi świetnie. „Nadążałam" a nawet byłam trochę szybsza. Po biegu zaczęliśmy walki wręcz.
- Pierwsi Collin Mandel i Henry Bang.- Ja kibicowałam Collin'owi bo był ze mną w pokoju. Spoko gość. Walka była zacięta. Po dłuższym czasie Mandel zaczął wygrywać.
- A teraz Jack Moore i Ashton Norm.- No dobra. Czas im pokazać czego nauczyli mnie w domu dziecka. On spróbował uderzyć mnie z pięści ale złapałam jego rękę w locie i wykręciłam do tyłu. Podcięłam mu nogi tak żeby upadł na brzuch i stanęłam na nim. Wszyscy zaczęli mi bić brawo.
- Bardzo dobrze Moore. Teraz David Jast i Michel Narillan. - i znów kolejna para zaczęła walczyć. Ja zatopiłam się w myślach. Z zamyślenia wybudził mnie głos porucznika.
- Teraz strzelanie i czas wolny. Potem spotykamy się wieczorem na biegu przełajowym. Na strzelnicę!- Tak! Strzelanie to mój ulubiony rodzaj walki. Uwielbiam to robić. Każdy dostał broń i podchodziliśmy po koleji do tarcz. Ja dałam dzisiaj z siebie wszystko.
- W szeregu zbiórka! - krzyknął porucznik.
- Jack Moore wystąp! - Wyszłam z szeregu.
- Trafiłeś w same dziesiątki, wygrałeś walkę. Gratuluję. To jest przykład do naśladowania chłopcy!
- Widzę że znalazł pan już najlepszego w drużynie poruczniku.
- Pułkowniku White - powiedział porucznik a wszyscy zasalutowaliśmy.
- Spocznij. Więc poruczniku, jakie wyniki?
- Wszystkie strzały idealnie celne, wygrana walka, zaliczony bieg.
- Bardzo dobrze. Podejdź. - pewnym krokiem podeszłam do niego. Byłam prawie pewna że spróbuje mnie pokonać w walce wręcz. Ale tego uczono mnie praktycznie od kołyski. To była ostatnia wola moich rodziców. Byłam więc przygotowana na atak. Tak jak myślałam, spróbował uderzyć mnie pięścią w brzuch. Szybko złapałam jego rękę i uderzyłam z pięści w żuchwę. Wszyscy na chwilę jakby wstrzymali oddech.
- Szeregowy Moore od jutra będzie miał indywidualne treningi ze mną. - Jego głos był chłodny. Trochę przeraziła mnie wizja indywidualnych treningów z przystojnym facetem. STOP! Facetem. Ale zasalutowałam.
- Tak jest pułkowniku.
- Odmaszerować. - Poszłam na obiad a potem na siłownię która znajdowała się blisko mojego domku (15) ponieważ nikt tam nie chodzi jeśli nie musi a po dzisiejszej akcji wolałam nikogo nie spotkać. Ćwiczyłam tak chyba z pół godziny i akurat ćwiczyłam z workiem, gdy usłyszałam otwieranie drzwi. Dobrze że nie zdjęłam bluzki jak to mam w zwyczaju ponieważ zauważyłby moje niemałe piersi które trudno ukryć. Nie zwróciłam uwagi na to kto wszedł dopóki nie usłyszałam tego prześmiewczego głosu.
- No, no, no. Kogo widzą moje oczy.
- Pułkowniku. - Odpowiedziałam męskim głosem a w duchu modliłam się żeby nie zobaczył mojej twarzy.
- Wiedz że treningi ze mną to nie łatwe wyzwanie. Szykuje się na głębokie upokorzenie. - Oj jak on mnie wkurza. Ja mu nie dam żyć na treningach. Zrobię tak. Będę znacznie lepsza od niego. Dam radę w końcu szkolono mnie już gorzej.
- Tak płukowniku. Teraz pozwól że pójdę. Mamy bieg przełajowy.
- Oczywiście. Do jutra Moore. - Wzięłam swoje rzeczy i zasłaniając twarz kapturem od bluzy wyszłam z sali. Skierowałam się na plac główny gdzie mieliśmy zbiórkę. Oczywiście byłam pierwsza. Bieg przełajowy przeszedł nam dość sprawnie.
Jeszcze przed północą położyłam się spać. W końcu miały mnie czekać „ciężkie" miesiące...