Rozdział IV

21 3 1
                                    

-Mamo, przepraszam. Przysięgam, że na śmierć zapomniałam. Nasz nowy sąsiad. Jest taki przystojny, zapomniałam o Bożym świecie. Mamo na prawdę mi głupio. Nie wiem co się ze mną stało, wybacz mi - powiedziałam bardzo szybko, niemalże na jednym oddechu.

-Kochanie, rozumiem, że wolisz spotkać się z chłopakiem niż iść do kina z matką. Doskonale cię rozumiem, to normalne. Nie będę ci miała tego za złe. Pójdę z Ramoną, ja cię kochanie okłamałam, przepraszam. Nie chciałam żebyś wypytywała o ojca i martwiła się.

-Co? Jak mogłaś, mamo. Ja na prawdę bardzo przejęłam się tym, że nie pójdziemy razem i myślałam, że pocieszę cię trochę po wystawieniu przez ojca i Ramonę.

-Nie złość się, przepraszam. Posłuchaj...

-Nie mamo, ja nie jestem zła. Mi jest cholernie przykro, chciałam dobrze, a ty mnie oszukałaś.

-Przecież to nic wielkiego. Nie chciałam, żebyś się gniewała. Jeżeli chcesz to możemy iść razem na ten maraton, powiem Ramonie, że nie mogę z nią...

-Nie. Straciłam ochotę. Idę na górę.

Wiem, że przesadzam, ale na prawdę zrobiło mi się przykro. Przecież ja myślałam, że pocieszę mamę, że jestem do czegoś jej potrzebna, a okazało się, że to byłą tylko intryga, żebym się od niej w końcu odwaliła! Jeśli chce żebym się odwaliła to proszę bardzo, mam zamiar to zrobić. Nie jestem jej potrzebna do niczego, więc nie zamierzam odzywać się do tej kobiety. Przynajmniej dopóki nie przejdzie mi złość.

Następnego dnia oprócz tego, że byłam umówiona z Zoe musiałam iść również do lekarza na pobranie krwi. Ugh, nie cierpię szpitali, krwi i lekarzy. Ogarnęłam się szybko. Byłam umówiona do lekarza na 12.00, a z Zoe na 15.00. Po wyjściu z domu zobaczyłam coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Na prawdę zaznałam mocnego szoku. Przed moim domem stał Lukas. Lukas Trawey we własnej osobie, nie pomyliłam się. Mimo tego, że dało się go poznać wyglądał całkiem inaczej. Stał pod bramą do mojego domu, ubrany w ciemne jeansy, schludną koszulkę i granatową marynarkę. W ręku trzymał bukiet róż. Zdziwiona podeszłam do bramy.

-Czego tu szukasz? Chyba pomyliłeś domy - rzuciłam oschle.

-Zdaję mi się, że dobrze trafiłem. Księżniczka Miller? Nie mylę się, kochanie?

-Co ty do mnie mówisz, nie nazywaj mnie tak frajerze.

-Nie złość się. Wiem jakie masz zdanie na mój temat...

-Każdy ma o tobie takie zdanie - mruknęłam, przerywając wypowiedź chłopaka.

-Ale żadna nie pożałowała jeszcze, że spędziła ze mną chociaż minutę. Kurczę, źle to zabrzmiało. Ja na prawdę się zmieniłem. Obiecałem, że nie odpuszczę. Od razu, gdy cię zobaczyłem zakochałem się. Kto by się nie zakochał? Proszę, daj mi szansę.

-Lukas, ja znam ten typ. Za tydzień powiesz to samo innej, przypadkowej lasce. Serio śpieszę się.

-Przysięgam, że nie! Proszę daj mi szansę, nie oceniaj mnie ze względu na przeszłość. Każdy zasługuje na szansę. Suzzy... - mówił zbliżając usta ku moim.

-Lukas ja się z kimś spotykam! - krzyknęłam odpychając chłopaka.

-Kocham cię i będę o ciebie walczył!

-To jest chore, nie znamy się nawet, pierwszy raz rozmawiamy! Dobra może drugi.

-Ale ja już wiem, że jesteś wspaniałą dziewczyną. Co mam poradzić, że się w tobie zakochałem?

-Przepraszam, ale jak już mówiłam, spotykam się z kimś. Zresztą jak ty sobie to wyobrażasz? Ja i ty? Przecież my jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami, nigdy nic z tego nie wyjdzie. Odejdź stąd - w tym momencie usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Cole'a wychodzącego z domu, idącym wzdłuż mojego ogrodzenia. Ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy go zobaczyłam.

-Cześć Suzzy! Przepraszam, że się wtrącam, ale to twój chłopak?

-Zwariowałeś?! To jeden frajer z mojej szkoły, nie mam pojęcia po co tu przyszedł.

-Wiesz co, ranisz - odezwał się śmiałym głosem. Nigdy nie pomyślałabym, że go zranię, zawsze wyobrażałam sobie tą sytuację na odwrót. Mimo wszystko myślę, że postąpiłam dobrze, prędzej czy później on by mnie zranił.

-Suzzy, mu chyba na prawdę było przykro. Chyba nie powinienem był się wtrącać...

-Cole, to nie twoja wina. To jest typ podrywacza, on bawi się dziewczynami i zmienia je jak rękawiczki. Proszę cię, on przyczepił się do mnie, prawdopodobnie chce mnie zaliczyć i zostawić, jak każdą. Oczywiście pieprzy coś o wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, ale nie będę naiwna. Zresztą powiedziałam mu, że spotykam się z kimś...

-Miałaś na myśli mnie?

Nic nie odpowiedziałam. Było mi głupio, bo przecież my się nie spotykamy tylko raz zaprosił mnie na kolację, prawdopodobnie jako przyjaciółkę, czy nową sąsiadkę. Zrobiło mi się głupio, więc dodałam po chwili:

-Chciałam go spławić, no wiesz...

-Jasne. Wiesz co,muszę lecieć, ale widzimy się w sobotę. Do zobaczenia!

-Oczywiście, cześć!

Ucieszyłam się, że mi uwierzył. Gdybym przez tego debila straciła najlepszą randkę w życiu zabiłabym go własnymi rękoma. W każdym razie udałam się do lekarza. Wsiadłam w autobus, który jechał prosto pod szpital. Przeżyłam jakoś ten ,,zabieg" i udałam się do domu. Miałam jeszcze godzinę do spotkania z Zoe.

Bad IdeaWhere stories live. Discover now