𝒏 𝒆 𝒓 𝒐 𝒏

75 10 13
                                    

jest to one - shot challange'owy, w którym muszę użyć tych oto słów;

bohema, życie, gonitwa, zoo, cukier puder, alkohol, bimber, flaszka, papieros, żel, czapka, armagedon, hiacynt, narcyz, chomik, struny, wiolonczela, liście, płyta, ramka, komoda, Kommodus, Papadopolus, Neron, Grover.

a oto jego treść;

          Pan Papadopolus od zawsze był wybrednym człowiekiem. Karcił Kommodusa, jednego z jego dwóch podopiecznych (drugim był bowiem Neron), gdy widział go z tak mało wykwintnym trunkiem, jak bimber, który ów młodzieniec pił, choć sporadycznie, jednak pił. Karcił także Nerona, gdy słyszał jak z jego pokoju wypełnionego po brzegi zdjęciami w ramkach, leżących na, przykładowo, komodzie, instrumentami, czy chociażby armagedonem ubrań na podłodze, wydobywała się głośna muzyka, z ulubionej na ten moment, płyty chłopaka. Karcił także samego siebie, gdy przypadkiem jego noga tknęła ukochanego hiacynta w ogrodzie, a dłoń flaszki prostackiej wódki. Sam przecież osobiście kochał zamaczać brzoskwiniowe usta w czerwonym jakoby krew winie.

          Włosy Pana Papadopolusa były, jak usta, w kolorze łudząco przypominającym skórkę brzoskwini, przydługie, gęste oraz niesamowicie miękkie w dotyku. Twarz mężczyzny spokojna, oczy, choć chłodne, potrafiły patrzeć na człowieka z ogromną czułością. Odznaczał się heterochromią - tęczówki jego co prawda, pod słońce, wyglądały podobnie, jednak gdy mówił z kimś twarzą w twarz, rozmówca dobrze widział jasny karmel jednego oczka oraz niesamowicie gorzko czekoladowy brąz drugiego. Jego postura publicznie, zawsze była prosta, jedynie przy dzieciach, które powierzyli mu ich opiekunowie z niewiadomych przyczyn, pozwalał sobie na garbienie i odpływanie w głębokie zamyślenie. Nie można było zaprzeczyć, iż ciało mężczyzny było dobrze zbudowane, sylwetka smukła, a wzrost wynosił na oko metr dziewięćdziesiąt. Niesamowicie blada karnacja, piegi i wieczne cienie pod oczami, odznaczały jego skórę na twarzy. Należy napomknąć, iż uwielbiał powiadać, życie jest gonitwą ze zwierzętami, tutaj zatrzymywał się zawsze, wypowiadając ów słowa, lecz po chwili mówił dalej, jak w zoo, zamknięte zwierzęta oczekują wolności, tak ludzie oczekują wolności na świecie, więc gonią życie. Życie pełne nie klarownej sztuki, a tej wychodzącej poza ramy. Życie pełne bohemy.

          Była wtedy jesień, gdy stał na tarasie swego domu, oglądając promienie skrzącego słońca, które wyglądały na niego spoza wysokich, pnących się jeszcze wyżej drzew. Ostatnie brązowozłote liście, bezczelnie opadały na jego arcydelikatne włosie, subtelnie dając mu do zrozumienia, ah, nadchodzi zima. Pan Papadopolus (należy napomknąć, gwoli ścisłości, iż imię jego brzmiało Kornelius) lubił jesień, jednakże zimą gardził - gardził tym wszechogarniającym zimnem oraz mącicielskim, niesamowicie mącicielskim śniegiem. Z bólem serca jednak, musiał przyznać, iż zimowe noce były o wiele bardziej porywające od tych jesiennych, w których wspaniale odznaczał się dzień. I niestety, mężczyzna upodobał sobie w dzieciństwie noce, i niestety, tylko dlatego zimę także doceniał.

          Papadopolus trzymał wtedy w ręku papierosa, zaś na barierce obok jego lewej, wolnej ręki, ułożone były wykwintne, szkarłatne wino, jak i kieliszek wypełniony trunkiem do połowy, z praktycznie niezauważalnym odbiciem ust na jego górnej powierzchni. Alkohol smakował wyśmienicie, to mężczyzna przyznał wtedy bezsprzecznie. Uśmiechnął się nikle, wypalając używkę praktycznie do końca, gdy ta została mu odebrana. Spojrzał z ukosa na Kommodusa, który dopalał jego mały cud na stres, krzywiąc się nieco. Już dawno zrozumiał, że na ów chłopaka nie umie się długo gniewać, a nieprzyjemne słowa zawsze ciążą mu później na sumieniu, odpuścił więc ganienie dziewiętnastolatka. Jego oczęta natomiast powędrowały w stronę rozwartych drzwi, w których stał Neron. Był pozornie spokojny, jednak czuł niesamowity żal, ponieważ wiedział, że gdyby to on zabrał papierosa Panu Papadolusowi, ten w dość szybkim tempie ukarał go w postaci braku deseru. I taka była prawda, Kornelius skrywał to, iż bardziej od strasznego podopiecznego lubił Kommodusa, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać.

𝒃 𝒐 𝒉 𝒆 𝒎 𝒂Where stories live. Discover now