* NANA - Rose *
Blond włosa kobieta rozsiadła się na krześle w jadalni. Cisza - tego było jej trzeba od samego początku dnia. Oczy powoli same odmawiały jej posłuszeństwa tak samo jak całe ciało - pragnęło odpoczynku. Ona nie chciała odpoczywać, musi ciężko pracować dalej.
Nad swoimi marzeniami, pasjami. Nad tym czego chciał jej ojciec.
Bardzo kochała tatę. Z całej rodziny tylko w nim widziała oparcie. Z nim umiała nawiązać wspólny język. Brakowało go na świecie.
- Herbata, królewno. - podniosła zamyślony wzrok na niską oraz mocno szczupłą służącą. Nawet nie zauważyła kiedy weszła tutaj. Prawą ręką pokazała aby odeszła do dalszej pracy. Ta szybko się skłoniła i zeszła jej z pola widzenia.
Wypuściła powoli powietrze w stronę ciepłej różowej cieczy. Jej ulubiona - przez intensywny zapach cieczy mogła przenosić się w czasie, do domu gdy jeszcze trenowała walkę mieczem od najlepszych, uczyła się od najmądrzejszych oraz uwodziła najprzystojniejszych i najdzielniejszych w królestwach.
Te czasy już dawno minęły w zapomnienie. Teraz jako dziewiętnastoletnia kobieta musiała tymi umiejętnościami dobrze rozporządzać - a najbardziej chytrością oraz siłą.
- Teraz czas na nowego ideę świata... - mruknęła, przyglądając się swojemu odbiciu w tafli.
Kiedy podjęła tak szaloną decyzję?
Sama nie wiedziała jaki to był dzień ani godzina. Pamiętała tylko ciemność jaką ją otaczała. Noc wtedy była gwiaździsta oraz chłodna. Zanim wyszła na balkon, który znajdował się w jej i wtedy jeszcze narzeczonego pokoju nałożyła biały szlafrok.
Jako jedyna z całej " rodziny" nie chciała spokoju, nie pragnęła podporządkować się Boginiom. Ona wolała zrealizować zniszczony plan ojca. Plan, który kilkanaście lat temu siał grozę na całym świecie. To jej się podobało, powodowało, że uśmiech zmieniał się na psychiczny, a ciało płonęło w rozkoszy na samą myśl o cierpieniu.
- Myślałem, że jesteś w łazience, Ario. - podniosła wzrok znad kubka. Karon zarzucił swoim artystycznym uśmiechem - kłamliwym uśmiechem.
Chyba jedynie dla tego za niego wyszła, nie z miłości a podobnemu poglądowi. Nie przejmowała się faktem, że któryś z nich mógł w każdej chwili znaleźć swoją drugą połówkę. Może i obiecał jej miłość do końca, ale i tak wiedziała, że dla niego liczył się tylko dobry sex oraz spokój ducha od debilnych rodziców.
Pokręciła głową przecząco.
- Szukałem Cię, wiesz?
- Dwie godziny? - prychnął zażenowany swoją pozycją w tej sprawie. - Mówiłam, że idę skończyć wypełniać dokumenty i wrócę do pokoju przed północą.
- Stęskniłem się bardzo... - mruknął. Stanął nad nią z wyższością. Szybko przywarł swoimi ustami do jej. - Chodź już, łóżko zasłane... Czeka na nas.
Pokiwała głową rozumiejąc jego seksualne intencje. Jego wzrok oraz spodnie mówiły wszystko.
- Zaraz będę. Czekaj już na mnie. Kochany. - nacisnęła na słowo Kochany aby zrozumiał, że potrzebuje chwili przygotowania.
Fioletowo włosy szyderczo uśmiechając się pod nosem wyszedł z sali.
- Debil, będziesz kurwa następny. - powiedziała sama do siebie, nie chętnie wstając z krzesła.
Lubiła ten zamek. Było w nim dużo ciemnych odcieni, które ładnie komponowały się ze sobą. Jak przystało na ułaskawieni łaską Pure Somne - fiolet był ich ulubionym kolorem. Ich największy znak rozpoznawczy - nie licząc wielkiej sukowatości.
Ona - po mimo, że miała pieczęć Gold Rose - czuła się tu bardzo dobrze.
- Królewno Ario, imieniem Amira i Amy, opatrzona łaską Gold Rose. - odwróciła się zdziwiona. Strażnik ukłonił się przed nią. - Chciałem za informować, że nie udało się nam dopaść tych dwóch uciekinierem. Zapewne jutro dotrą do Twojego rodzinnego państwa.
Nie była zadowolona - była wściekła. Jeśli wypaplają komuś o porwaniach - swój plan będzie musiała przyspieszyć w zawrotnym tempie.
- Rozumiem, możesz odejść.
CZYTASZ
Final Line
Fantasy,,Życia nie można opisać. Trzeba je przeżyć." Oscar Wilde Historia rozpoczyna się, jak typowy amerykański film dla nastolatków. Nikt nie spodziewa się żadnej tragedii czy dramatu. Musimy jednak pamiętać, że życie to nie bajki Disney'a i wszystko moż...