Chapter one

19 0 0
                                    


Tak! Wstawiłam jeszcze tego samego dnia, mam nadzieję, że jednak ktoś będzie to czytał 。◕‿◕。




***

Kropelka potu spłynęła po skroni szatynki ale ona nie zwracała na nią uwagi. Jej ręce odziane w różowe rękawice ze sztywną precyzją były w gotowości na żądanie ciosu. Oczy szukały jakiejś luki w postawie przeciwnika, i zanim zdążył się zorientować, kobieta z szybkością kobry zaatakowała jego szczękę mocnym, lewym sierpowym. Zdziwiony poleciał do tyłu i twardo walnął o matę. Zanim stracił przytomność, zdążył sobie przypomnieć, że zwycięzca od początku zawodów sprawiał wrażenie, że jest praworęczny.

Szatynka z sarkastycznym uśmiechem patrzyła na ciało dwukrotnie większego mężczyzny, nie przejmując się oklaskami dookoła.

- Ktoś jeszcze? - zapytała, pijąc wodę z butelki, oczywiście większość wylewając na swoją twarz.

Odpowiedziały jej tylko pełne niedowierzania okrzyki i śmiechy.

- No spoko. - westchnęła Moon, zdejmując rękawice i rzucając je gdzieś w kąt ringu. Od razu zostały przechwycone przez jakiegoś przydupasa i zaniesione do jej szatni.

Dziewczyna w tym czasie przeskoczyła nad linami i przeszła przez tłum, który bez problemu zrobił jej przejście aż do baru.

- Podaj whisky, Damon. - westchnęła do barmana flirtującego z jakąś dziwką.

Ten szybko przestał zwracać na nią uwagę, i zaczął szukać czegoś pod blatem.

- Szef ci pozwolił? - zapytał, podając jej małą flaszkę.

- Może... - wzruszyła ramionami Moon.

- Jesteś niemożliwa, dziewczyno. - zaśmiał się Damon, zabierając się za pucowanie szklanki brudną szmatką.

- Wiem, ale i tak mnie kochasz! - wystawiła w jego stronę język.

Barman ponownie zachichotał, kręcąc głową. Wiedział, że jeżeli Szef nie pozwolił Moonie dzisiaj pić będzie miał przejebane, ale nie potrafił jej odmówić.

W sumie jak każdy. Oprócz Szefa, jej przybranego ojca, brata i przyjaciela w jednym.

- Baw się dobrze, Dam! - zawołała szatynka, zeskakując z wysokiego krzesła, rzucając się w wir spoconych ciał i dudniącej muzyki.

Na parkiecie wymiatała i każdy to wiedział. Raz upiła się tak, że nawet zatańczyła Polo Dance, ale przyjechał Szef i ją zabrał, co zebrani wtedy ludzie przyjęli z jękiem zawodu. Dziś jednak po prostu kołysała się do rytmu, mając w dupie innych.

Żyła chwilą.

Obcisłe, krótkie spodenki i normalny, czarny podkoszulek i czerwona koszula w kratę zwracały uwagę mężczyzn, ale nikt nie odważył się podejść. Ta kobieta złamała wiele serc i kości pod różnym wpływem, a niebezpieczny Szef mógł się ukryć wszędzie. Nikt nie chciał mieć z nim na pieńku. W sumie, ze Moonlight też nie.

Jak skrzywdzisz Szefa, Szef cię zabije.

Jak skrzywdzisz Moon, cały gang cię zabije, poćwiartuje i spali, a twoją rodzinę będzie torturował. Potem Szef zrobi z nimi to samo i tyle z położenia łapy na jej tyłku.

Powodzenia!

Moonie czasem to przeszkadzało. Chciała mieć potwierdzenie, że ktoś jest nią zainteresowany, ale tacy szybko znikali w tajemniczych okolicznościach. Czuła się niedoceniana i po prostu stwierdziła że jest brzydka. W głębi serca miała dość takiej ochrony, ale kochała cały gang i nie potrafiłaby im powiedzieć, że mają się od niej odczepić dla jakiegoś kutasa.

- Szef idzie! - usłyszała pojedyncze krzyki, przebijające się przez muzykę. Złośliwy uśmieszek wkradł się na twarz dziewczyny i niedługo później była już koło DJ. Przejęła od niego konsolę i zmieniła muzykę na typowo "gangsterskie" rapy, które w takim towarzystwie były po prostu śmiesznym żartem.

Cała sala ryknęła śmiechem i kciukami uniesionymi do góry pogratulowali nowemu DJ. Moon ukłoniła się teatralnie i ryknęła do mikrofonu:

- Oto kawałek dla naszego ukochanego Szefunia! - zaśmiała się, puszczając oko do widowni.

Mężczyzna w białym garniturze przy drzwiach miał nadal kamienną minę, ale widać było że w duchu śmieje się tak samo jak reszta.

- Moonlight, do domu! - zawołał przez całą salę, bez trudu przekrzykując "muzykę".

- Ej, ludziska, sorry, ale wypadam! Szefunciowi skończyła się dobranocka i muszę lecieć! - wrzasnęła do mikrofonu, powodując kolejny napad śmiechu u zebranych.

Mężczyzna w białym garniturze zmarszczył brwi. Nie mógł zaakceptować takiej zniewagi, nawet ze strony Moon. Pstryknął palcami i niebawem dwójka goryli ściągnęła dziewczynę z parkietu. Nie szarpała się, tylko stroiła miny do tłumu, co potęgowało chęć jej uduszenia przez "Szefuncia".

- Czy ty zawsze musisz się tak zachowywać, Moonlight? - Szef potarł skronie. Znajdowali się już w limuzynie, a pijana dziewczyna nadal chichotała szaleńczo.

- Jestem... - czknięcie - Moonlight... To normalka u mnie. - uspokoiła się trochę.

- Uh... Jasne, słońce. - mruknął Michael Staff, przyciągając głowę Moonie na kolana i głaszcząc ją, jak to kiedyś często robił.

***

Ten rozdział wsm nic nie wnosi, ale chcę wam pokazać oblicze Sky 😘.

Gwiazdka, komentarz?

M.K

STREET LEADER || część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz