Miała nie pakować zbyt wiele. Wszystko kupi na miejscu.W Seattle.
Sky podniosła się i podeszła do okna. Był wieczór, choć dziewczyna tak bardzo chciała dzisiaj, żeby cofnąć czas i nie postawić się na pamiętne śniadanie. Wtedy nie stałaby tutaj, czekając na co ważniejszych członków gangu, spieszących na jej pożegnalne party.
Sky przejechała delikatnie palcami po szybie, jakby chciała zetrzeć wszystkie swoje problemy. Jednocześnie, zapaskudziła sobie szkło mglistymi pociągnięciami.
Nie musiała już tego czyścić. Za niedługo przecież znajdzie się w Seattle - a tam zamieszka we własnoręcznie wybranym domu. Dobrze że przynajmniej miała możliwość wybrania przyszłego miejsca zamieszkania, bo znając życie, Michael wybrałby jej jakąś uroczą, wielką willę, a tego by nie chciała. Samotność tam byłaby nie do wytrzymania.
Sama wolała wynająć mieszkanie z jakąś miłą kobietą w mniej więcej jej wieku.
- Sky, goście przychodzą. Wyjdź do nich. - usłyszała głos Michaela zza drzwi. - Pożegnaj się z nimi przynajmniej.
Dziewczyna westchnęła i podeszła do lustra. Wygładziła wygniecienia w bluzce o rozmiarze "M", zwisającej z niej jak z wieszaka. Do tego miała legginsy, a na twarzy, jak zwykle, nie widać było makijażu. Spięła więc tylko swoje brązowe włosy w niechlujnego koka.
- Już schodzę. - powiedziała, wychodząc z pokoju.
Podeszła do salonu, gdzie siedziała już cała gromada napakowanych facetów. Gangi zwykle kobiet nie przyjmowały - uznawały po prostu za swój zawód za zbyt niebezpieczny dla takich kochanych istot jak człowiek z pierdoloną macicą. Dlatego Sky nie pamiętała kiedy ostatnio przyjaźniła się z kobietą, tym bardziej w jej wieku.
- Siema, grubasy. - stwierdziła, rzucając się na kanapę, gdzie magicznie zrobiło się dla niej miejsce.
- To prawda? Wyjeżdżasz? - stwierdził Seth, waląc łokciem siedzącego obok Bena, by się trochę sunął, bo było mu za ciasno.
- Ta... - wszyscy stracili trochę wigoru - Ej, nie smutajcie. Za niedługo wrócę, a wy będziecie nadal zachowywali się jak dzieci. - pogłaskała najbliższego gangstera po głowie.
- Ale wyjeżdżasz. W sumie to nawet nie wiemy gdzie. - stwierdził Ben, lekko napierając na Setha.
- Do Seattle. - powiedziała cicho dziewczyna.
- Nie, ja ci nie pozwolę! - warknął niemal natychmiast Mark, podrywając się z miejsca.
Odpowiedziały mu okrzyki aprobaty. Siedzący w głębi pomieszczenia Mike, sięgnął do włosów, jak zwykle, gdy się denerwował, czy stresował. Zebrani zdecydowanie nie byliby zadowoleni, gdyby okazało się, że to on wysyła ich dziewczynkę na zwiady aż na inny kontynent.
- Mark, przecież sam sobie radę! Jestem twarda! - zawołała Sky, robiąc anielską minę.
- Kto z tobą jedzie? - zapytał podejrzliwie Dean, nie odrywając od niej swojego ciemnego spojrzenia.
- Em... No chyba nikt. - powiedziała Sky i wtedy faceci wkurzyli się na maksa.
- KTO JĄ TAM WYSYŁA? KTÓRY IDIOTA? - ryknął Mark, zaciskając pięści.
- Ja. - Szef wyszedł z kąta salonu, gdzie wcześniej siedział, niewidoczny dla wszystkich.
- Wysyłasz ją do Seattle? Ty? Co się dzieje? - mruknął wkurzony Mark.
Szef spojrzał na Sky, siedzącą pomiędzy chłopcami i stwierdził, że rzeczywiście przydałby jej się ktoś jeszcze. Oceniający wzrok skierował na Marka, Setha i Bena. Ta trójka była jednymi z pierwszych członków gangu, a co za tym idzie, poznali Sky najwcześniej i najbardziej ją znali - też od tej drugiej strony.
- Porozmawiajmy na zewnątrz. Weź ze sobą Bena i Setha. - mruknął Michael i cicho wyszedł z pomieszczenia, krzycząc, że na papierosa.
Mark chwilę stał, zastanawiając się o co chodziło Szefowi, po czym podszedł do wymienionych przez niego chłopaków i razem ruszyli na werandę, gdzie stał już Michael.
- Sky nie może się nic stać. - stwierdził, patrząc na niebieski horyzont.
- Więc jej tam nie wysyłaj. - wzruszył ramionami Seth, z rękami w kieszeniach.
- To nie takie łatwe. Rendel się na nią uwziął... Podoba mu się. - warknął Michael, ciskając wypalonego papierosa za ogrodzenie.
- Rendel? Szef Snake Eyes? - zapytał Ben, patrząc przez soczewki okularów na większych od siebie mężczyzn.
- Ta. - wyciągnął kolejnego papierosa Szef. - Sky musi lecieć do Seattle. A wy pojedziecie z nią. - powiedział, wypuszczając dym na ich twarze.
- Lecimy jutro do Seattle? - spytał Mark, ogarnięty ekscytacją.
- Nie, kurwa. Nie wytrzasnę ci biletów business class na jutro. Ani żadnego fałszywego dowodu. Lecicie za parę dni, jak to wszystko ogarnę. - stwierdził Michael, patrząc na nich uważnie.
- KURWA, DO SEATTLE? - Seth miał minę, jakby wygrał w totka.
- Tak. - stwierdził Mike. - Ale nie mówcie nic Sky. Macie być niewidoczni, aż do końca. Pewnie i tak was szybko zobaczy. - stwierdził Szef, uśmiechając się lekko.
- Zostawisz ją w dobrych rękach. - stwierdził Mark, poważniejąc.
- Mam nadzieję. - powiedział mężczyzna, nie kapiąc się wypaleniem papierosa. Wyrzucił go w to same miejsce co poprzedniego. - Wracajmy, zanim Sky się zorientuje, że coś długo nas nie ma.
***
M.K
CZYTASZ
STREET LEADER || część 1
RomanceMoonlight. To nawet nie jej imię. Jej tak naprawdę nie ma. Ale jak chce, to może ciebie zabić. *** Co jak spotka się z szefem gangu w Seattle? Czy zakochają się w sobie, czy znienawidzą? *** Nie umiem pisać opisów ಥ‿ಥ Wybaczcie... Ale i tak zapras...