A GDYBY TAK WSZYSTKO RZUCIĆ, WYJŚĆ I NIE WRÓCIĆ?

211 37 124
                                    

Spoglądając z boku na Alinę, można by odnieść mylne wrażenie, że ma wszystko, czego człowiek do szczęścia potrzebuje. Męża, dziecko, własny samochód, dobrze rozwijającą się firmę i dach nad głową. Co prawda dach nie własny, ale to miała być tylko kwestia czasu, nim na zakupionej działce powstaną fundamenty. Brzmi sielankowo, no właśnie tylko brzmi.

W rzeczywistości ta niska blondynka zawsze ze starannie ułożonymi włosami codziennie przechodzi gehennę od dwunastu miesięcy. O jej chorobie wie jej mąż, co nie równa się, z tym że rozumie.

Nikt, kto tego nie doświadczył, nie dowie się, jaką wielką trudność może przynieść postawienie pierwszego kroku po otworzeniu oczu.

Teraz gdy na dworze pojawiało się wreszcie słońce, większość mogłaby obrać mylne wrażenie, że poczuje się nieco lepiej. Kompletna bzdura.

Siedząc przy otwartym oknie, łapczywie pochłaniała wodę z butelki i starała się skupić na oddechu. Wdech, policzyć do pięciu, wydech. I kolejny raz, i kolejny, i tak przez dwie minuty, ale to nie dawało rezultatu.

Postanowiła wykorzystać kolejną radę zaczerpniętą z grupy wsparcia i szukać wzrokiem niebieskich przedmiotów, a następnie na głos je nazwać. Znów żadnego skutku.

Trzęsła się cała i kaszlała coraz bardziej. Zaczęło ją boleć w klatce piersiowej, miała wrażenie, że zaraz umrze i tym sposobem, jej mózg ponownie się nakręcał. Po chwili już nie mogła zebrać oddechu, w głowie miała ogromny helikopter, a słone krople skapywały po jej bladych policzkach.

— Alina?! Co się dzieje?!

Usłyszała nawoływanie, ale nie była w stanie odpowiedzieć. Drzwi otwarły się na całą szerokość, dzięki czemu niska brunetka, zobaczyła w całej okazałości synową. Kiedy Alina usłyszała, że ta chce zadzwonić po karetkę, pierwszy raz przemówiła, jeszcze bardziej zalewając się łzami.

— Zaraz mi przejdzie, ja tak mam, nie mogę się denerwować — sapała, by zaraz po tym po raz kolejny mocno zakaszleć.

Było jej wstyd, nie chciała, żeby teściowa oglądała ją w takim stanie. W myślach prosiła, aby po prostu zostawiła ją w spokoju, ale tak oczywiście się nie stało. Kobieta otwarła okno na całą szerokość i patrzyła na kobietę, rozpoczynając litanię.

— No to po co się denerwujesz? Nie szło na spokojnie porozmawiać? Lepiej ci, co?

Alina pokiwała głową, a słowa kobiety jeszcze bardziej ją dobiły. Tak jakby sama uwielbiała miewać te przeklęte ataki paniki. Tyle dobrego, że teściowa w końcu odpuściła i wyszła z pomieszczenia, zostawiając blondynkę samą.

Kobieta wstała, nachyliła się nad umywalką i chociaż bardzo tego nie chciała, spojrzała w zawieszone lustro. Roztrzepane włosy, podpuchnięte, czerwone oczy, rozmazany na całej twarzy tusz. Obraz nędzy i rozpaczy.

— Boże, nie chcę żyć — wyjęczała i z całej siły uderzyła dłonią o swoją głowę.

Szarpała się za włosy, marząc, by to wreszcie minęło. Chciała zastąpić ten przeklęty psychiczny ból fizycznym, ale to nie pomagało. W jej głowie pojawiły się obrazy jej w trumnie. Zastanawiała się, czy po prostu nie wziąć garści leków, popić wódką i zejść z tego świata, ale powstrzymywało ją jedno. Jej syn.

Gdyby nie on, już dawno pojechałaby do jakiegoś kraju, gdzie eutanazja na życzenie jest legalna i pozostawiła cały ten syf, który nie dawał jej spokojnie żyć.

Obmyła twarz zimną wodą i przygładziła włosy, starając się zająć czymś innym myśli. Łąka, piękna zielona łąka z tysiącem polnych kwiatów. Na niej ogromne drzewo, pod którym układa się ona, chcąc się nieco ostudzić. Wokół latają wielobarwne motyle, a w oddali rozbrzmiewa śpiew ptaków. Lekki wietrzyk owiewa twarz. Jest tak cudownie. Cudownie...

Alina [One-shot] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz