Rozdział 3

608 54 26
                                    


Po obiedzie przyszedł czas na upragniony przez Kagamiego prysznic. W łazience było tłoczno, często zdarzało się, że z jednej prysznicowej słuchawki korzystało dwóch, a nawet trzech mężczyzn, ale Kagamiemu udało się znaleźć jeden tylko dla siebie. Nie zwracał uwagi na innych, jedynie jeśli ktoś próbował sprawdzić, czy jest mięczakiem, rzucał mu groźne spojrzenie i warczał pod nosem ostrzeżenia.

Było głośno i tłoczno, ale przynajmniej woda była gorąca i zdołała ukoić nieco nadwyrężone mięśnie. Kiedy wyszedł z łazienki, czuł się odświeżony i prawie lekki – szkoda tylko, że mydło niczym nie pachniało i czuł jedynie zapach więziennego uniformu.

Po prysznicu strażnicy odprowadzili ich do celi. Od tej pory mieli czas wolny aż do godziny dwudziestej pierwszej – o tej gaszono światła i następowała cisza nocna. W założeniu oznaczało to, że każdy więzień powinien grzecznie spać, ale Taiga zauważył już wczorajszej nocy, że dla samych skazanych oznacza to tylko baraszkowanie ze sobą pod osłoną ciemności.

Taiga nie miał pojęcia, co robić. Przeczytał dwukrotnie książkę, którą pozwolono mu zatrzymać, a w celi nie było praktycznie nic do roboty. Kise leżał na brzuchu na swoim łóżku, machając leniwie nogami i przeglądając jakieś czasopismo. Sakurai siedział na łóżku niżej; podwinąwszy kolana pod brodę gapił się tępo w kraty, milcząc. Kiedy Kagami podążył za nim wzrokiem zauważył, że więźniowie w celi naprzeciwko byli wyraźnie zaniepokojeni. Unikali patrzenia w ich stronę, dwóch czy trzech wręcz położyło się do łóżka i nakryło kocami.

Nie wiedział, co Aomine robił nad jego głową, ale przypuszczał, że ciemnoskóry po prostu leżał. Materac jego łóżka nie skrzypiał, słyszał miarowy oddech Daikiego, żadnego szelestu... co mógł robić innego, niż leżeć?

Co mógł robić sam Kagami? Jeśli odezwie się do Aomine, zapewne skończy się to mordem w celi. Sakurai, zwykle nerwowy i rzucający na prawo i lewo przeprosiny, teraz wyglądał poważnie i wgapiał się w innych więźniów, jakby zastanawiał się, którego z nich najpierw obedrzeć ze skóry. Tylko Kise wyglądał normalnie, ale obraził się na Taigę.

Kagami westchnął ze zrezygnowaniem, po czym zsunął się na podłogę i zaczął wykonywać pompki. Mięśnie go bolały, ale wiedział z doświadczenia, że jeśli ich nie porozciąga, jutro nie będzie w stanie choćby podnieść się z łóżka. Nawet jeśli jutro miała być niedziela i oznaczało to brak pracy, to wolał nie ryzykować.

Słyszał, że nad jego głową zaskrzypiał materac. Nie był pewien, czy to Kise wychylił się, by spojrzeć, co robił, czy może Aomine, ale to i tak nie miało znaczenia. Każdy tutaj zabijał czas na swój własny sposób – on miał ochotę poćwiczyć.

Skończył niecałą godzinę później. W tak ciasnym pomieszczeniu nie było przesadnie wiele możliwości do ćwiczeń, ale te podstawowe był w stanie wykonać, zaś resztę pozostałego mu czasu spędził na leżeniu i gapieniu się w łóżko nad swoją głową.

Czekało go długich i cholernie nudnych dziesięć lat...

Kiedy krótko po godzinie dwudziestej pierwszej zgaszono światła, a Taiga zamknął oczy, by zasnąć, nad jego głową rozległo się głośne skrzypienie. Uniósł powieki i odwrócił głowę na bok, zauważając, że obok jego łóżka stoi wysoka sylwetka, która dopiero co zeskoczyła z łóżka wyżej. Sądząc po wzroście i smukłości ciała, musiał to być Aomine.

– Kise, złaź na dół – rzucił.

– Ech?- Ryuota uniósł się na łokciu, odwracając głowę od ściany i spoglądając w dół.- Czemu?

– Złaź – warknął Daiki.

– No dobra...- westchnął Kise, odrzucając cienki koc. Ułożył stopy na drabince, po czym zsunął się zgrabnie na dół i stanął przed ciemnoskórym. Kagami w milczeniu przyglądał się ich sylwetkom, niewyraźnym w słabym świetle lamp znajdujących się na końcu korytarza.- Co chcesz, Aominecchi?

FuriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz