Kilka dni później...
Mam dość tego, że ci wszyscy "świetni" lekarze nazywają nas "obiektami" albo "przypadkami"! Nie lepiej... pacjentami? Albo po prostu chorymi? "Obiekt". To brzmi jak określenie przedmiotu. Na pewno nie człowieka. Wszyscy mają to gdzieś, nie interesują się tym, tylko ja zawsze mam jakieś "ale". Jakie to do mnie podobne... No dobra, nieważne. Dwa dni temu lekarz, który zajmował się Marlą został przeniesiony. Pracuje w innym szpitalu. Zastąpił go jakiś inny. Wiem tylko tyle, że Marla go nie lubi.
***
Poszłyśmy na śniadanie. Zobaczyłyśmy wtedy, że jakiś chłopak podłożył nogę innemu. Przewrócił się i dość mocno przywalił głową w podłogę... Chciałam podejść i mu pomóc, ale wyprzedziła mnie Marla. Przykucnęła przy nim i pomogła mu wstać. Dzieciak, który podłożył wcześniej nogę temu chłopakowi uderzył Marlę w głowę. Jak bardzo chciałam mu wtedy przywalić... Nie pozbierałby się! Zatrzymała mnie Aki.
- Jakaś praktykantka idzie. Nie zachowuj się agresywnie, będziesz miała przechlapane!
- Mhm.
Praktykantka zawołała lekarza. Zabrał gdzieś tego chłopaka. Dziewczyna (na oko 20 - 22 lata) pomogła wstać Marli i wzięła ich ze sobą do pielęgniarki. Jej gabinet znajduje się na trzecim piętrze. Marla powiedziała mi później, że jak tam szli Newt (przedstawił się jej) upadł dwa razy na schodach... Szkoda mi go. Kiedy Marla wróciła do pokoju, zobaczyłyśmy, że ma opatrunek na prawym policzku. I to nie taki mały... Wyglądało to strasznie. Miałam nadzieję, że boli jej to.
- Jak się czujesz? - zapytała Aki. Martwiła się o nią. Nie znałyśmy chłopaka, który ją uderzył, ale wiedziałam, że nienawidzi go równie mocno jak ja.
- Dobrze. Już mnie prawie nie boli. Tylko martwię się o Newta...
- Znał tego chłopaka? - spytałam.
- Chyba nie.
- Czyli ten dzieciak nie zrobił tego z żadnego określonego powodu?
- Na to wygląda...
Marla usiadła na łóżku. Zapanowała cisza. Nie lubię ciszy. Kiedy byłam u cioci i było cicho, słuchałam muzyki. Ale i tak najlepszym sposobem na przerwanie ciszy jest rozmowa. Tylko o czym tu rozmawiać? Nawet Aki nic nie mówi. A jak ona nic nie mówi to znaczy, że naprawdę nie ma o czym rozmawiać. Marla westchnęła.
- To ja może... pójdę spać. - Odezwała się Aki.
- Dobra... Będziemy cicho.
Aki położyła się tyłem do pokoju, a przodem do ściany. Po kilku minutach zasnęła. Mali chyba też przeszkadzała ta cisza, bo siadła na moim łóżku i zapytała:
- Więc... Jak ci mija dzień?
Nie wiedziałam zbytnio co mam odpowiedzieć.
- Chyba jest okej.
Marla pokiwała głową. Nagle usłyszałyśmy, jak ktoś ją woła. Jej babcia dzwoniła. Marla uśmiechnęła się szeroko, wstała i wybiegła z pokoju mówiąc:
- Wracam za chwilę!
No, to zostałam sama. Nie miałam pomysłu co ze sobą zrobić, więc wyszłam na korytarz. Spacerowałam chwilę tam i z powrotem. Wtedy przyszła pani Robbins - niska blondynka o piwnych oczach.
- Co tu robisz?
- Nudziło mi się. Chciałam trochę pochodzić.
- Wróć do pokoju.
Niby dlaczego? W czym przeszkadzam?
- Dobrze...
Pani Robbins poszła dalej, a ja wróciłam do pokoju. Super. Teraz czekać na Marlę. Siadłam na łóżku.
- H-hej... - Aki się obudziła.
- No, cześć.
- Gdzie jest Marla? - Ta to ma mocny sen. Nie usłyszała nawet, jak pielęgniarka ją wołała!
- Jej babcia zadzwoniła. Poszła z nią porozmawiać. - Wyjaśniłam.
- Aha, okej. To co robimy? Wyjdziemy na korytarz się przejść?
- Ja już wyszłam, ale pani Robbins kazała mi wrócić. Nie wiem czemu. W niczym nie przeszkadzałam. Tylko stałam!
- Dobra, dobra, nie unoś się tak. O, hej, Marla!
Nie zauważyłam nawet, kiedy Marla otworzyła drzwi. Weszła do środka. Była uśmiechnięta. Szczęśliwa.
CZYTASZ
Kukułki
Short StorySayori Black ma 14 lat. Mieszka w szpitalu psychiatrycznym razem z Aki i Marlą.