Gdy tylko drzwi łazienki się za mną zamknęły, po mojej twarzy popłynęły słone łzy. Nie wiedziałem, dlaczego płaczę. Przecież nie powiedzieli nic złego. Przecież nie obrażali mnie. Przecież... Zrobili to.
Nieświadomie uderzyli w mój słaby punkt. Przypomniały mi się dawne czasy, jeszcze sprzed U.A, kiedy to każdy robił wszystko, abym czuł się na niższym poziomie.
– Hej, idioto! Dlaczego tak od nas uciekasz? – z pomiędzy warg mojego wroga, Roki'ego, wydobył się wręcz jadowity syk. Właściwie czemu się dziwić? Zdolnością chłopaka była rozmowa z gadami oraz ich kontrola...
– Zostaw mnie już, proszę! – mój głos przypominał bardziej skomlenie szczeniaczka, aniżeli odważnego chłopaka, przez co przeklinałem się w myślach. – Przecież nic ci nie zrobiłem!
– Może i tak – prześladowca wzruszył ramionami – Ale twoja głupota jest tak wielka, że po prostu muszę coś z tym zrobić.
Jego śmiech wciąż odbijał się w moim uszach, kiedy kolejne uderzenia spotykały się z moją twarzą.
Ludzie zawsze tacy są. Sami dochodzą do jakiegoś wniosku, jednak prawdy poznać już nie chcą. A przecież nikt nie znał przyczyn mojego braku wiedzy. Nikt.