Szlag mnie jasny trafia, gdy w książce fantasy, napisanej przez Polkę, są amerykańskie imiona, choć akcja dzieje się u nas- rozumiem, że kobitka chciałaby się wybić, ale przecież są imiona ( np. Karol, Maria, Zofia etc.- czyli klasyczne) które mają zagraniczne odpowiedniki, nie byłyby problemem dla tłumacza, więc po co? Ma kompleksy? Do tego narracja- pierwszoosobowa, w czasie teraźniejszym. Po polsku brzmi to okropnie, generalnie całość brzmi, jakby najpierw pisała po angielsku, a potem zorientowała się, że na razie za granicą tego nie wyda. Po co się bawić w brzmiącą po naszemu okropnie narrację, skoro tłumacz, w razie czego, przełoży polski styl narracji na angielski odpowiednik?
Dobra, zżymam się o pierdoły, ale szlag mnie trafia, gdy widzę książkę napisaną tak okropnym językiem, że nawet mnie poszłoby lepiej! Autorka jest dorosła, na miłość Boską...
(Chodzi o Projekt Królowa autorstwa D. Rosik. Serio, jeśli czytanie czegoś, co nie jest ani polskim, ani angielskim podnosi Wam ciśnienie, nie bierzcie się za to.)
CZYTASZ
Memy Książkowe- reaktywacja!
De TodoTytuł mówi sam za siebie. Żadny z publikowanych memów nie jest mój.