Pierwsze dni, pierwsze zlecenia.

16 1 0
                                    

24 kwietnia 2019 Ukraińska Zona

Kolejny dzień w Zonie i pierwszy wpis w pamiętniku. Chyba ciekawy a historia zaczyna się w barze na bagnach u czystojów. Od barmana otrzymałem zlecenie, ale nie było to byle jakie zlecenie. Cholerny Niebowiec wysłał mnie do agropromu z którego chuj wie kiedy uciekli stalkerzy, czy coś ich wypędziło może... Tak czy siak właśnie tego dlaczego stamtąd spierdolili miałem się dowiedzieć. A gdy powiedział o wysokiej zapłacie którą mogę otrzymać za poprawnie wykonaną robotę od razu się zgodziłem, koniecznie potrzebowałem pieniędzy by zdobyć w końcu jakąś lepszą broń od Makarowa, inaczej bym się nie pchał w takie ryzyko. Ruszyłem więc lecz po drodzę przez gęste zarośla zastałem kogoś kto próbował mi przeszkodzić w zarobku, były to ślepe psy. Cztery mutanty zagrodziły mi drogę, dwa na czele a dwa od tyłu rzuciły się na mnie najpierw podwójna awangarda rzuciła się do ataku. Pierwsze ich ataki - skoki w moim kierunku kończyły się albo na lekkich szarpnięciach po moich nogach lub oraniem pyskami o ziemię. Dwa pierwsze padły dosyć szybko od moich strzałów, jeszcze pewnie męczyły się dosyć długo bo pociski nie były pewnie całkiem zabójcze a raczej ciężko raniące bo strzelałem gdzieś głęboko w ich tułowie co na szczęście zdołało wykluczyć je  z walk. Padł później jeszcze jeden z nich i został ostatni, początkowo nie mogłem znaleźć wroga wzrokiem obserwując teren dookoła a przecież musiał tu być, widziałem wyraźnie 4 psy. I nie myliłem się, nagle wróg wyskoczył z trawy na przeciwko, powalił mnie na ziemię i rozszarpał swoimi kłami część mojej twarzy a także całą rękę wzdłuż, wciąż kąsał moje ciało drapiąc pazurami i przygniatając nimi moje ramiona. Leżąc na ziemi pod nim wyciągnąłem zza pazuchy mojego starego bagneta i dźgnąłem go prosto w serducho. Padł sukinsyn! Krew się polała a ten głupi ślepy kundel padł. Byłem wreszcie bezpieczny ale bez prawie całego jednego magazynku. Wykorzystałem ostatni bandaż by się opatrzyć i wytrzeć chociaż trochę z krwi. Wreszcie po kilkudziesięciu minutach odpoczynku wyruszyłem aby rozpocząć zwiad. Zaczęło się nieciekawie, przy wielkim betonowym ogrodzeniu znalazłem jedyne wejście do środka poza bramą przez którą niedawno wjeżdżał ciężki potężnie wyglądający sprzęt, przejściem tym była jakaś wyrwa przy ruinie wieżyczki strażniczej znajdującej się w środku, podjąłem próbę przejścia jednak efekt próby był… I delikatnie mówiąc zjebałem po całości, już na starcie. Po wsadzeniu głowy i ujrzeniu jakiegoś budynku a także kawałku placu zacząłem przeciskać przez ową dziurę tułów, wtedy usłyszałem jak rozdziera się moja bluza, ostry gruz rozcina moje plecy a ból rozchodzi się wręcz na całe ciało, to było okropne tym bardziej, że na placu ktoś był. Zacisnąłem zęby tak jakby to mogło zniwelować ból ale nic z tego, czułem jak moje ubrania siąkną krwią, rozdarłem jak poparzony koszulkę, ostatni bandaż poszedł przecież na rany po psach, i zacząłem wycierać kolejną już ranę, tym razem zadaną przez ścianę. Ubrałem w końcu porozdzierane szmaty, nie zamierzałem się tak szybko poddawać. Wreszcie ujrzawszy na niebie księżyc który zbyt jasno na bazę nie świecił zobaczyłem też ciężarówkę która wjeżdżała przez bramę, w końcu była otwarta, zacząłem działać. Zbliżyłem się do blachy lub metalu, cholera wie z czego ta brama była ale ważne że się udało przemknąć niezauważonym przez nikogo.. Schowałem się za jakimiś gruzami przy jednym z budynków, to była właśnie ta wieżyczka. A gdy zapadła cisza wyjrzałem na placyk tej całej bazy, panował niezwykły spokój i było jak dla mnie zbyt pusto, nie widziałem dosłownie nikogo, dlatego aby pójść dalej przebiegłem najpierw w stronę ogrodzenia na lewo od bramy aby przytulony do niego przejść dalej wzdłuż placu w stronę ciężarówek które chyba niedawno tu zaparkowano. Gdy znajdowałem się przy swoim pierwszym celu postanowiłem go dokładnie obejrzeć, dwie pierwsze i nic szczególnego, jakieś puste puszki i worki chyba z cementem, w trzeciej za to było coś pięknego, coś co zostało moja nową bronią - strzelba Mossberg 500 a jej właściciel zostawił dla mnie nawet naboje, dokładnie 12. Naładowałem broń, w razie gdyby mnie znaleźli zabiłbym ich jak najwięcej, w końcu jestem Zabijaka. Resztę naboi schowałem do kieszeni moich łachmanów i obrałem na cel budynek który chyba był magazynem. Przechodząc przez ten niestrzeżony wtedy plac spróbowałem otworzyć wielkie metalowe drzwi, słyszałem niedaleko jakiś patrol i uświadomiłem sobie że jednak ktoś tam pilnuje, szli w moją drogę więc już więcej nie próbowałem wejść do środka. Pobiegłem w przeciwną do ich marszu stronę ile sił w nogach tylko miałem, rzuciłem się za jakimiś dużymi zbiornikami na ziemię a gdy zagrożenie minęło i to dosyć szybko, poszedłem w stronę kolejnego budynku przy którym na moje nieszczęście działo się więcej niż na placu. Starając się jak najostrożniej naciskać klamkę wszedłem do środka, przy schodach będących na przeciwko wejścia znajdowały się drzwi więc postanowiłem sprawdzić co znajduje się za nimi jedynymi chyba na parterze. Myślałem że zawału serca dostanę gdy zobaczyłem w środku żołnierza jarającego fajkę, farta miałem że nawet nie zorientował się, że ktoś otworzył drzwi więc tylko je za sobą przymknąłem by nie robić hałasu i wybiegłem z budynku. Znów przytulony do ścian na zewnątrz zacząłem kierować się do wyjścia z tego piekła słysząc przy okazji wiele różnych rozmów, pełno nie mających dla mnie żadnego znaczenia, jednak wśród tych wszystkich bezwartościowych słów były ważne informacje które mogłem przekazać później barmanowi. Podczas dalszej drogi nagle z okna budynku obok którego przechodziłem, dosłownie nad moją głową rozległ się odgłos jakiegoś kolesia, wypytywał mnie o to kim jestem i myślałem, że to już koniec, że zdechnę ale wciąż próbowałem jednak coś ugrać. Lekko odsunąłem się, dosłownie o krok by nie zobaczył kim dokładnie jestem i wcisnąłem mu kit że jestem jednym z żołnierzy później wypytywał jeszcze o pluton i dowódcę czy coś w tym stylu ale udało mi się oszukać go znów wmawiając, że wołał mnie dowódca na kolacje, bo rzeczywiście ktoś przez głośniki coś o tym wspominał. Udało mi się znów, uciekłem przed kłopotami i to na drzewo, znów raczej fartem bo widziałem gdzieś na innej wieżyczce jakąś sylwetkę i chyba mogłem zrobić trochę szumu tą desperacką wspinaczką ale jednak mnie nie znaleźli. Wyczekiwałem tak trochę czasu, aż wreszcie podjąłem się próby przeskoczenia muru, nawet nie sądziłem, że taki ze mnie ninja. Mimo ucieczki zza murów za nimi napotkałem również wojsko szykujące się na patrol, na bagna na które również musiałem się dostać. Za soldatami przez trawy wyruszył jeszcze helikopter który oświetlał im drogę przez co musiałem zachować od nich jeszcze większą odległość. W końcu zauważyłem że światło z nieba już nie krąży nad nami a latający obiekt wrócił do bazy, wojskowi za to nagle zaczęli celować do czegoś znajdującego się po lewej stronie ich drogi, może natknęli się na jakieś zmutowane ścierwo ale ręki że to akurat mutant sobie odciąć nie dam. Wykorzystując tą sytuację postanowiłem spróbować przejść za nimi, miałem właśnie wchodzić do strefy bagien i chyba się zbyt pewnie poczułem bo nagle usłyszałem za plecami głos “Stój! Ręce do góry! Rzuć broń!” Czy coś w tym stylu, niemniej jednak zostałem zauważony znów myślałem że wszystko poszło się jebać, kiedy już byłem tak blisko powodzenia. Nie zamierzałem jednak  oddawać się w ich ręce więc po chwili psioczenia pod nosem, rzuciłem się w trawę odbiegając dosłownie na kilka metrów i padając na ziemię. Przestałem się ruszać licząc na to że mnie nie znajdą jednak w moim udzie znajdowała się kula, ledwo się powstrzymywałem od wydania jakiegokolwiek odgłosu wywołanego bólem. Rana została opatrzona kosztem zrujnowania jeszcze bardziej swoich ubrań o ile to jeszcze można było nazwać ubiorem. Zgubiłem ich wreszcie a droga do barmana mimo, że bez przeszkód była bardzo bolesna, każdy krok sprawiał ból. Zleceniodawca pewnie odliczył coś z tego co miał mi dać gdy później się z nim rozliczałem bo na zadowolonego z informacji które uzyskał to raczej nie wyglądał ale jednak dostałem 6500 rubli i z całej tej wyprawy zachowałem jeszcze wojskową broń, bardzo mi się podobał ten mossberg. Barman sprzedał mi nowe ubrania, ciekawi mnie skąd wziął bluzę z nadrukowanym memem w Zonie ale to chyba w tym momencie niezbyt ważne, wreszcie mogłem odpocząć, jeszcze w bazie tych z Czystego Nieba mnie opatrzyli, finalnie miałem o połowę wypłaty mniej ale sądzę, że i tak dużo zyskałem. Teraz tylko nie wiem co dalej...

Pamiętnik Stalkera ZonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz