2. Właściwie to nie palę

31 2 0
                                    

- Nie, to jest totalnie pojebany pomysł! - usłyszałam oburzoną Jean w słuchawce telefonu.

- To jedyne wyjście. Drugiej takiej szansy nie dostanę, los wreszcie się do mnie uśmiechnął - usilnie przekonywałam moją rozmówczynię do własnych racji.

- Ja naprawdę rozumiem wszystko - kradzież miotły z kantorka woźnych, wsadzenie liścika miłosnego do biurka profesora Clarka, a nawet to cholerne włamywanie się do szkolnego dziennika - Jean rozpoczęła wyliczankę wszystkich moich mniej lub bardziej udanych pomysłów. - Ale szantażowanie Vincenta Hale'a to przesada. I to gruba. Ten koleś jest niebezpieczny.

Tak jak się spodziewałam, Gloverman nie podzielała mojego entuzjazmu co do planu wymyślonego zeszłej nocy. W wielkim skrócie - miałam zamiar poprosić Hale'a o pomoc w poderwaniu jego przyjaciela. I choć brzmiało to niepoważnie, to wystarczyłoby parę lekcji uwodzenia i kilka wskazówek, a randkę z moim obiektem westchnień miałabym jak w banku. A dodatkowo fakt, że mogłam w każdej chwili wydać Vincenta policji, dawał mi pewność, że chłopak przystanie na moją propozycję. Plan idealny.

Skoro nie mogłam liczyć na aprobatę przyjaciółki, zmuszona byłam działać na własną rękę. Cóż, Jean Lee nigdy nie należała do szalonych. Tylko jeden raz w życiu udało mi się namówić ją do zrobienia czegoś ryzykownego i była to przejażdżka rollercoasterem na wycieczce szkolnej w San Diego. I ten pomysł niestety nie należał do najlepszych - biedaczka skończyła wymiotując do papierowej torebki.

   Korzystając z wolnego popołudnia, dokładnie zaplanowałam każdy szczegół swojego szaleńczego przedsięwzięcia. Jeśli ta misja miała się powieść, to musiałam się poważnie do niej przygotować, więc wyciągnęłam zeszyt i przystąpiłam do notowania.

***

   W poniedziałkowy ranek wstałam wraz ze świtem, koło szóstej. Chciałam mieć dużo czasu na wybór odpowiednich ubrań i makijażu, żeby wyglądać jak najbardziej przekonująco. Nie spiesząc się, wzięłam prysznic i przystąpiłam do malowania. W głowie układałam dialog z postrachem szkolnych korytarzy. Całe szczęście nie musiałam się spieszyć.

A przynajmniej chciałabym, żeby tak było.

   Prawda malowała się jednak nieco inaczej. Niestety, ten styczniowy poranek był dla mnie wyjątkowo brutalny. Jak na złość, przespałam budzik na szóstą. I na szóstą trzydzieści. I nawet na szóstą czterdzieści pięć. Nie trudno jest więc wyobrazić sobie moją minę, gdy na ekranie telefonu zobaczyłam, że mam godzinną obsuwę. Wystrzeliłam z łóżka, jak z procy i wtargnęłam do łazienki. Pierwszym co mnie uderzyło, była chmura pary wodnej i skrzek mojej młodszej siostry Olivii, która nakazała mi opuścić pomieszczenie w trybie natychmiastowym. W tamtym momencie mało mnie obchodził jej sprzeciw, więc przystąpiłam do nakładania korektora w akompaniamencie wrzasków Liv.

   Z powodu naglącego czasu, poranny prysznic zastąpiłam sporą dawką dezodorantu i szczerą nadzieją, że nie zacznę śmierdzieć podczas dnia. Umyłam zęby i przeczesałam niesforne włosy, które w rezultacie napuszyły się jeszcze bardziej. Poprawiłam rzęsy maskarą i na tym zakończyłam poranną toaletę - nie było czasu na makijaż wysokich lotów, bo liczyła się każda sekunda. Wpadłam z powrotem do sypialni i chwyciłam za pierwsze lepsze ciuchy, leżące na krześle. Padło na czarne jeansy i bordowy golf. Wychodząc, rzuciłam okiem na lustro w przedpokoju i muszę przyznać, że jak na piętnaście minut przygotowań, wyglądałam naprawdę dobrze. Może nie jak bezwzględna bizneswoman, co było moim zamysłem, ale jak całkiem ogarnięta licealistka.

   Idąc do szkoły powtarzałam w myślach formułkę, którą chciałam powiedzieć temu chuliganowi:

Lepiej się teraz skup, bo mam dla ciebie ważną wiadomość - jeśli chodzi o to, co stało się w sobotę, nie myśl, że dam się zastraszyć. To ty powinieneś się teraz martwić. Dysponuję poważnymi dowodami, więc albo pójdziesz ze mną na ugodę, albo powitasz sprawę sądową o włamanie.

|ORDER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz