Rozdział 6 cz. 2

50 5 1
                                    

Nastąpił kolejny dzień, w którym to, od samego początku, nie mogłam się skupić. Na niczym. Zacznijmy od tego, że płatki z mlekiem chciałam jeść widelcem i o mały włos ominęłam bym bramę szkoły i poszła nie wiadomo gdzie. A to wszystko przez tego rzekomego ducha! Czy cokolwiek to było. Bo to przecież nie jest możliwe, by ktoś tam był. Dźwięki dochodziły z piwnicy, tak? Żaden uczeń nie wstępu w takie miejsca, więc wykluczamy głupie żarty. Klucze do każdego pomieszczenia ma woźny, ale żadnego jeszcze tu nie spotkałam, a nawet jeśli to pewnie jest już trochę za stary na takie żarty, plus, na pewno by mu się chciało. Ta jasne... a pod okiem przejechał mi czołg. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, więc kurde co to było?

- Lynn może ty nam powiesz kiedy była bitwa pod Cedynią? - co? Podniosłam głowę, bo wcześniej udawałam, że szukam czegoś ważnego. Faraz patrzył mi prosto w oczy. Co? Myślisz, że nie wiem? Jeszcze cię zagnę.

- Bitwa pod Cedynią odbyła się 24 czerwca 972 roku. Bitwa toczyła się pomiędzy Polską a Niemcami, na terytorium znajdującym się w pobliżu granicy z tymże państwem. - ha! Taka jestem zarąbista. Co jak co, ale czasy początkującej i średniowiecznej Polski, i II wojnę światową mam w jednym, małym paluszku.

- Ehkem... dziękuję. Idziemy dalej kochani. - na czym to ja... A! To ten postanowiłam, że razem z dziewczynami zostaniemy jeszcze dziś i zobaczymy co bądź kto to jest. W tym momencie usłyszałam zbawczy dzwonek. Dobra, pora odłożyć książki i wypytać pana gospodarza.

~~

- No witam ponownie!! - bez pukania wparowałam do pokoju, przy okazji trzaskając drzwiami. Panna Melania widocznie była gdzieś daleko myślami, bo aż podskoczyła, upuszczając jakieś papiery. Ups...

- Widać, że od rana masz dobry humor. - Nat, widząc mnie, obdarzył mnie szerokim uśmiechem.

- No wiesz... jakbyś zagiął nauczyciela z rana też byś miał dobry humor. Ale ja nie o to, pytanie mam do ciebie. Na osobności. - dodałam z naciskiem, tak dla jasności pewnych osób.

- Dobrze, nie ma sprawy. Tylko chodźmy na korytarz. - zanim zamknęłam drzwi, zauważyłam jak Mela posyła mi złowrogie spojrzenie. - To co tam chciałaś?

- Kto ze szkoły ma dostęp do wszystkich pomieszczeń? - moje pytanie chyba go zaskoczyło i.... zawstydziło? Dziwnie mu się zróżowiły policzki.

- Klucze do wszystkich pomieszczeń ma pani dyrektor, woźny i ja. - o! Czyli ktoś mógł mu zaiwanić i zrobić se z nas jaja... - Czego pytasz?

- A tak z ciekawości. Ale dzięki, serio. Widzimy się później, pa! - cholera jasna! Już wiedziałam kto, ale nie! Znowu jestem w kropce....

~~

Jeszcze, jak na złość, lekcje mi się niemiłosiernie dłużyły. Cały czas pod górkę.... Po wszystkich planowanych lekcjach razem z Iris i Rozą weszłyśmy do łazienki, aby nikt nas nie zaczął wypytywać, co my tu jeszcze robimy.

- Dobra idziemy. - nie czekając na dziewczyny pobiegłam w kierunku piwnicy. Praktycznie nic nie widzę, no! Mogliby zainwestować w jakieś energooszczędne żarówki czy co innego. Nawet głupie świetlówki. - No chodźcie!

- Nic nie wiedzę! - usłyszałam pisk Rozalii. - Złe buty sobie ubrałam.

- Było wyższe obcasy założyć. - gdzieś z tej ciemnicy dało się usłyszeć Iris. - Albo do tego... - Ruda nie dokończyła, ponieważ przerwał jej dźwięk łamanego szkła.

- Lynn ratuj! - i nagle Rozalia znalazła się obok mnie.

- Nagle wszystko widzisz? - spytałam ironicznie.

- No zrób coś! - wywróciłam oczami i podeszłam bliżej drzwi od piwnicy. Zamknięte, fajnie. To inaczej. - Gdzie idziesz? - nie czekając na odpowiedź, obydwie za mną polazły. -

- Musimy go wrobić, że sobie idziemy. Ruszyłam klamką, więc ta osoba wie, że ktoś tu jest, tak? Tak. Musimy trochę poczekać i wtedy...

- BU! - poczułam czyjąś rękę na ramieniu. O nie! Nie będzie mnie straszyć popaprańcu! Najpierw stanęłam mu nagę, zasadziłam łokieć między żebra i zrobiłam mu przewrotkę. -AŁA! Co ja ci zrobiłem?!

- Kas? Co tu robisz? - jakby spod ziemi wyłonili się Lys z Natem - A wy tu skąd?!

- Ja i Kastiel mamy próbę, a Nataniel jest z nami bo ma klucze do piwnicy i szkoły. - jak ja widzę tego chłopa to nie nie mogę uwierzyć, że można być aż tak spokojnym.

- I nie mogliście powiedzieć wcześniej!? - Rozie aż się włosy delikatnie podniosły do góry.

- Tak wyszło piękna. - rudzielec ledwo podniósł się z podłogi. -A ty. - wskazał na mnie palcem. - Już nigdy nie podważę twojej siły. A teraz idę do domu.

- Czekaj Rudzielcu pomogę ci. - Iris wzięła go pod pachę i tak razem opuścili szkołę.

- Czy pozwolisz mi towarzyszyć ci w drodze do domu? - Lys nastawił ramienia dla Rozy, ale ta nadal wyglądała na obrażoną. - Pozwól mi, przynajmniej tak, zrekompensować tą niezbyt wygodną sytuację. - z lekkim wahaniem złapała się jego ramienia i również opuścili budę.

- A my co? - spojrzałam na blondyna. Ten tylko wzruszył ramionami.

- Chyba też musimy iść do domu. - zawiesił na mnie wzrok. - Chcesz bym cię odprowadził, mademoiselle?

- Nie odmówię. - Nat jeszcze zamknął główne drzwi i udaliśmy się w kierunku mojego domu. Niesamowicie nam się rozmawiało, szczególnie o tym jak rozłożyłam Kastiela. W połowie drogi poczułam jego palce na mojej dłoni, a to, że nie protestowałam, zachęciło go do złapanie mnie za rękę. Delikatnie wsunął swoje palce pomiędzy moje i tak już zostały, do momentu, gdy podprowadził mnie pod same drzwi.

(Nie)normalne życie.Where stories live. Discover now