3

105 10 0
                                    

       Wieczorem Luna usiadła na swoim tronie . Miała do wypełnienia ostatnie dokumenty na dziś. Gdy zegar wybił równo szóstą wieczorem, nagle drzwi do sali delikatnie  otworzyły się, i do środka wszedł jeden z strażników. Przynajmniej jeden z gwardzistów miał obowiązek stać na służbie, gdy jedna z księżniczek chciała pobyć sama w sali tronowej, podczas pracy. Pani Nocy bacznie mu się przyjrzała i poczuła że serce zaczyna bić jej mocniej. Do środka wszedł, nie kto inny jak William, tyle że na służbie. Gdy zajął miejsce obok jej tronu, Luna rozejrzała się dookoła. Nikogo oprócz nich nie było.
-Możesz mówić, nikogo tutaj nie ma - szepnęła.
-Jak sobie życzysz - powiedział szary ogier, i szeroko się uśmiechnął do księżniczki.
Luna poczuła że jej granatowa sierść na twarzy zmienia kolor na czerwony.
-Czy chciałbyś się dzisiaj spotkać? Oczywiście jeśli nie masz żadnych planów na dzisiaj.
-Nie mam. Jak najbardziej możemy się spotkać. W tym samym miejscu co ostatnio, o dziewiątej?- William też miał problem ukryć rumieniec na twarzy.
Luna pokiwała twierdząco głową.

   Gdy nadeszła pora, Luna podleciała w to samo miejsce,pod płaczącą wierzbą o wyznaczonej porze. W poświacie księżyca zobaczyła że William już na nią czeka.
-Dobry Wieczór - zaczął nie pewnie ogier.
-Dobry Wieczór.
-Mógłbym zaproponować spacer? Chciałbym ci pokazać pewne miejsce.
Luna zaciekawiona, zgodziła się choć nie miała pomysłu gdzie jej przyjaciel chciałby ją zabrać o tej porze. Zaczeli iść  ścieżką, która znajdowała się obok wierzby. Dróżka prowadziła do niewielkiego lasku. Szli jeszcze chwilę, poczym znaleźli się na leśnej polanie.
-Popatrz - powiedział William kierując wzrok na gęstą trawę. Kucyk przejechał kopytkiem po ziemi. Zbudził tym samym dwa świecące robaczki, które teraz latały obok nich.
-Świetliki! - zawołała uradowana Luna.
William uderzył jeszcze raz, tym razem dwoma kopytkami w ziemię , budząc więcej świetlików.
Wkrótce kucyki biegały jak źrebaki po polanie, brykając i śmiejąc się wśród świetlików. Gdy po zabawie zmęczeni i roześmiani położyli się na trawie, Luna zobaczyła znaczek William'a. Nie było to nic wymyślnego, zwykła czerwona tarcza z białą obramówką.
-William, mogę spytać jak dostałeś swój uroczy znaczek? - zapytała się nieśmiało Luna- myślałam że twoim uroczym znaczkiem są skrzypce- po tych słowach kucyki zaśmiały się, lecz William szypko przestał, a jego zwrok utkwił w gwiazdach.
-Coś się stało? - spytała zmartwiona Luna.
-Nic takiego- powiedział cicho William.
-Mało komu o tym mówię.... Wychowywałem się w sierocincu.... i tam mało kiedy myślałem o sobie. Zawsze próbowałem dbać o młodsze dzieciaki.... Podczas jednej z takich prób dostałem swój uroczy znaczek-Luna widziała że William stara się nie rozpłakać.
- Jak się wychowywało w sierocincu to miłość i opiekuńczość ze strony innych była rarytasem. Dlatego starałam się rzeby ci młodsi mieli trochę lepiej- po tych słowach Willam usiadł i starał się ukryć twarz aby Luna nie widziała jego załamania. Pani Nocy delikatnie  kopytkiem zaczeła ocierać łzy jej przyjaciela. Po chwili  jej oczy znowu się spotkały z jego. Tym razem próbowały ukryć ból. Luna poczuła że też jej się zbiera na płacz. Przecież ona do niedawna też cierpiała, jak on.
Willam widząc to postarał się szypko pozbierać do kupy.
-Nie, proszę dylko ty nie płacz. Przecież już dość się wycierpiałaś- po tych słowach Willam mocno przytulił Lunę. Nocna klacz odwzajemniła uścisk kryjąc twarz w ramieniu ogiera.
W krótce ponownie popatrzała na William'a.
-Oby dwoje już dość się wycierpieliśmy w życiu.
-Więc teraz już nigdy więcej łez- dokończył William.
   Przez resztę nocy Luna mogła trwać w cudownym uścisku, kucyka, który z każdym dniem znaczył dla niej coraz więcej.

Skrzypek i Pani NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz