25

2.2K 224 110
                                    

Levi odstawił konia i wszedł do domu. Był środek nocy, więc nie zdziwła go cisza w środku. Westchnął, zdjął płaszcz i wolnym krokiem udał się na piętro.

W jego pokoju było dziwnie pusto. Nie mógł jednak poszukać Erena ze względu na dowódcę. Ten facet z grubymi brwiami działał mu coraz bardziej na nerwy. Zdjął z siebie wszystkie łachy i wskoczył pod kołdrę w samej bieliźnie.

Wziął książkę z szafki nocnej i zaczął czytać. Zasnął dopiero o czwartej rano. Śniła mu się spokojna rzeka i łąka pełna kwiatów. W wodzie stała jego matka. Moczyła nogi. Było bardzo gorąco. Na brzegu siedział Eren i rozmawiał z tą kobietą jakby byli starymi znajomymi.

***

Levi wstał równo ze wschodem słońca. Poczesał się, umył twarz oraz zęby i włożył czyste, wyprasowane ubrania. Nie zapomniał o posłaniu łóżka. Podłoga w jego pokoju dziwnie błyszczała. Pamiętał, że ostatni raz była czyszczona tydzień przed jego wyjazdem, więc powinna być choć trochę brudna.

Wyszedł z pokoju punktualnie o szóstej trzydzieści pięć i skierował się w stronę kuchni. Przy stole siedział tylko Erwin, Chyu-Lao i Henji. Nie było młodszych chłopaków. Levi spojrzał pytająco na czarnowłosego mężczyznę, ale Chyu-Lao tylko wzruszył ramionami.

Kapitan prychnął i zaczął chodzić od pokoju do pokoju. Znalazł trójkę urwisów w jednym z nich. Jean spał na ziemi z głową na plakacie ukazującym cycatą blondynę w stroju kąpielowym. Conny natomiast drzemał słodko obok niego z nogami na łóżku i namalowanymi flamastrem wąsami. Na jego klatce piersiowej leżały dwa tomy gazety ze zdjęciami skąpo ubranych modelek.

Levi szybko odszukał wzrokiem Erena. Spał zwinięty w kulkę obok chłopaków. Jego włosy wyglądały jak gniazdo dla srok, a koszulka gdzieś zniknęła.

Kapitan skrzywił się, widząc panujący w pokoju syf. Podszedł do pierwszej lepszej osoby i kopnął ją w bok. Jean jęknął i pośpiesznie wstał. Jednak zrobił to za szybko. Zakręciło mu się w głowie. W ostatniej chwili złapał się brzegu obdrapanego biurka.

- Kapitan już wrócił?- spytał, nadal będac w połowie w krainie snów.

- Ta. Co tu, do cholery, się działo?

- Obroniłem Erena przed Chyu-Lao- powiedział dumnie Jean i zasalutował.

- Co?- spytał zdzwiony Levi i zmarszczył brwi.

- Chyu-Lao miał w planach przespać się z Erenem. W porę go zabrałem i wytłumaczyłem sytuację. Śpi w naszym pokoju od dwóch dni, kapitanie.

Brunet mimowolnie spojrzał na pogrążonego w słodkim śnie Erena. Zacisnął pięść i kiwnął głową. Koniomordy zasługuje na małą pochwałę od niego.

- Dobra robota, Kristein. Wracaj do spania, bo wyglądadz jak gówno. Oczekuję was na obiedzie o czternastej- powiedział Levi i wyszedł z pokoju.

Od razu skierował swoje kroki do salonu, gdzie Chyu-Lao grał z Erwinem w szachy przy kubku gorącej kawy. Usiadł na kanapie i założył nogę na nogę.

- Nie wiedziałem Chyu-Lao, że jesteś gejem- zaczął kapitan głosem wręcz ociekającym kpiną.

- Te dzieciaki nagadały ci takich bredni? Od początku mnie nie lubiły.

- Te dzieciaki, jak to ująłeś, są zbyt posłuszne, aby kłamać.

- No jakoś przy mnie takie posłuszne nie były- powiedział mężczyzna i upił łyk kawy- Szczególnie demon. Non stop pyskował.

- Bo pewnie źle go traktowałeś- mruknął pewny swojej racji Levi.

- Kapitanie, idź do swojego pokoju- zarządził Erwin- Ten mężczyzna zgodził się na pilnowanie naszych zakonników, mimo iż nic za to nie dostanie.

Brunet tylko prychnął i wstał z kanapy. Wolnym krokiem wszedł na piętro. Usiadł przy swoim biurku i zaczął wypełniać papiery, aby uspokoić umysł i wyciszyć złość.

***

Około czternastej wszyscy zaczęli schodzić na obiad. Eren, Jean i Conny wyglądali okropnie. Spanie na twardej podłodze nie było dobrym pomysłem. Bolały ich wszystkie kości.

Chyu-Lao wyjechał dwie godziny przed obiadem, dlatego zakonnicy mieli względnie dobry humor. Erwin, przy niewielkiej pomocy Hanji, zrobił naprawdę pyszne steki.

Zasiedli do stołu i zaczęli jeść w kompletnej ciszy. Nikt nie kwapił się zacząć rozmowy. Eren i Levi darowali sobie strajk głodowy. Co jak co, ale taka forma prostesu nie zadziała na dowódcę.

- A więc... Pojutrze wyjeżdżam- oznajmił Erwin, przerywając ciszę.

- Sam?- burknął kapitan, modląc się o to, aby blondyn potwierdził.

- Tak.

Kamień spadł brunetowi z serca. Nie było tego widać na jego twarzy, ale cieszył się w duchu jak małe dziecko z nowej zabawki. Będzie mógł miło spędzić czas z Erenem bez konieczności chowania się przed dowódcą.

- Zarąbiście- mruknął tak cicho, że usłyszał go zaledwie Conny.

Niski, łysy chłopak spojrzał na niego zdziwiony i wsadził do buzi kawał mięsa. Zerknął na dowódcę, a potem na kapitana i znów na dowódcę. Wzruszył ramionami, chcąc wyzbyć się niepotrzebnych myśli.

Eren w tym czasie prowadził ciekawy dialog z Jeanem. Zielonooki był zdania, że piekło przypomina jaskinię z czerwonymi skałami, a Kristein był praktycznie pewny, że to skąpana w lawie kraina pełna czarnych wysepek z brzydkimi diabłami.

Nikt nie przerwał im tej rozmowy, więc trwała ona w najlepsze do końca posiłku. Hanji była niezwykle cicha. Jej myśli zaprzątała próbka krwi demona lisiego. Znalazła w niej wiele nowych komórek, których nie spotkała nigdy w żadnym organiźmie żywym.

Kapitan wstał i wyszedł z pomieszczenia bez słowa pożegnania. To było dla niego bardzo typowe. Za nim wyszedł Conny z Jeanem, a chwilę później Hanji. Eren już miał opuścić kuchnię, ale Erwin złapał go za nadgarstek.

- Poczekaj. Pogadamy sobie chwilę- powiedział dowódca takim głosem, że szatyn zapomniał jak się oddycha.

- Muszę iść...

- Nie musisz. Siadaj.

Eren posłusznie zajął miejsce naprzeciwko Erwina i spojrzał na niego pytająco. Blondyn odchrząknął i upił łyk kawy.

- Nie mam nic do twojego pochodzenia. Jesteś półdemonem? Spoko, akceptuję to... Ale nie możesz być z tamtym dupkiem, rozumiesz? Nie popieram homo wśród zakonników. W twoich czasach może to i było normalne, ale teraz ludzie są bliżej Boga- zakończył monolog i splótł palce.

- Dla Boga nie ma znaczenia kogo kochamy. Dla niego liczy się to, jakimi jesteśmy ludźmi, czy nie krzwydzimy innych- powiedział Eren, którego zasmuciło postrzeganie Stwórcy jako nietolerancyjnego, strasznego faceta.

- Przestań pleść fanaberie. Jak nie jesteś demonem, nie ubliżaj Bogu. Została stworzona kobieta po to, aby ją kochać, a nie sypiać z mężczyzną.

- Nie robiłem tego z Levi'em- zaprzeczył szybko Eren, a na jego policzki mimowolnie wdarł się soczysty buraczek.

- Jasne...- mruknął Erwin i ruchem ręki udzielił szatynowi pozwolenia na odejście od stołu.

Eren szybko wstał i wszedł na piętro. Zaklął tak siarczyście, jak robił to Levi i wszedł do pokoju Hanji. Spojrzał na kobietę, która podjarana spisywała coś w notesie i westchnął.

Levi w tym czasie przygotowywał się do spania. Zauważył, że ostatnio stał się aż nazbyt wulgarny. To pewnie przez szalejące w nim emocje. Powinien się wyciszyć. Usiadł na biurku i zaczął zdejmować z siebie ubrania.

Coraz bardziej tęsknił za Erenem śpiącym w jego łóżku. Może to było dziwne, ale szatyn stał się częścią jego wieczornej rutyny. Gdy ten odzyskiwał siły, Levi delikatnie obejmował go całymi nocami, ale gdyby wiedział, że Erwin przerwie im tę sielankę, przytulałby go tak mocno, że chłopak najpewniej by się udusił.

Zasnęli parę minut po północy, tęskniąc za sobą. Tylko Hanji domyślała się jakie nieszczęście spadło na tę dwójkę. Była niezwykle inteligentna. Gdyby kazano jej powiedzieć coś o przypadkowo spotkanym człowieku, zapewne byłaby w stanie wydedukować nawet adres jego zamieszkania.

Nie zabijaj  [Riren, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz