Rozdział 27

962 59 39
                                    

Kiedy wysłaliśmy Bellamy'ego i Murphy na pierwszą wartę, wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kiedy wysłaliśmy Bellamy'ego i Murphy na pierwszą wartę, wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć. Dowózka miała zając około trzech lub czterech godzin, po których mieli się z nami skontaktować przez radio, a Raven będąca kierowcą miała wrócić do nas przed wschodem słońca.

Nikt nie wiedział czy to wypali, ale nie było innego wyjścia. Więźniów było kilka razy mniej, ale mieli przewagę pod postacią satelity, zaawansowanej broni i wioski, którą bardzo dobrze znali. To my mieliśmy wkroczyć na ich teren, dlatego dość dużo ryzykowaliśmy.

Ja i Clarke byliśmy osobami, które najbardziej chciały wrócić. Ostatnie lata wspólnie spędziliśmy w Edenie, stworzyliśmy tam dom dla małego Jake'a i przygotowaliśmy wszystko na powrót Skaikru oraz ludzi z bunkrów. Byliśmy pewni swego, ponieważ nikt nie spodziewał się najeźdźców z kosmosu, którzy okazali się bardziej niebezpieczni niż znani nam dotąd wrogowie; gorsza mogła się okazać tylko Fala Śmierci.

Siedząc na zewnątrz jaskini obok Artema, obserwowałem trening Lux. W walce wręcz wydawała się jeszcze lepsza ode mnie, ponieważ z łatwością pokonała swoich trzech przeciwników, a wydawała się nawet przy tym nie zmęczyć.

Była zupełnie inna. Zapamiętałem ją jako małą, przestraszoną dziewczynkę, która z powodu koszmarów przychodziła do mnie w nocy i zasypiała wtulona w moją rękę, natomiast teraz stała przede mną dumna i pewna siebie szesnastolatka z długimi, ciemnymi włosami. Była niesamowicie podobna do swojej matki, kiedy ją poznałem, jednak od Lux bił ogromny autorytet i powaga. Ludzie bali się jej i musiałem przyznać, że wzbudzała pewien postrach również we mnie.

Od początku wiedziałem, że coś się między nami zmieni, jednak widząc ją wtedy po raz pierwszy od sześciu lat zupełnie o tym nie myślałem. Dopiero scena w bunkrze, kiedy zabiła tego człowieka na stołówce, otrzeźwiła mnie. Rozumiałem ją, przynajmniej do pewnego stopnia, a jej zachowanie nie było niczym wyjątkowym w porównaniu do innych przywódców Azgedy lub innych klanów, ale to była moja córka. Widok spokoju na jej twarzy, kiedy obcinała temu człowiekowi głowę, zmroził mi krew w żyłach. To już nie była ta sama dziewczyna, co było pewnego rodzaju paradoksem, ponieważ zachowała stare nawyki i niektóre cechy.

- Dlaczego się wtedy wycofałeś? – zapytałem w pewnej chwili.

- Co? – zapytał zupełnie zaskoczony Artem, spoglądając na mnie.

- Dlaczego wtedy, w stołówce, pozwoliłeś jej zabić tego człowieka? Wydawałeś się pewny swoich racji i wyraźnie nie bałeś się jej gróźb, więc dlaczego odpuściłeś?

Chłopak nie odpowiedział od razu. Spojrzał przed siebie, na nadal trenującą Lux i przez dobrą chwilę nie odrywał od niej wzroku, jakby zastanawiał się nad odpowiedzą, którą byłbym w stanie zrozumieć. Próbował ubrać w słowa to, czego się nie dało.

- Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec na moich oczach zabił moją mamę. Miałem wtedy dziewięć lat. Dowiedziała się o jego dziwnych interesach i chciała pójść z tym na policję, ponieważ miała dość bycia żoną gangstera. Trafiłem wtedy do pogotowia opiekuńczego, gdzie zacząłem zadawać się z niezbyt dobrym towarzystwem. W wieku jedenastu lat uciekłem stamtąd, a rok później zostałem dilerem narkotyków. Wyobrażasz sobie dwunastolatka handlującego prochami? Ja nie, a właśnie nim byłem. Pomagały mi różne starsze dzieciaki, aż w końcu jeden z nich zaprowadził mnie do ich szefa. Gość ujrzał we mnie potencjał i zaczął trenować, abym stał się jego marionetką, a jednocześnie trofeum, którym możesz się chwalić kumplom. Trwało to jakiś czas, aż mają niecałe piętnaście lat po raz pierwszy zabiłem człowieka. Nie płakałem, nie krzyczałem, po prostu automatycznie wytarłem nóż, którym go dźgnąłem z odcisków palców i odszedłem. Mój szef był pod wrażeniem, że się nie złamałem, dlatego zaczął mnie częściej wykorzystywać do podobnych rzeczy. Zabijałem dla tego oprycha, wykonywałem wszystkie jego polecenia bez mrugnięcia okiem. W pewnym momencie nawet udało mi się do niego uwolnić i usamodzielnić, stałem się mordercą na zlecenie. Zabiłem setki ludzi, dlatego stało się to dla mnie chlebem powszednim. Wydaje się, że stałem się bezlitosny i pozbawiony emocji, ale wiesz co? Po każdym kolejnym morderstwie nienawidziłem siebie. Za każdym razem, kiedy trzymałem palec na spuście miałem nadzieję, że ktoś będzie szybszy i zabije mnie, zanim ja zdążę chociażby wylecować. Nienawidziłem siebie za to, że nie mogę z tego zrezygnować, ponieważ zabijanie było jedyną rzeczą, którą potrafiłem. Każdego dnia walczyłem o przeżycie i czułem do siebie odrazę, ponieważ robiłem to w jedyny sposób, jaki potrafiłem. I wiesz co? – zapytał, po czym na mnie spojrzał. Nie płakał, ale wyraz jego twarzy wyrażał ból, którego nie da się opisać. – W oczach twojej córki zobaczyłem do samo: strach, odrazę i nienawiść do siebie. Wrażenie, że to jedyny sposób na to, żeby przetrwać i dlatego Lux tak kurczowo się tego trzyma. Ja też byłem nikim, tak samo jak ona kiedyś, a kiedy wreszcie jest się na szczycie, trudno z niego zejść. Ja nie miałem nikogo, kto mógłby mnie wyciągnąć z tego bagna, dlatego widzisz jak skończyłem, jako jeden z więźniów. Ale ona ma ciebie. Musisz zrobić wszystko, żeby nie dotarła do miejsca, z którego nie ma już odwrotu.

Answer me | BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz