Hard To Say Goodbye

452 43 26
                                    

28 dzień

Kolejne dni w towarzystwie mojej słodkiej Chaeyoung, najlepsze co mogło mnie spotkać. Nawet Jisoo mnie w końcu zaakceptowała, chociaż nadal wysyłała mi smsami groźby, że jak zranię Chae to mnie zabije. Polepszył się także mój kontakt z Jaebum'em, co było raczej nieplanowane, ale wcale nie żałuję. Moje życie, które jeszcze niecałe 30 dni temu było totalnym gównem, a ja byłam aspołeczynym również gównem, w końcu zaczyna być... świetne.

Ja: Już za 5 minut wychodzę!

Rosé: Oki, będę czekać!

Mam się z nią spotkać w kawiarnii, mojej ulubionej... Podobno chce mi przekazać list i obiecane książki, mimo że nalegałam, że mamy jeszcze czas... Ach, Park Chaeyoung. Moja, Park Chaeyoung.

                   ..........................................

Ja: Wyszłaś już?

Anemone: Już, za chwilę. Muszę
poczekać aż moja mama przyjdzie do domu.

Ja: Za 2 dni moja nasze 30 dni!!

Anemone: Nadal planujesz ze
mną wtedy zerwać? 😂

Ja: Zobaczysz, Anemone 😂

Anemone: A w ogóle, dlaczego
Anemone?

Ja: Przyjdź szybko to ci powiem. Twoje Chai Latte wystyga.

Anemone: Moje Chai Latte?!!? Nie może być. Biegnę!

               .............................................

-Proszę Pani, zamykamy już.- pośpiesza mnie pracownik. Czekałam tu na nią 4 godziny, a Lisa się nie zjawiła...

-Tak, tak już. Przepraszam.- ukłoniłam się i zabrałam swoje rzeczy. Nagle usłyszałam wiadomości z telewizora.- Przepraszam, może Pan podgłosić?- barista wykonał moją prośbę.

~Nasi reporterzy donoszą, że w kamienicy nr 5 na ulicy XXXX doszło do nieumyślnego morderstwa. Ofiara została zepchnięta ze schodów domu. Sprawcą okazuje się matka, która w tym czasie była pod wpływem alkoholu i nieznanego nam rodzaju narkotyków. A ofiarą jest Lalisa Manoban, jej córka.- na ekranie pokazało się wielkie zdjęcie uśmiechniętej Lisy. Krew się we mnie zmroziła, nie... to nie może być MOJA Lisa... Z rąk wypadła mi reklamówka z książkami, a kolana się pode mną ugięły. Nie mogłam nawet płakać, to nie może być prawda. To nie jest Lisa, to nie moja Lisa. Ona po prostu zapomniała mi napisać, że nie da rady... Ona...

-Jaki to świat gdzie matka zabija własną córkę... Proszę Pani? Proszę Pa...- chyba zemdlałam, to były ostatnie słowa jakie usłyszałam.

           ..............................................

Obudziłam się w szpitalu, wśród białych ścian. Obok mnie siedziała spokojnie Jisoo.

-Gdzie jest Lisa? Nie napisałaś do niej żeby przyszła?- zapytałam przecierając oczy. Jisoo spojrzała na mnie ze łzami w oczach, do pokoju wszedł cały zapłakany Jaebum.- Co się dzieje?

-Kochanie...- Jisoo wzięła moją dłoń w swoją.- Lisa... Lisa nie żyje. Została zabita...- usłyszałam cichy pisk bólu Jaebum'a.

-Nie...- zachichotałam.- No przecież wczoraj byłyśmy razem w kawiarnii, kiedy niby miała zostać zabita?- zadrwiłam z nich.

-Nie byłyście, została... zepchnięta ze schodów przez swoją matkę jak do ciebie wychodziła... Zemdlałaś w kawiarnii...- Jisoo już nie patrzyła mi w oczy. Lisa... Nie żyje? Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły, to jak oglądałam wiadomości... Co powiedział do mnie barista... Jak zemdlałam. Wydałam z siebie bolesny krzyk, z moich oczu tym razem wyleciały łzy... a raczej morze łez.

-Nie...! Nie...! TO NIE JEST PRAWDA! Lisa żyje! Ona żyje!- krzyczałam i krzyczałam w akompaniamencie płaczu Jaebum'a. Nie przestawałam przez jakieś 30 minut, do czasu, gdy straciłam głos a ja sama od płaczu, odwodniłam się.

-Policjanci znaleźli przy niej list... zaadresowany do ciebie.- chłopak podał mi otwarty już wcześniej list, pewnie policja musiała sprawdzić co w nim jest. Powoli, mimo rozmazanego przez łzy widoku zaczęłam czytać. Na głos

"Droga Chaeyoung,

Skoro ty masz jakiś list to ja także powinnam się owym odwdzięczyć nie?
Chciałabym ci przekazać, że bardzo cię kocham. Co dla mnie jest niespotykane, bo nikogo nigdy nie kochałam i nie znam tego uczucia, ale mam pewność że to co czuję do Ciebie to miłość. Na początku naszej 'znajomości' STRASZNIE mnie wkurzałaś, naprawdę, byłaś nie do zniesienia! Pewnie zastanawiasz się co mnie do Ciebie przekonało, a mianowicie... pamiętasz jak poprosiłaś mnie o szampon w trakcie naszej prześwietnej wycieczki? Niechcący otworzyłam Twoją torbę z lekami, zastrzykami i Bóg wie jeszcze czym. Muszę przyznać... to nie przez pyłki wtedy płakałam. Zrozumiałam, jak silna musisz być, żeby to wszystko znosić i jakimś cudem... pokochałam takiego małego demona jak Ty. Jestem pewna, że czeka nas jeszcze wiele więcej radosnych, romantycznych i innych momentów razem! Więc nie myśl mi jeszcze o umieraniu, moja mała różyczko. Pobądź jeszcze silna... Dla mnie!

Twoja, na zawsze
Lisa."

Płakaliśmy wszyscy we troje. Później, gdy Jisoo i Jaebum mnie opuścili... Płakałam sama, wpatrując się w sufit przeklinałam swój los. Przecież to ja miałam umrzeć, nie Lisa... A gdy już całkowicie nie mogłam płakać, łkałam jak bite zwierzę. Przytulając do swojego ciała mocno list ukochanej czułam jej delikatny zapach. Chciałam sobie ją wyobrazić, chciałam zobaczyć ją ten jeden ostatni raz. Poczułam jak wszystko się we mnie gotuje, czułam gniew, smutek, frustrację... Czułam jakby ktoś kopał mnie od środka...

-Lisa...- wzniosłam rękę ku górze.- Nie zdążyłam ci powiedzieć co znaczy Anemone...

____________________________________

Rozdział 2/3 z naszego maratonu.
Przepraszam, że zrujnowałam właśnie wasze humory 😅 i że nie przedstawiam sobą ani tym ff za grosz szczęścia 😂
Mam już w planach kolejne ff, które mam nadzieje będzie bardziej szczęśliwe 😂

Dziękuję za odczyty i głosy! 💕

P.S
Przepraszam za BARDZO DUŻE opóźnienie. Jakimś cudem zcrashował mi się Wattpad i nie chciał się otworzyć więc musiałam go zainstalować i odzyskać konto. Przepraszam.

30 Days // Chaelisa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz