Press start

2.1K 137 32
                                    

Wiele było osób takich jak Ran, którzy nie do końca radzili sobie z własnymi umiejętnościami, przez co normalne funkcjonowanie w społeczeństwie było niemożliwe i graniczyło z cudem. Takie „wyjątki", jak miała w zwyczaju mówić, trafiały do specjalnych ośrodków, w których starano się pomóc w zapanowaniu nad zdolnością, jednak jeśli wszystko zawodziło, pozostawało tylko faszerowanie lekami ograniczającymi. Czy było to słuszne? Z pewnością było to robione w dobrej wierze, jednak skutki uboczne zażywania leków specjalnie stworzonych pod dany dar były wciąż odkrywane. Zazwyczaj był to potworny ból głowy, bądź brzucha, ale zdarzały się sytuacje, w których biorca nie mógł oddychać, a nawet dostawał ataku epilepsji. Wszystko to było jedną wielką ruletką, na którą godziły się rodziny owych „wyjątków".

Jasny korytarz prowadzący do biblioteki był dobrze oświetlony i pozbawiony żywej duszy. Dziewczyna powolnym krokiem zmierzała w stronę drzwi, starając się nie przewrócić na mocno wypolerowanym parkiecie. W całym pomieszczeniu roznosił się zapach cytrynowego środka do czyszczenia, którego wręcz nienawidziła. Spędziła już w ośrodku siedem lat i nic poza niektórymi pacjentami się nie zmieniło, nawet cholerny płyn do podłóg. Znała na wylot każdy kąt w kilkuset metrowej posiadłości i wszystkie możliwe grafiki, rozpoczynając od zmian na kuchni, po prace ogrodowe. Nie cierpiała tego miejsca i swoich rodziców, którzy po zobaczeniu ulotki ośrodka prawie natychmiastowo ją spakowali i zawieźli. Miała wtedy zaledwie trzynaście lat i nadal łudziła się, że wrócą i ją stąd zabiorą. Teraz nawet o tym nie śniła. Ubezwłasnowolnili ją na drodze sądowej, pomimo, że nawet nie brała udziału w rozprawie. Tłumaczyli się jej dobrem, ale prawda była zgoła inna, gdyż nawet przed samym sobą nie chcieli przyznać, że ich własna córka budziła w nich strach, a na wspomnienie nieszczęsnego incydentu, obrzydzenie.

Po przekroczeniu progu biblioteki, cicho przywitała się z siedzącym przy biurku mężczyzną i ruszyła w najdalszy kąt sali. Potrzebowała spokoju i ciszy, której bez przeszkód mogła zaznać tutaj. Akurat dzisiaj głowa bolała ją niemiłosiernie, przez co ostatnim, czego sobie życzyła to siedzenie na cotygodniowym wieczorze kinowym, który odbywał się w pokoju dziennym. Co prawda nie mieli dostępu do internetu, ale posiadali imponującą kolekcje filmów na DVD, które zdążyła poznać na pamięć. Usiadła na wygodnej dwuosobowej kanapie i oparła się na poduszkach, zamykając oczy. Starała się rozluźnić mięśnie twarzy, jednak głos dobiegający zza jednej z wysokich półek na książki jej to uniemożliwił.

- Ej - powiedział ktoś, na co czarnowłosa zmarszczyła brwi i rozejrzała się wkoło. Nikogo nie było. - Podejdź tu. - Głos dobiegał z jednego z niewielkich korytarzy między półkami. Spięła się cała i zawahała. Czyżby leki już nie działały, tak jak dotychczas? Chwilę jeszcze siedziała, po czym wstała i skierowała się do odpowiedniego miejsca. Z duszą na ramieniu zajrzała tam, jednak było pusto. Serce zaczęło walić jej jak młotem i miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Ręce trzęsły się jej pomimo ściskania ich na materiale kraciastej spódnicy.

Nie mogło jej się przesłyszeć. Te słowa zostały zbyt wyraźnie powiedziane, na dodatek się powtórzyły. Wzięła głęboki oddech i westchnęła. Wygładziła materiał pogięty przez jej palce i odwróciła się z zamiarem wrócenia na swoje miejsce. Zamarła, widząc młodego chłopaka opartego o regał.

- Zdziwiona? - spytał, uśmiechając się szeroko. - Doktorek nie powiedział, że do leków organizm się przyzwyczaja? No cóż, jego błąd.

- C-czego chcesz? - zająknęła się i cofnęła o krok.

- Nudzi mi się i potrzebuję jakiejś rozrywki. - Odsunął się od półki i ruszył powoli ku przerażonej dziewczynie, która z każdym jego krokiem oddalała się. Poruszał się bezszelestnie ze wzrokiem utkwionym w drobnej sylwetce brunetki, która odsuwała się coraz dalej, dopóki ból głowy przeszył gwałtownie jej głowę, przez co skrzywiła się i zatrzymała. Szatyn wykorzystał to i już wyciągał w jej stronę rękę, kiedy rozległ się głośny dzwonek, a zaraz potem wybuch. Ran oprzytomniała i wykorzystała moment zawahania się chłopaka, żeby uciec. Gnała przez czysty korytarz, który teraz zapełniał się pacjentami i opiekunami, którzy kazali wracać do swoich pokoi. Ona nie mogła tego zrobić, była zbyt przerażona na to, żeby dać się złapać i wsadzić w cztery ściany, w których zapewne on ją znajdzie.

‭Game | Shigaraki‬ TomuraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz