#6

9 0 0
                                    

Po otworzeniu oczu, dostrzegłam wnętrze swojej komnaty. Rozglądając się, dostrzegłam śpiącego Marcusa. Kładę znowu głowę na poduszczę i spoglądam na sufit.

,,Czy...to był sen?'' - pytam się w myślach, chociaż wiem jaka jest odpowiedź.

Nagle widzę, że Marcus się obudził i mimowolnie spojrzałam na niego. Jego twarz, kiedy na mnie spojrzał, zdradzała wiele emocji. Tylko czemu, aż tyle emocji wywołało moje obudzenie?

- Meredith, całe szczęście. - z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos chłopaka, który po chwili mnie obejmuję z całej siły, że aż muszę się od niego uwolnić, bo by mnie za chwilę udusił. - Nie wiesz nawet jak nas wystraszyłaś. - patrzę na niego, nie wiedząc o czym mówi.

- Co się stało? - pytam, bo teoretycznie nie wiem co tak właściwie się stało.

- To ty nic nie pamiętasz? - gdy kręcę przecząco głową, zaczyna mi wyjaśniać co się stało, kiedy ostatni raz się widzieliśmy.

- Otruta?! - zasłaniam dłonią usta z niedowierzania.

- Tak, tylko niestety nie wiemy przez kogo.

,,Ja już raczej wiem, kto próbował mnie otruć.'' - myślę i kiedy miałam wstać, nagle dłonie chłopaka znalazły się na moich ramionach.

- Musisz odpocząć, wciąż jeszcze jesteś słaba. - oznajmia, jednak ja nie planowałam zostać w tym zamku ani minuty dłużej.

- Nie...musimy stąd jak najszybciej... - tu nie dokańczam, bo nagle do komnaty jak poparzony wbiega Jeffrey.

- Marcus...jak najszybciej bierz Meredith i.. - gdy odwrócił się w stronę księcia i dostrzegł, że się wybudziłam zamilkł. - Widzę, że się już obudziłaś. - mówi i posyła mi szczery uśmiech. - Teraz jednak nie czas na szczęśliwe piski, musimy jak najszybciej się stąd zbierać.

- Dlaczego? - pyta się Marcus i spogląda na swojego przyjaciela.

- Nie ma czasu na wyjaśnienia, po drodze wyjaśnię. A teraz Meredith, ubieraj się i zabierz wszystko co najpotrzebniejsze. - mówi i chwyta za rękę księcia, po czym wychodzą z komnaty.

Szybko dostrzegam swoje ubranie, więc pomimo bólu wstaję z łóżka i ubieram się. Następnie wszystko co mi będzie potrzebne zabieram i wychodzę na korytarz, kierując się jak najciszej w stronę komnaty Marcusa. Po wejściu do komnaty, spoglądam na chłopaków, którzy zabierali broń i inne potrzebne dla nich przedmioty. Nagle spoglądają w moją stronę i gdy już wszystko zabrali, podchodzą do mnie.

- Dobra, wszystko mamy, więc musimy teraz niespostrzeżenie wyjść z zamku. - mówi Jeff.

- Tylko jak to zrobimy? - pytam się przyjaciela.

- Musimy się skradać. - odpowiada Marcus. - Inaczej strażnicy mogą coś podejrzewać i szybko uprzedzą Kashira. A tego raczej nie chcemy.

Tak jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy. Całe szczęście nikt nas nie zobaczył, jednak coś mi nie pasowało. Strażników było bardzo mało...czyżby coś naprawdę szykował Kashir? Jeśli tak, musimy najszybciej się stąd wydostać. Po dotarciu do najbezpieczniejszego miejsca, jakim okazał się las, kierowaliśmy się w jego głąb, aby w razie czego strażnicy nas nie złapali oraz mieli szansę jeszcze na ukrycie się.

[Kashir]

- Jak to nie ma ich?! Przeszukaliście na pewno wszystkie pomieszczenia?! - krzyczę na sługę, który oznajmił, że nigdzie nie było naszych gości. - Macie znaleźć tą dziewczynę i przynieść ją tu! Żywą oczywiście, bo martwa jest bezużyteczna, zrozumiano?! - patrzę na kapitana straży. - Ich możecie zabić, bo nie są mi potrzebni. Ale moja bratanica, ma być w całym kawałku, zrozumiano?! - poddenerwowany chodzę po komnacie.

-Tak jest, panie. - kłania się i wychodzi.

Podchodzę do okna i parzę na niebo. Przecież nie mogli uciec daleko,  jeśli niedawno uciekli. Miałem nadzieję, że jak najszybciej ich odnajdą, bo jeśli nie, moje plany zostaną pokrzyżowane.

,,Meredith, możesz nawet się ukryć pod ziemią, ale i tak cię znajdę. A gdy już zyskam to czego chcę, dołączysz do swoich rodziców.'' - spoglądam na las, nad którym świeci księżyc w pełni.

[W tym samym czasie]

Chodzę po lesie, w celu nazbierania leczniczych ziół i innych skarbów natury. Nachylam się, aby zebrać zioła, kiedy nagle czuję silną energię, przez co zaprzestaję czynności i prostuję się.

- Famesa, Aurisa! Czujecie to? - pytam się, swoich przyjaciółek, kiedy podchodzą do mnie.

- Ta moc. - oznajmia Aurisa i rozgląda się po lesie.

- Czyżby to była właścicielka medalionu? - rozmyśla Famesa.

- Czyli, że przeznaczenie powoli się wypełnia. - mówię i odwracam głowę w stronę rzeki. - Nadszedł czas, aby medalion i jego właścicielka się połączyli. - mówię, a wszystkie się zgadzamy.

Po chwili we trójkę rzucamy zaklęcie, które ma przyprowadzić ją, następczynie tronu Avalonu. Kiedy zakończyłyśmy rzucać zaklęcie, patrzyłyśmy w niebo przez dłuższy czas. Panowała cisza, a wokół nas słychać było tylko śpiew ptaków.

- Myślisz, że zaklęcie do niej dotrze, Isaura? - pyta mnie Famesa.

- Miejmy nadzieję, że tak. W końcu gdyby nie była blisko nas, byśmy nie poczuły tej mocy. - mówię i zerkam na moje towarzyszki.

Liczyłam tylko, aby była gotowa, aby połączyć się z medalionem. W końcu to była jedyna szansa, aby powróciła równowaga i harmonia. Po długim czasie zbierania potrzebnych rzeczy, postanowiłyśmy wrócić do naszej chaty, która mieściła się w tym samym lesie. Była to w końcu dobra kryjówka, aby nikt niepożądany nie wtargnął i nie znalazł medalionu.

Medalion AvalonuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz