#7

11 0 0
                                    

Szliśmy nie wiem ile czasu, ale wciąż wiedzieliśmy, że jeszcze długa droga, aby być w bezpiecznej odległości od zamku Kashira. Nagle usłyszałam szept, który z każdą chwilą, kiedy stawiałam kolejny krok, nasilał się. Brzmiał jakby wołał mnie. 

,,Ktoś mnie woła, czy to moja wyobraźnia?" - pomyślałam i rozglądałam się w poszukiwaniu chociaż jakiejś poszlaki, kto by mógł mnie wołać.

- Meredith, wszystko dobrze? - pyta mnie Marcus, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.

- Emm...wydawało mi się, że ktoś mnie wołał. - mówię i nagle słyszę głos, który o dziwo już skądś kojarzę.

- Już czas Meredith, abyś złączyła się ze swoim przeznaczeniem. Podążaj za moim głosem, a ty i twoi towarzysze będziecie z dala od niebezpieczeństwa. - mówi jakby kobiecy głos i zaczyna mówić mi, dokąd mam iść.

- Marcus, Jeffrey chodźcie! - mówię i ignorując ich wołania, idę w stronę, w którą kieruje mnie nieznany głosik.

--------------------------------------------

Głos prowadził nas już w bardzo długą podróż. Mimo, że czułam zmęczenie, nie mogłam się zatrzymać, bo czułam, że jesteśmy coraz bliżej miejsca do którego prowadził nas ten głos. Jednak co chwila musiałam się zatrzymywać i upewnić się, czy na pewno dobrze idziemy.

- Meredith, zwolnij! Bo zaraz.... - Marcus wołał za mną, jednak nie dokończył, gdyż poczułam, że upadam.

- Meredith! - krzyczy Marcus, łapiąc mnie za nadgarstek, przez co zmusił mnie, abym się w jego stronę odwróciła, po czym szybko znalazłam się w jego szczelnym uścisku.

- Boże, kobieto! Masz szczęście, że w samą porę cię złapałem! - karci mnie Marcus i mocno mnie chwyta za ramię kiedy, znów chcę podążać naprzód.

- Musisz odpocząć. Meredith, słuchasz mnie w ogóle? - po chwili zmusza mnie, abym na niego spojrzała.

Patrzyłam się na niego jak przez mgłę, bo wciąż byłam jak w amoku. Jakby ten głos był częścią jakiegoś zaklęcia. Jednak mimo, że chciałam wyzwolić się z tego czaru, nie pozwalał mi na to. Dlatego Marcus chwycił mnie mocniej, kiedy chciałam ruszyć dalej.

- Meredith, czyś ty zgłupiała? Musisz odpocząć! - mówił dalej, jednak ja już go nie słuchałam.

[Marcus]

Patrzyłem na nią, nie wiedząc co mogłem zrobić, aby ją zatrzymać. Nie wiedziałem skąd nagle miała tyle energii, aby się szamotać. Jednak nie dane jej było, aby się uwolnić z mojego uścisku, gdyż przywarłem jej ciało do pobliskiego drzewa i po chwili położyłem swoje ręce po obu stronach jej głowy.

- Marcus...musimy...- nie dokończyła swojego wywodu, gdyż przywarłem swoimi ustami do jej malinowych ust.

Meredith na początku była w szoku, jednak po chwili poczułem, jak oddaje go ze zdwojoną siłą. Mimo, że nie była to za bardzo odpowiednia chwila na całowanie się, gdyż wciąż byliśmy zbyt blisko spotkania się z żołnierzami Kashira, uśmiechnąłem się, że Meredith mnie nie odepchnęła. W umyśle słyszałem tylko jeden głos z którym już od dłuższego czasu się o to sprzeczałem, ale po tym pocałunku musiałem się z nim zgodzić. Kocham Meredith, jest dla mnie ważna i zamierzam ją ochronić, nawet gdybym miał przypłacić za to życiem. 

[Meredith]

Kiedy poczułam miękkie usta Marcusa, nie wiedziałam co zrobić. Wahałam się, ale oddałam po chwili pocałunek. Poczułam, że chłopak się uśmiechnął, przez zrobiłam to samo. Czułam, że moje serce teraz bije bardzo szybko, jednak nie przejmowałam się tym, tylko po chwili coraz bardziej pogłębiliśmy pocałunek.  Nie przejmowaliśmy się, że w każdej chwili mogliśmy zostać schwytani, ani że Jeffrey jest obok nas. W tej chwili liczyliśmy się tylko my i ta chwila. Jednak jak to zawsze bywa, ktoś musiał nam przeszkodzić i tym kimś był właśnie Jeffrey.

- Pora chyba wyruszać, jeśli chcemy jeszcze tam dotrzeć przed zmrokiem.

- Zgadzam się z tym. - mówię i po chwili znów kierujemy się wskazaną drogą.

Jako, że ja prowadziłam, szłam na przodzie, a za mną o parę kroków szli moi przyjaciele, choć nie wiem czy jednego mam tak nazywać. Przez ten pocałunek, mam wiele myśli i pytań, na które nie znam odpowiedzi, choć nurtujący głos podświadomości co chwila mówił: Kochasz go!

Szczerze...od kilku lat był dla mnie ważny, jednak czy mogłam powiedzieć, że go kocham?

[Marcus]

Przez całą drogę towarzyszyła nam niezbyt przyjemna cisza, jednak po kilku minutach usłyszałem głos mojego przyjaciela.

- Marcus, coś jest pomiędzy tobą, a Meredith? - zadaje mi pytanie i po chwili na mnie spogląda.

Szczerze nie wiedziałem dokładnie co powiedzieć, ale po chwili wypowiedziałem coś, co samo mnie zaskoczyło.

- Jest dla mnie bardzo ważna, ale nic między nami nie ma. - Choć chciałbym, aby tak było. - dopowiedziałem sobie w myślach.

- Heh dlaczego nie potrafisz być sam ze sobą chociaż szczery,co? Widzę jak na nią patrzysz i jak ona na ciebie patrzy. I wiesz co ci powiem? Oboje darzycie się uczuciem, ale nie chcecie się do tego przyznać.Ani ty, ani ona. - wiedziałem, że miał rację, jednak czy byłem pewny czy ona mogła to samo czuć? - Nie strać szansy, abyście byli razem. Nie chcę byś przechodził przez to co ja. - mówi i patrzy w kierunku dziewczyny, która zastanawia się w którym kierunku się udać. - Wiesz jak skończyła się moja historia miłosna, więc lepiej nie idź moją ścieżką. - klepie mnie delikatnie w ramię i po tym kończy rozmowę. 

Wiedziałem, że jest to ciężki dla niego temat, więc wolałem się już nie odzywać. Każdy z nas szedł pogrążony we własnych myślach. 


[Meredith]

Po kilkunastogodzinnej wędrówce, dotarliśmy do miejsca, w które kierował nas obcy głos. Szczerze było to dziwne miejsce, gdyż był to jedyny dom, który znajdywał się między granicą lasu, a polaną, jednak krajobraz był tak piękny, że nie mogłam oderwać od tego miejsca oczu. Nagle z domu wyszły trzy postacie, które miały zakryte twarze kapturem.

- Meredith, ukryj się za mną. - polecił Marcus i czym prędzej znalazł się obok mnie.

Szybko ukryłam się za ciałem chłopaka i wyczekiwałam biegu dalszych wydarzeń.

- Witajcie! A zwłaszcza ciebie, dziedziczko królestwa Avalonu. - mówi kobieta, która stała pośrodku dwóch innych kobiet. - Nie bójcie się, nic wam nie zrobimy, a jedynie pomożemy. Sprowadziłyśmy was tu, aby los wreszcie się ziścił. - wtedy spojrzała na mnie.

- Meredith, czas abyś poznała swoje przeznaczenie, jak i całą historię twego rodu. Oraz jak bardzo potężnej, a zarazem niebezpiecznej mocy jesteś posiadaczką. - teraz wzięła głos inna kobieta, która po chwili zdjęła kaptur.

Była to piękna kobieta, która mogła być w tym samym wieku co Jeffrey. Jej blond włosy były zaplątane w długi warkocz, który opadał na jej lewe ramię. Nie wiedząc czemu ze zdziwieniem spojrzała na Jeffa.

- Nie, to nie możliwe. - słyszę głos Jeffreya i na niego spoglądam. - Isaura?!

- Jeffrey? - mówi i zakrywa usta dłonią.

Widzę, że nie tylko Jeff jest w wielkim szoku, jednak skąd oni się mogli znać? Patrzę na Jeffreya, to na kobietę o imieniu Isaura, ciągle zastanawiając się co spowodowało ich zszokowane, a zarazem smutne spojrzenia.

- Czas, aby wszystko zostało wyjaśnione. - odzywa się ostatnia osoba, która zdjęła kaptur, a jej rude włosy zaczęły tańczyć na wietrze. - Chodźcie! - idzie w stronę domu, a po chwili każdy podąża za nią i po chwili znajdujemy się przy chacie, zapewne w której mieszkały te trzy kobiety.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 08, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Medalion AvalonuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz