– Kurwa mać, czy ciebie popierdoliło?!
Przez lata życia w Gazeran – nikt nigdy nie zawracał sobie głowy podaniem mu dokładnej ich liczby – Darrell zdążył dojść do kilku stosunkowo istotnych wniosków.
Pierwszy, rzucający się w oczy po zaledwie paru minutach baczniejszej obserwacji, był taki, że zdecydowaną większość mieszkańców wioski stanowili ostatni idioci. Nie chodziło tu nawet o fakt, że umiał wskazać zaledwie cztery osoby, które potrafiły czytać i pisać – ani nawet o to, że owa czwórka stanowiła zaledwie dwie setne procenta całości mieszkańców, czego zapewne żaden z nich nawet nie próbował wyliczyć. Ba, nawet to, że co drugie zjawisko wyjaśniali bożym gniewem, nie przesądzało o tej opinii.
...przynajmniej nie wyłącznie.
Byli idiotami. A ten jebany staruch był największym kretynem z nich wszystkich.
– Kurwa, powiedz coś!
Eliot zacisnął usta. Delikatne drgnięcia mięśni twarzy wskazywały, że próbował walczyć z odruchem, ze słowami, cisnącymi się gdzieś na końcu języka. W przeciągu zaledwie kilkunastu sekund pobladł znacznie; jego skóra nabrała szarego, skrajnie niezdrowego odcienia.
Jak u trupa. Jak u pierdolonego nieboszczyka, którym powinien zostać, zamiast...
Śnisz. To po prostu musi być sen.
– No, dawaj! – Taboret zaskrzypiał żałośnie, gdy podniósł się z miejsca, natychmiast zyskując nad ojcem kilkadziesiąt centymetrów przewagi. Widział, jak mężczyzna drgnął znowu, bezwiednie, nieznacznie chowając głowę w ramionach; nawet teraz nie pozwolił mu stracić kontaktu wzrokowego. – Gadaj! Co ci, kurwa, do łba uderzyło, żeby mnie, psiamać, sprzedać?!
I to jeszcze za chrzanioną drobnicę. Za żałosne...
Ojciec pokręcił gwałtownie głową.
– Nie miałem wyjścia! – Poza tymi chwilami, gdy pod wpływem strachu zamieniał się w rozpaczliwie skrzeczącą kurę, miał całkiem przyjemny głos. Bez pudła potrafił policzyć dni, które spędził, słuchając ojcowskich historii; w tych dziwnych, niemalże zamierzchłych czasach, gdy wydawał się przede wszystkim rodzicem, a nie skończonym kretynem.
W czasach, kiedy taka sytuacja, jak ta, zapewne nawet nie przyszłaby mu do głowy.
Dawno temu. Bardzo dawno temu.
– Nie miałem wyjścia! – powtórzył z uporem, kuląc się jeszcze bardziej. – Za... Zabiliby mnie, gdybym nie poszedł z nimi na układ!
– Nie, kurwa! – przerwał mu zaraz. – Zabiliby cię, bo kradłeś im pierdoloną zastawę stołową! DLATEGO by cię zabili!
Ciche, siarczyste przekleństwo było wystarczająco wymowną reakcją.
Ty pierdolony...
Odetchnął głębiej; miał wrażenie, że powietrze zadrżało nieznacznie, jak podczas skwaru, który nawiedził ich wioskę nieco ponad siedem lat temu. Doskonale pamiętał, jak wyglądały wówczas pola – jak wiele mówiło się o głodzie, który odczuje całe Gazeran i jak często dochodziło do starć między dzieciakami o kawałek chleba.
Widział to czternaście razy.
Tak, wtedy powietrze zachowywało się dokładnie tak samo. A jednak...
Oddychaj. Po prostu oddychaj.
– Obiecałeś – odezwał się po dłuższej chwili – obiecałeś, że wyślesz mnie do stolicy na studia. Że dasz mi na to pieniądze.
CZYTASZ
Popiół i złoto
Fantasía„Siedem lat i jeden dzień. W ten sposób spłacisz swój dług." * Kwiaty nie przypominały niczego, co dane mu było widzieć. Przystanął w pół kroku, patrząc uważnie na krzew. Pnącza rośliny zdawały się nie mieć końca; rozłożyste i gęste, pochłaniały cał...